Jak przekonać kogoś, że piwo to nie tylko lager? [4 TEORIE]

Problem z przekonaniem się do dobrego piwa jest taki, że trzeba go najpierw spróbować. Często okazuje się, że pierwszy kontakt nie wychodzi, bo wybraliśmy nieodpowiedni styl. Z doświadczenia wiem, że przekonanie przyjaciela do sięgania po piwa z wyższej półki jest trudne. Rolę tutaj gra kilka czynników: aspekt psychologiczny ( niechęć do snobizmu czy rozrzutności), przekonanie o niskiej pozycji piwa w hierarchii alkoholi, uczucie dyskredytowania osoby przekonywanej itp. Z drugiej strony powinniśmy edukować i starać się choć trochę zainteresować dobrym piwem. Nie jest to trudne, choć wymaga cierpliwości. Zaprezentuję Wam teraz cztery teorie, dzięki którym każdego da się przekonać, że piwo nie zawsze smakuje tak samo jak lager z dyskontu. Korzystajcie z nich.

Teoria dużej różnicy stylu

rodenbach-grand-cru

Według tej teorii, próbowany przez żółtodzioba styl powinien bardzo mocno różnić się od lagera. Wbrew pozorom nie wszystkie style są dla laika mocno odmienne. Znam osobę, która nie widzi różnicy między lagerem a bitterem, chociaż dla mnie, sensorycznie mają niewiele cech wspólnych. Wszystko w danym piwie ma się różnić od lagera. Gęstość, kolor, piana i jej zachowanie, aromat, smak, wysycenie, goryczka. Jakie style będą tutaj pasować? Wymienię cztery, od najtańszego do najdroższego: rauchweizen, american stout, russian imperial stout, flanders red ale. Nadadzą się także wszelkie IPA/AIPA, jednak z doświadczenia wiem, że nie są – o dziwo – tak przekonujące, bo na początku zaskakują niektórych tylko aromatem i goryczką. Taka ułomność sensoryczna :)

Na kogo działa: na totalnych laików, którzy kupując Heinekena czują się elitą społeczeństwa i burżujami najwyższego sortu.

Teoria konfrontacji z ulubionym piwem

lager-beers

fot. Simon Cocks

Sprawdza się dobrze, gdy pod ręką nie mamy akurat barrel aged double american oatmeal stoutu. Udało mi się w ten sposób uświadomić mojemu bratu, że nawet w konfrontacji Tyskie vs Lwówek, treściwość i moc smaku działają na korzyść tego drugiego. Bo widzicie, kiedy pije się wiele drogich piw, zapomina się o tym, że także te tańsze potrafią być zaskakujące. Być może Miłosław Pilzner wydaje Ci się wodnisty, ale dla początkującego może oznaczać on wiele doznań. Jeśli samo piwo go nie przekona, warto skonfrontować coś z browarów regionalnych z jego ulubionym lagerem z koncernu. Stawiasz przed nim dwa piwa i prosisz najpierw o wzięcie kilku łyków z tego lepszego. W momencie chwycenia za lagera, będzie szok. Piwo stanie się bezsmakowe.

Działa to podobnie, jak w przypadku picia słodkich napojów. Jeśli z początku rozcieńczymy sok w proporcji 1:1 z wodą, to jest on i tak słodki. Jeśli jednak najpierw napijemy się soku, a później soku z wodą, to druga opcja staje się wręcz bezsmakowa. Wiele w tym zasługi naszego organizmu, taka mała manipulacja, ale skuteczna.

Najważniejsze, że taka konfrontacja działa. Zawsze.

Teoria szoku

skoch-face

Najprostsza z możliwych i najmniej skuteczna. Rzadko kiedy udaje się kogoś przekonać, że warto pić tak „ohydnie dziwne/gorzkie piwo”. Plan działania jest prosty, jak skład surowcowy Tatry. Idziesz do sklepu i kupujesz piwo w stylu szokującym, tj. IIPA, lambic, porządnie uwędzony koźlak albo mocno goryczkowy i wysoko-woltażowy RIS. Następnie stawiasz takie piwo przed delikwentem i w zasadzie nie musisz nic mówić. Pierwszy łyk będzie kluczowy, bo albo delikwent się zakocha i odda Ci swoją kartę kredytową wraz z PINem, po czym w 3 dni wykupisz pół hurtowni piwa, albo ucieknie i zerwie z Tobą wszelkie kontakty.

Na kogo działa: na konkretne osoby, których nie przekonasz jakimś tam red ale’m od Birbanta.

Teoria degustacji

beer-tasting

fot. Danielle Griscti

Działa świetnie, kiedy masz nieco czasu i wiedzy, aby o piwach poopowiadać. Kupujecie ze znajomym(i) po kilka piw i pijecie wspólnie, jedno po drugim. Najlepiej, aby różniły się od siebie dość mocno wszelkimi parametrami. Zakładając, że macie kasę na 6 piw, proponuję zaopatrzyć się w: AIPA, pszeniczne, stout, black IPA, tripla/quadrupla i pilsa (Polka FTW!). Powinno dać radę, a i wieczór spędzicie popijając coś dobrego. Ostatnio nawet chętniej robię takie spotkanie z kumplem, niż jeżdżę na piwoWAR Battle do Degustatorni (sorry Wojtek). To świadczy tylko o tym, że taka degustacja to masa frajdy. Zaoszczędza się też nieco hajsu, bo zamiast samemu kupować te wszystkie piwa, robisz zrzutkę. Wszystkiego spróbujesz.

Zresztą spójrzcie, jakie kwiatki wychodzą przy takich spotkaniach, nawet pijąc Argusy.

Na kogo działa: na tych, co mieli styczność z Raciborskim, ale dla nich jest po prostu nieco słodsze. Tata dał im kiedyś spróbować porteru i pamiętają, że był ciemny i trochę bardziej gorzki. Jednym słowem na tych, którzy wiedzą że dzwoni, tylko nie wiedzą w którym kościele.

BONUS: Teoria zapłacenia za pijącego

No ludzie. Kto się nie skusi na darmowy alkohol? Nie ważne, czy stawiasz kratę Specków czy siatkę węgierskiego craftu, efekt jest ten sam – jak za darmo, to wpadaj nawet o 4 nad ranem. To jest opcja tylko dla tych, którzy mają za dużo pieniędzy na koncie i bardzo im zależy, aby daną osobę przekonać. Teoria jest prosta: kupujesz świetne piwa i przychodzisz z nimi w gości. Reszta sama się potoczy. Delikwent albo odprawi nad Tobą egzorcyzmy, albo następnym razem to on kupi siatkę piw lub zaprosi do multitapu.

Czy powyższe teorie działają? Oczywiście, że tak. Jestem pragmatykiem, więc macie moje słowo.

Czekam na Wasze pomysły w komentarzach. Zaskoczcie mnie swoim podejściem do przekonywania znajomych!

PS. Nie wiem czy zauważyłeś, ale powiadomienia o nowych wpisach możesz otrzymywać jako pierwszy. Na maila. Bardzo wygodne. Kliknij tutaj.

15 Komentarzy

  1. Wypróbowałem kiedyś sposób „Teo­ria szoku” i tyle widziałem typa. Wygląda na to, że źle dobrałem technikę, choć profil wskazywał właśnie tak (zwolennik elitarnego Hainekena).

  2. Ostatnia teoria nie dziala na rodzinę gdzie przy spotkaniu nie ma znaczenia kto płaci. Następnie teoria szoku odrzuciła teo kogoś z rodziny. IPA z Kormorana mu nie smakowała, wziąl ze 2 łyki i koniec. i że piwo śmierdzi Ludwikiem [po części się zgadzam, ten smak owocow multiwitaminy jest dla mnie dosyć artificial]

    Nie zapomniałeś o teorii CZASU – mało kiedy w jeden wieczór uda ci się przekonać kogoś do danego zespołu, reżysera filmu etc. Potrzeba czasu – około ROK . Musisz podczas tego roku podować koledze systematycznie rózne piwa, wytrwale,. może się przekona. Jednego tak mi się udało – po roku ponad pije już rózne piwa. Nawet cimne ktorych wczesniej nawet tknąć nie chciał! Kupiłem mu ze 3 piwa w roku na jakieś prezenty i może to go skłoniło. Skoro miał całą butelkę sam w domu, to na spokojnie wypił i bez musu przyznania się do „błędu lagera” polubił.

    Ale mam drugiego gościa z rodziny – starszy ode mnie – no i tu jest trudniej , bo próbowałem IPĄ Kormorana, potem Weizenem – no to powiedział, że pszeniczne to ona zna i pił z Perły pszeniczne :| Kiedy ja mu serwowałem chyba to pszeniczne na S… szlonkercoś tam. Ja mu mówię, że z Perły pewnie mialo mniej aramatów i smaku niż to, bo za to dałem 6 zł. No to on spróbował, nie odrzuciło go, powiedział ino że ma taki dziwny posmaczek. i zasmakowało….. jego żonie :) :/ dalej pił swego heinekena. Już 2 lata się powoliiii zmagam i kurwa nie wiem co robić!!!
    CO ROBIĆ ???
    Pije te lagery i kwestia też taka że jak nastawia się na iprezę [ze 2 razy na rok] to wypija u nas tych lagerów z 8. Więc pije je jak wodę i pewnie też trochę dla procentów.
    A inne smaki ma dobre – nie jada w fast foodach, potrafi docenić dobre domowe jedzenie, itd
    nie wiem. ni chu*^* nie daję rady :|

  3. Teoria małych kroków. Bierzesz do multitapu. Zaczynasz od lagerów. Później wchodzisz na klasyczne ale, później na IPA, później stouty i na końcu wędzone. Zostawisz gościa samemu. Po miesiącu okazuje się, że jego najlepszym piwem jest Imperium Atakuje ;-)
    Tą metodą już paru moich kumpli zostało hop head :-D

  4. Ja to powoli daję sobie już spokój z przekonywaniem ludzi, każdy niech sobie pije co tam chce. Jeśli naprawdę mu zależy na rozwoju, to sam trafi na lepsze piwo (chociażby widząc na półce w sklepie coś innego). W zasadzie jedyna teoria, jaką stosuję, to hm… nazwijmy to „teoria barowa” – tzn. jak masz ochotę, to możemy iść napić się gdzieś piwa, ale warunek jest jeden: to ja wybieram miejscówkę (oczywiście dotyczy to tylko osób niezaznajomionych z czymś innym, niż koncernolager). Wtedy wiadomo, wybieram jakiś dobry multitap, albo przynajmniej miejsce, gdzie serwują coś innego poza standardowym Tyskim, Lechem itp. Wtedy rzeczony delikwent nie ma wyboru i po prostu musi wybrać coś lepszego, nawet jeśli będzie to jakiś craftowy lager – i tak poczuje różnicę. A ja zawsze dam też skosztować tego, co sam zamówiłem, więc już ma co najmniej dwa nowe smaki. A że lubuję się w piwach ciemnych, treściwych, nie przystających do „standardów”, to tym bardziej jest to swego rodzaju szok.

  5. Z jednym znajomym mam z kolei odwrotną sytuację. Zacząłem przekonywać go do dobrych piw raczej na zasadzie porównania. Przyznawał za każdym razem, że ten lager to jak woda. Myślałem, że osiągnąłem szybki sukces, a tu co? Ostatnio kiedy się spotykamy i mówię mu że jedziemy tu i tu bo mają craft on mi mówi żebym nie gadał głupot bo tu biedra niedaleko to się kupi zgrzewke a nie będziesz udawał jakiegoś burżuja. Jeszcze w końcu pół roku temu piłeś tyskie i nie było problemu a teraz wydziwiasz. Jakieś kompleksy chyba masz… Czyli tak jak mówie trochę odwrotna sytuacja bo to zazwyczaj hop head patrzy „z pogardą” na wielbiciela koncernów. Dałem sobie spokój…

  6. a co Ty chcesz od redejla od Birbanta?? ;p

  7. Kiedyś jak byłem w dużym supermarkecie to pewna starsza para szukała wśród piw innych niż koncerniaki tego jedynego piwa na prezent. Podszedłem więc i spytałem się czy może pomóc bo trochę się znam. Opowiedziałem trochę o piwnej rewolucji i zasugerowałem parę dobrych piw w rozsądniej cenie(To było coś z Kormorana). Na końcu starszy facet wziął z ziemi zestaw 3 niemieckich pilsów z szklanką za 50 zł gdzie normalnie jedno piwo kosztuje 4 zł. Akurat kiedyś ktoś przywiózł mi tego pilsa z Niemiec i po za wodą to w piwie było jeszcze żelazo. Więc mówię że piłem te piwo i nie jest jakieś nadzwyczajne. Powiedziałem na koniec coś w stylu że muszą zdecydować czy wolą wygląd czy smak a oni nawet nie odpowiedzieli i sobie poszli. Nigdy jeszcze nikomu nie życzyłem tyle DMS i diacetylu w piwie co im.

    • Oooo, od dziś jak mnie jakiś beer geek wkurzy, to będę mówił „A żeby Ci piwo DMSem waliło” czy coś w tym stylu. :D

  8. Ja czasami coś wspomnę znajomym, ale naprawde ciezko jest przekonac ludzi do czegos poza koncernem. Jakby w tv puscili reklame kogoś z kraftu to może wtedy siegnieliby po piwu, bo w sumie teraz jak dla nich nie ma sensu kupowanie piwa ktore jest takie GORZKIE i drogie. ;)

  9. Kurczę!!! A już myślałem, że to tylko ja mam problem z przekonaniem znajomych do spróbowania dobrego piwa. :-) Cóż, przestałem walczyć i namawiać innych. Czasem w pracy napomknę, że piłem takie to a takie dobre piwo. Jak chcą to niech spróbują – nic na siłę.
    Z drugiej strony cieszę się, bo na Beer Fest w Katowicach spotkałem wielu ciekawych ludzi, pozytywnie zakręconych na punkcie dobrego piwa. I tu będę szukał zrozumienia ;-)
    Pozdrawia serdecznie!!!

  10. To ja jestem chyba jakiś dziwny, bo mi nigdy nie smakowały euro laggery i gdy poznałem ciemne piwa, pszeniczne czy IPA to się od razu zakochałem. A już myślałem, że w ogólę nie lubię piwa :D

    • Miałem tak samo. Nienawidzę tego gorzkiego kurestwa które dominuje w Polsce. Pierwszą odmianą był Ciechan Miodowy który spróbowałem ok. 6 lat temu. Potem pewnego razu przed imprezą ze znajomymi z 5 lat temu będzie, wypatrzyłem w sklepie z piwami Duchesse de Bourgogne. Piwo może być kwaśne. Cóż to było za odkrycie. Potem był Rochefort 10 i Tripel Karmeliet a nawet witbier od Kormorana. Inny piękny świat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *