Imperator Bałtycki Sherry Oloroso BA vs Komes Porter Bałtycki Sherry Oloroso

Gdy w grudniu 2013 roku na rynek wyszedł Imperator Bałtycki, omal nie obsikałem pieluchomajtek. To była jedna z większych kraftowych podniet w moim życiu. Nawet Samiec Alfa czy przehype’owana druga warka Imperium Prunum nie dostarczyły mojemu organizmowi takiej dawki noradrenaliny i endrofin. Wyrosłem później z rzucania się na wszystkie nowości niczym złomiarz na starą pralkę, więc wersja Imperatora Sherry Oloroso dostrzeżona na WFP w 2017 roku podniosła mi tętno (i nie tylko) jedynie nieznacznie.

Wypiłem małe z kolegą na pół, kupiliśmy po kartoniku, wrzuciłem piwo do szafy. Klasycznie o nim zapomniałem, odkopałem po półtora roku. Scenariusz numer 106, jeśli o mnie chodzi. Powtarzalny jak bluzgi w filmach Vegi.

Na działkę, tym razem, zabrałem porządne szkło. Do takiego piwa trzeba podchodzić z szacunkiem, wspominając ten dreszcz emocji, kiedy jedna z Czytelniczek — poprosiwszy mnie w 2013 roku o zakup kilku butelek — później się na mnie obraziła i powiedziała, że mam je sobie wziąć. Po czym mnie zbanowała.

Trudno. Więcej dla mnie :)

Imperator Bałtycki Sherry Oloroso BA

Ten tęgi sukinkot atakuje zapachem marmolady owocowej już po odkapslowaniu butelki. Mimo obecności sosnowego boru w pobliżu, bez problemu idzie w nim odnaleźć wpływ beczki po sherry. Marmolada owocowa (wiem, że się powtarzam), ciemne owoce, nieco miodu, daktyle, figi, trochę ciemnej czekolady i popiołu. Wpędzi w ekstazę osoby, które pragną zetknąć się z piwem wielowymiarowym.

Prezentuje się świetnie, kożuch w kolorze cappuccino długo opierał się grawitacji (płaskoziemcy triggered). Żadnych nut bimbrowych tak w aromacie, jak i w smaku.

Imperator jest nisko wysycony, gęsty i agresywny. Nie zabrano mu niczego z wersji podstawowej, gdy ranił podniebienie krótką, punktową, intensywną jak trip na kwasie ziołową goryczką.

 

Gorzkiej czekolady jest tutaj tak dużo, że w pierwszych dwóch łykach ciężko doświadczyć tego, co kryje się za nią. Kiedy usta przywykną do czekoladowej kumulacji i srogiej (ale przyjemnej) goryczki, dostajemy nadzienie z marmolady owocowej.

Ta zaś, po ogrzaniu, przechodzi w smak daktyli i miodu. W posmaku ciemne owoce i przypalony cukier — jak się później okaże — element obecny w obydwu piwach. Piwo miło grzeje, po kilku łykach jest nawet ciut słodkawe, gorzka czekolada nie odpuszcza do końca.

Genialne, złożone. Nie wiem co Wam więcej napisać. To trzeba wypić i tyle!


Komes Porter… kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy? Blisko rok przed Imperatorem, luty 2013. Do dziś wspominam, jakie wrażenie wywarł na mnie ten solidny kawowy kop w podniebienie. Stykałem się z nim później prawie tak często, jak z memami o Korwinie na Wykopie.

Płatki Dębowe uważam zresztą za jeden z lepszych porterów bałtyckich w Polsce. Naturalnym następstwem była więc nadzieja, że wersja z płatkami z beczki po Sherry Oloroso urwie mi to i owo nie mniej niż wersja dębowa.

Komes Porter Bałtycki Sherry Oloroso

Do piwa tego trafiły płatki z beczki. Nie było leżakowane w beczce po sherry jak piwo od Pinty. Nie zapakowano go również w fikuśny kartonik. Etykieta jest łudząco podobna do wersji z dębiną.

Komes Porter Płatki Sherry Oloroso

Koszt butelki to 7,50 zł za 0,5l. Możecie więc kupić — w wyobraźni, bo Imperatora Oloroso chyba nie ma na rynku — 1,5-2 litry Komesa zamiast imperiala od Pinty w butelce 0,33l. Pokusa jest więc ogromna. Tym większa, im bardziej ktoś nie ma kasy na zabawy w piwa kartonikowe. Ja to rozumiem, nawet nie wiecie jak bardzo.

Niestety, na zdjęciu nie udało się tego elementu uchwycić. Piana w porterze od Fortuny wpada właściwie w kolor żółty. Być może to zasługa wczesnojesiennego słońca, jednak efekt był przyjemny dla oka. Niestety, szybko uciekła ze szkła.

Komes Porter Płatki Sherry Oloroso

Zapachem rządzą syrop czekoladowy na spółę z mleczną czekoladą. Właściwie ciężko wyczuć tutaj coś poza tym słodkim aromatem. Co jakiś czas przebija element, który zidentyfikowałem jako zbutwiałe drewno. Jest jakieś echo miodu, ale bardzo daleko. Za dużo trzeba wąchać, aby je wyłapać i nie każdemu może się ta sztuka udać.

Płatków z beczki nie ma. A może są, ale na granicy autosugestii. Jak człowiek zapomni, że tej beczki oczekiwał, to zapach jest genialny. Jak człowiek nie zapomniał, to pozostaje spory niedosyt.

Piwo smakuje jak dobrej jakości deserowa czekolada. Klei się nieco do podniebienia i pozostawia w ustach intensywny kakaowy finisz. Dodatek płatków ponownie nie daje rady. Ledwie wyczuwalna nuda miodowa to chyba od nich, w toku ogrzewania kojarzy się z daktylami.

Karty rozdają tutaj czekolada deserowa, niezbyt mocna paloność i przypalony cukier, którego w porterach nie lubię, gdy bardzo szybko „wchodzi” za smakiem czekolady. W Imperatorze trzymał się w tle i dobrze komponował, tutaj nie pozwala się czekoladzie utrzymać długo w ustach.

Bardzo dobre piwo, które wypiłem z przyjemnością z dziewczyną. Szkopuł w tym, że oczekiwanych nut od sherry w nim prawie nie uświadczyłem. Możecie albo kupić je do zabawy w sensoryka i sprawdzić, czy typ z Piwolucja nie gada bzdur. Możecie też kupić nieco tańszą wersję podstawową, bo te piwa są bardzo podobne.


Czy powinno się te dwa piwa ze sobą zestawiać? To oczywiste, że będą się różnić znacząco. Przetrzymanie piwa w beczce da zawsze intensywniejszy efekt od płatków. Chciałem jednak sprawdzić, czy nowy Komes zbliży się chociaż na metr do Imperatora. Próbuję odpowiedzieć na pytanie: czy piwo od Fortuny może być tańszym zamiennikiem sztosa od Pinty?

Odpowiadam więc.

Przykro mi, ale nie może. Imperator miażdży je intensywnością doznań.

Na pocieszenie dla Browaru Fortuna przyznaję, że ich nowy porter jest piwem bardzo smacznym. Trudno po prostu wygrać walkę z Conorem McGregorem, będąc Sebixem z katowickiego Nikiszowca trenującym boks od 2 lat.

 

4 Komentarzy

  1. Fajne! Pozrawiam ;)

  2. Kurde no, Kopyr mówił, że płatki takie ledwo wyczuwalne, Ty piszesz, że na granicy autosugestii – a ja wyczułem je wyraźnie. Może nie na pierwszym planie, bo z przodu to deserowa czekolada była, ale kurna, w ciemno bym jak najbardziej zidentyfikował tam dębinę i nuty sherry! I zastanawiam się tak, czy ja po prostu jestem bardziej wyczulony na te aromaty, czy poszczególne egzemplarze Komesa się różnią intensywnością?

  3. Hmmm… kupiłem jednego na próbe i był całkiem dobry, nie jestem sensorykiem ale większość tych aromatów wyczułem. Zastanawiam się czy warto kupic parę butelek do szafy bo edycja limitowana itd. Jak wy myślicie? Warto?

  4. Ta wersja Komesa leży mi o wiele bardziej od zwykłych płatków, choć rzeczywiście tej szery to tam jest jak dobrej muzyki na polskim weselu. Zakopałem jedną butelkę w lodówce na leżing, bo wydaje mi się, że jest tam jeszcze coś do ułożenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *