Kategoria: Felietony

Moje sprawdzone sposoby poprawy samopoczucia i jakości snu. Szczególnie w ciemnych miesiącach.

Nienawidzę „przedzimia”. Jak tylko startuje listopad, odliczam czas do Świąt albo pierwszych poważnych opadów śniegu. Listopad kojarzy mi się bardzo źle. W dodatku ciemno, smutno, a w Trójmieście pizga po ryju bardziej niż zazwyczaj. Po kilku latach dołowania się w ostatnich miesiącach roku uznałem, że muszę wziąć się w garść. Odpalić jakieś protokoły przetrwania, pokombinować z samopoczuciem i wyprostować złe myśli. Ogłaszam sukces. Tegoroczny listopad był nawet przyjemny, a grudzień to już w ogóle rewelka. Postanowiłem podzielić się z wami moimi radami, przemyśleniami, sposobami i malutką dawką coachingu.

Czytaj całość

Czy piwo bezalkoholowe to nadal prawdziwe piwo?

Tl;dr: tak. No dobrze. Na spokojnie, nim horda rozwścieczonych piwoszy rzuci się na mnie z tulipanami z butelek po Specjalu (piękna śmierć). Powiem wam tak: spór o to, czy piwo bezalkoholowe powinno zwać się w ogóle piwem, jest dla mnie… niezrozumiały. To spór quasi-światopoglądowy, zbliżony do spierania się o LGBT, aborcję/eutanazję, wegetarianizm/weganizm czy religię/wiarę. Oczywiście w mniejszej skali, jednak o podobnym podłożu. To wyłącznie kwestia tego, jak czujemy się z tym, że ktoś robi coś, co ma realny wpływ wyłącznie na tę osobę. Napinka o to, że Twoje piwo będzie jedyne legitne, bo zawiera alkohol, a piwo innych nie będzie prawdziwe, bo nie ryje wątroby. Od dawna szokuje mnie ta wściekłość ludzi, silna na tyle, że znajdują niezliczone ilości czasu na spieranie się o, owszem, rzeczy nierzadko ważne, które jednak ich nie dotyczą. Idee i koncepcje, które nie zmniejszają komfortu życia ich i ich bliskich. O pojęcia abstrakcyjne, które często namacalnie nie wpływają na czyjś byt na tej planecie, dopóki ten ktoś nie zacznie się o to pieklić.

Czytaj całość

Style i koncepcje piwne, których nie kupuję lub unikam

Nawet największy chlor, mając do wyboru repertuar trunków nie do przepicia, kilka z nich odrzuci. Raz na przykład, mocno zmęczony życiem/piciem samotny rolnik, poinformował nas pod sklepem w Mirachowie, że za chwilę spod kościoła ruszą auta weselne. Trzy nanosekundy namysłu i rowerowa ekipa przypuściła atak na konwój, dzięki czemu nasz wyjazdowy barek wzbogacił się o po pół litra na głowę. Co było przeginką, gdyż ekipa — aby nie wozić flaszek z Kaszub do Gdańska — poczęła te flaszki rozpracowywać w dniu powrotnym od około 6:00 rano. Na całe szczęście, jedną z flaszek dostał od nas — w podzięce za wskazanie źródełka — zmęczony życiem/piciem samotny rolnik. I wiecie co? Było po nim widać, że wolałby chlapnąć zimne piwko, utwardzić setką kolorowej, względnie Mocnego Fajranta. Flaszkę przyjął od nas niechętnie. Niech ta przypowieść będzie wspaniałym wstępem do stylów i koncepcji piwnych, których nie lubię, nie kupuję, pomijam, a czasami – unikam.

Czytaj całość

West Coast IPA, Mango Sour Wheat i Dry Stout z Browaru Żuławskiego [CHWYTAM TRZY]

Do nowych lub niezbyt znanych browarów podchodzę nie tyle z rezerwą, ile z pełną nieufnością. Skoro jednak w niedalekich Kolbudach otworzył się nowy przybytek, to niespróbowanie choćby części pozycji byłoby dla rodowitego gdańszczanina nietaktem. A jeszcze warzy tam mój znajomy, Marcin Semeniuk, znany wam być może z niegdysiejszego, reaktywowanego zresztą pod koniec zeszłego roku projektu Hopkins.

Czytaj całość

5 zachowań, którymi wystraszysz kraftowego nowicjusza

Czym zepsuć miłą atmosferę, kiedy Twój przyjaciel buszował przez chwilę w półce z piwem, po czym z bananem na gębie prezentuje Ci Bojana Zombie na promce w Lidlu? Opierdoleniem go po całości na pół alejki, niczym patusiara nafukanego sebixa na koncercie z okazji urodzin Sierakowic. Jeszcze gorzej, jak naskoczysz na ziomka przy pubowej ladzie, bo mu się język omsknął i zamiast poprosić o peated pils z tonką i waflami ryżowymi, powiedział „macie coś normalnego, pokroju Perełki w promce dla studentów?”.

Czytaj całość

Najlepsze piwo z miodem? Braggot! Przegląd 6 reprezentantów mało znanego stylu.

Wielokrotnie wspominałem i nadal z sentymentem przytaczam historię o pewnym „melanżu łażonym” po gdańskich pubach i przedprożach. Otóż jako dwudziestolatek opieprzający się przed majowymi egzaminami w klasie maturalnej w technikum, dostałem zwrot podatku z ZUS-u. Z taką kupą siana wybiłem w tango, co dobitnie obrazuje, jak niedrogo, nawet dla takiego licealisty, można było odkręcić zawory w centrum miasta. W tym celu nie trzeba było walić Harnasi pod monopolowym na Chlebnickiej. Do pubu Flisak ’76 wpadłem już nieco oszołomiony i postanowiłem szarpnąć się na coś nowego na piwnej pustyni północy. Na Ciechana Miodowego, którego przepiłem szotem o nazwie „Sperma w wannie”. Szot mi nie zasmakował, Ciechan — wręcz przeciwnie — wtopił jeszcze mocniej w ciemnoczerwone oparcie kanapy. Hardtechno czy inny schranz grzejący z głośnika zagłuszał rozmowy niczym remont na stoczni, toteż uznałem, że strzelę jeszcze jedno miodowe, alkohol zniweczy mi dykcję i po kłopocie z przekrzykiwaniem się. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ ten dzień był symbolicznym dla mnie początkiem zainteresowania piwem rzemieślniczym. Zaczęło się od piwa z miodem właśnie.

Czytaj całość