Biegiem po piwo — mój pomysł na ruszenie dupy z kanapy

Coraz chętniej piszę o zdrowym trybie życia. Coś mnie tknęło. Może to dlatego, że częściej dostrzegam osoby, które po zimowym objadaniu się, próbują zgubić oponki. Nagle całe miasto biega, chodzi na siłownię, jeździ na rowerze, rozciąga się w parkach, zapisuje się na crossfit i baseny. Świetna sprawa! Ludzie biorą się za siebie. Ja zaś wracam do biegania. Leniwym piwoszom sprzedaję mój pomysł na to, aby się wreszcie zmobilizować. Bo bieganie to świetna sprawa!

Kiedy ktoś mówi mi, że nie lubi biegać, zakładam dwa scenariusze, które na to wpłynęły.

Spójrz na świetne teksty Bartka Cicharskiego: ten, ten i ten także.

Zajrzyj też do Pawła Lipca: klik i klik.

Pierwszy z nich to bieganie z doświadczonym kolegą, który niczym szalony wojskowy, wyciskał z szeregowca siódme poty. Nacisk na wysokie tempo i morderczy wycisk na pierwszym treningu, skutecznie zniechęcają do biegania. Odstraszają także wspomnienia z biegów na WF-ie, kiedy to trener nakazywał przebiegnięcie danego dystansu poniżej jakiegoś czasu. Mieliśmy takiego kolesia, który nie zważał nawet na astmatyków. Do momentu, w którym jeden z nich padł na twarz na trasie. 

Od tego momentu astmatyk biegać nie musiał, a reszta dalej pruła w złym obuwiu cztery okrążenia po 400m. Dla osoby niewprawionej, kiedy z góry ustalono poprzeczkę czasową, to mordęga i zniechęcenie do biegania w przyszłości.

Drugi scenariusz zakłada narzucenie sobie zbyt dużego tempa, lub wskoczenie od razu w interwały. Interwały są dobre, o ile ma się już niezłą kondycję lub naprzemiennie truchta i maszeruje.

A nie o to w tym chodzi. Nie chodzi o to, aby się zmasakrować.

Przede wszystkim trzeba zaopatrzyć się (nawet w podstawowe) wygodne obuwie, dzięki któremu nie rozwalimy sobie stawów. Wiem co mówię. Biegałem w adidasach z twardą podeszwą. Po tygodniu pobolewała mnie kostka, po dwóch miałem siniaki na piszczelu i nie byłem w stanie przebiec więcej niż 500 metrów. Później rozwaliłem kolano (wcześniej miałem skręcony staw kolanowy). Teraz kolana wzmacniam przysiadami.

Piszę o tym po to, aby uświadomić Was, że bieganie może być cholernie przyjemne. Bez zagłębiania się w szczegóły – daje mega satysfakcję, masę energii, poprawia humor i przyczynia się do zgubienia opony.  No i można się wyciszyć, przemyśleć kilka spraw, zaplanować teksty na bloga… :)

Co z tym pomysłem?

Chciałbym zachęcić Was do podjęcia ze mną fajnego „wyzwania”. Wymyśliłem sobie sposób na to, aby dwa razy w tygodniu zrobić te 20-30 minut w parku. Truchtem, na spokojnie, bez spiny, dla przyjemności. Ponadto pomoże mi to w redukcji, bo nazbierało mi się trochę sadła na masie i trzeba zrzucić te 8-10kg.  Zacząłem dietą, dwa tygodnie temu.

Łukasz Matusik Piwolucja na masie#oddamOponę #zmieniamZimoweNaLetnie

Lubię biegać, ale muszę się zebrać i po prostu wyjść z domu. W chłodne wieczory, kiedy mam perspektywę poopierdalania się trochę, zabieram się do biegania jak pies do jeża. Tak więc łapcie ode mnie dobry sposób.

Postanowiłem, że za każdy przebiegnięty kilometr lub 5 minut biegu, odłożę do wirtualnej skarbonki złotówkę. Brzmi trochę jak akcje charytatywne, ale takie jest założenie. Każdy kilometr biegu to złotówka w „skarbonce”. Przez najbliższe dwa miesiące, tylko z pieniędzy z tej „skarbonki”, kupować będę piwo do domu. Odpadają spotkania w pubie, bo musiałbym przebiec kilka maratonów w miesiąc.

Oczywiście nie zamierzam przestać biegać po dwóch miesiącach. Bieganie chcę włączyć do repertuaru treningowego.

Licząc, że przeważnie przebiegałem 4-5 kilometrów danego dnia, a chcę biegać 2 razy w tygodniu, oznacza to, że tygodniowo mogę kupić piwa za 10 złotych. Mało? Przypomnę, że jestem na redukcji i staram się nie pić za dużo. Każdy z Was może sobie zwiększyć stawkę, na przykład 3 złote za kilometr. Nie trzeba odmawiać sobie przyjemności w tygodniu. Te pieniądze mogą iść na coś ekstra, jakieś Sorachi Ace  czy Blacka z Mikkellera. Przy 3zł za kilometr, aby zdobyć Sorachi Ace, trzeba przebiec 40 kilometrów :)

Znaczenie ma także aspekt psychologiczny, kiedy biegamy w jakimś celu. Niektórzy potrzebują dodatkowego bodźca i motywacji, aby się ruszyć. W takim przypadku biegniemy po nagrodę, jaką jest wymarzone piwo. Nawet, jeśli kogoś stać na Sorachi Ace ot tak, to dodatkową przyjemnością jest wyczekanie do zakupu i nagrodzenie się za wysiłek.

Winter jogging

fot. na licencji CC

Jestem przekonany, że tak stawiając sprawę, wiele osób spróbuje podjąć wyzwanie ze mną. Jeśli jesteś chętny, aby pobiegać wraz ze mną, daj znać w komentarzach.

Pacnij w like, abym wiedział, że nie zachęcam bez odzewu :)

Do zobaczenia na trasie!

PS. Gdybyś chciał wspólnie pobiegać, daj znać. Gdańsk, Przymorze. Mogę dobiec w okolice.

4 Komentarzy

  1. Witam. A powiedz jakie to piwo sorachi ace kosztuje 120 zl? Blacka juz pilem, a chyba birbant wypuscil white ipa na sorachi ace jednak to kosztowalo ok. 8 zl i szalu nie robilo. To ktore kosztuje 120 zl?

  2. Heh u mnie zaczęło sięod 100 metrów i zadyszki :) a teraz (po dwóch latach truchtania w parku) biegam 11 km w godzinę. :)

  3. Przy pierwszym bieganiu wyplułem płuca i padłem ryjem w śnieg po pięciu minutach. W marcu doszedłem do godziny radosnego latania bez pomiarów, treningów. Nie wiem ile km robię, nie biegam regularnie. Po prostu lecę przez las i chłonę go.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *