Wiele osób uważa się za świadomych piwoszy, mimo stosunkowo niewielkiego doświadczenia. Nie jest to powód do szykanowania, zresztą mój blog powstał z myślą właśnie o mniej doświadczonych amatorach piwa. Osoby poszukujące nowych smaków potrafią jednak popełniać głupie gafy. Zresztą nie tylko oni, bo najwięcej bzdur usłyszycie od Kowalskiego, który nigdy nie wyszedł poza Harnasia. Poniższą pierwszą część zestawienia mylnych założeń dedykuję oczywiście tym z Was, którzy dopiero odkrywają przebogaty świat piwa. Jeśli tekst nauczy Cię czegoś nowego, podaj go dalej, aby inni też się edukowali. To taka moja mała prośba.
Mylenie ekstraktu z zawartością alkoholu
Prosta pomyłka, polegająca na błędnym odczytywaniu informacji z etykiety. Odnoszę wrażenie, że najczęściej mylą dwie wartości osoby sięgające sporadycznie po Primatory. Na etykiecie lub kontretykiecie (etykieta tylna) odnajdziemy dwie wartości i zawsze jedna z nich jest wyższa. Wartość wyższa to tzw. ekstrakt początkowy brzeczki.
Przeczytaj, czym jest ekstrakt w piwie, gdzie ten aspekt wytłumaczyłem bardzo dokładnie.
W skrócie: jest to procentowy udział cukrów wypłukiwanych ze słodu w trakcie początkowej fazy warzenia piwa, jaką jest zacieranie. Prościej: to procentowy udział cukrów w brzeczce piwnej, przed rozpoczęciem fermentacji. Wartość ta mówi nam, czy piwo będzie bardziej pełne, gęste, „ekstraktywne”, czy też bardziej rześkie, lekkie, wodniste. Oczywiście nie jest to reguła, bo na końcową pełnię wpływ ma także wiele innych czynników, o których w tym wpisie wspominać nie będę.
Brak pasteryzacji, podnoszący walory piwa
Powtarzam to na każdym kroku, a wciąż zdarza mi się spotkać osoby, które nobilitują browary niepasteryzujące piwa. Na rynku wyróżnić możemy dwa typy piwa „niepasteryzowanego”: nieutrwalone i mikrofiltrowane.
Piwo nieutrwalone jest rzeczywiście piwem niepasteryzowanym. Nie zostało poddane obróbce termicznej, procesowi mikrofiltracji, ani żadnemu innemu procesowi, mającemu dodatkowo wydłużyć termin przydatności do spożycia. Piwo prawdziwie niepasteryzowane szybciej się psuje i jest o wiele bardziej podatne na czynniki takie jak światło czy zmienna temperatura. Dlatego takie piwo trzymamy zawsze w chłodnym i ciemnym miejscu. Lodówka jest idealna.
Drugim typem piwa „niepasteryzowanego” jest piwo mikrofiltrowane. To wszelkie piwa typu Kasztelan Niepasteryzowane i tak dalej. Te piwa nie mają nic wspólnego z prawdziwie niepasteryzowanym piwem.
Przeczytaj o piwach niepasterozywanych. W tym wpisie wyjaśniam o wiele dokładniej czym jest proces mikrofiltracji.
Mikrofiltracja to proces polegający na odsianiu wszelkich drobnoustrojów. Wyjaławia piwo w podobny sposób jak pasteryzacja. Różni się jednym szczegółem. Na etykiecie napisać można, że piwo nie było pasteryzowane. No bo nie było, prawda? Sprytny zabieg marketingowy.
Czy piwo niepasteryzowane jest lepsze od pasteryzowanego? Pomijając aspekt preferencji smakowych twierdzić należy,że… cóż — to zależy.
Jeśli chodzi o zestawienie piwo nieutrwalone vs piwo pasteryzowane czy też mikrofiltrowane, to szala przechyla się na korzyść tego pierwszego. Piwo nieutrwalone jest zdrowsze, zawiera o wiele więcej mikroelementów czy aminokwasów. Z drugiej strony szybciej się psuje i często dzieje się w nim o wiele więcej złego. Zdarzają się butelki czy też całe warki wadliwe albo wręcz zepsute.
Piwo mikrofiltrowane (pseudoniepasteryzowane) i piwo pasteryzowane nie różnią się od siebie niczym, prócz smaku. Są tak samo jałowe, a w przypadku dużych browarów nie da się organoleptycznie wskazać, które z dwóch piw było mikrofiltrowane, a które pasteryzowane. Kasztelan nie jest więc lepszy od Żywca tylko dlatego, że jest marketingowo „niespasteryzowany”.
Dobre piwo broni się smakiem, a nie procesem utrwalania, czy też brakiem takiego utrwalenia. Warto to zapamiętać i nie zwracać na to większej uwagi. Ja nie zwracam.
Goryczka w piwie jest wyznacznikiem jego jakości
Marketingowcy Carlsberga próbują niejako wmówić nam, że goryczka w piwie jest zbędna. Ostatnio bardzo mnie to rozzłościło i możesz teraz otworzyć sobie mój tekst w nowej karcie, aby sprawdzić, o co poszło.
Wróćmy do tematu. Goryczka w piwie nie jest wyznacznikiem jego jakości, tak jak długość przyrodzenia nie jest wyznacznikiem sprawności seksualnej. Co więcej, goryczka może nam w piciu niejednokrotnie przeszkadzać. Analogii do seksu nie będę podawał Ci jak na tacy. If you know what I mean… ;)
Przeczytaj mój wpis o goryczce w piwie. Zrobiłem w nim podział ze względu na masę czynników. Niby taki prosty aspekt, a jak rozbudowany…
Goryczka powinna być dobrze wkomponowana w piwo i pasować do efektu, jaki piwowar zamierzał osiągnąć. Zbyt wysoka przeszkadza w piciu, bo szarpie przełyk i przykrywa wszelkie walory smakowe. Nieodpowiedni typ powoduje, że piwo wydaje się rozklekotane, niezgrane i zaniżamy mu automatycznie notę. Z drugiej strony zbyt niska dla danego stylu może wkurzać osoby, które miały ochotę na piwo mocno goryczkowe. Dodatkowo sprawiać może, że piwo będzie ciężkie i zamulające.
Samo pojawienie się goryczki nie jest wyznacznikiem jakości piwa, chociaż wiele osób już niewielkiemu jej ujawnieniu się (np. w koncernowym piwie) przyklaśnie i mlaśnie. Warto się wtedy zastanowić, czy nie jest to gorycz pochodząca od alkoholu. Przykładu nie trzeba daleko szukać. Wystarczy napić się piwa Specjal, który wyróżnia właśnie taka alkoholowa, nieco gryząca goryczka.
Wiara w zapiski na kontrze
Zapiski na kontrze to zabieg czysto marketingowy. W przypadku piw koncernowych są stworzone przez profesjonalnego copywritera, który zapewne nie ogarnia tematu piwa. Nie musi. Ma on za zadanie stworzyć taki tekst, aby otworzył czytającemu pewne furtki w głowie i zachęcił do kupna. Ci z Was, którzy interesują się copywritingiem, doskonale wiedzą, o czym piszę.
Obiecane odczucia prawie nigdy nie mają przełożenia na wnętrze butelki czy puszki. Oczywiście są wyjątki, takie jak piwa Żywca, dla przykładu APA czy Marcowe. Tam jednak nie przesadzono z peanami o niesamowitości owych trunków. Moim zdaniem zgrabnie ujęto temat, za co należą się przynajmniej uśmiech.
Druga sprawa, że taka nazwa jak APA nic Kowalskiemu nie mówi… :)
Piwa z mniejszych browarów także wyróżniają się dopracowanymi zapisami na kontretykiecie. Tutaj sprawa nie jest już tak czarno-biała i często okazuje się, że smak pokrywa się z obietnicami z kontry. Często. Nie zawsze. Są takie piwa, które po prostu nie wyszły, a na butelce przeczytamy opis życzeniowy piwowara. Zdarza się.
Nie przeceniałbym zapisów na kontrze, a w przypadku dużych browarów nie warto ich w ogóle czytać. Tak samo, jak nie warto czytać opisów marketingowych piw z Lidla, bo są mocno przestrzelone. Niestety wciąż kupujemy piwo wzrokiem.
Kupno droższych klonów
Bartek na ma YouTube genialny cykl „Tropiciel Klonów” Zachęcam Cię do zajrzenia do niego i obejrzenia filmów. We wstępie wyjaśnia, o co chodzi z klonowanymi etykietami.
Otóż niektóre browary warzą piwo na zlecenie innych podmiotów — sklepów lub pseudobrowarów. Najbardziej znanym pseudobrowarem jest Łebski, o którym pisałem dawno temu, a który nadal wypuszcza „swoje-nieswoje” piwa na rynek i — napiszę to wprost — robi ludzi w wała. Znajdzie się jeszcze kilku graczy, którzy odkupują znane marki piwa, obrandowują po swojemu i sprzedają drożej.
Przykre jest w tym wszystkim to, że browary się na taki proceder zgadzają. Zakładam jednak, że niezły mają z tego hajs. Dla dużego gracza grupa krzyczących freaków to widocznie tylko ciekawostka.
Wróćmy do meritum. Browar warzący piwo odsprzedaje część produkcji na przykład marketowi. Ten obrandowuje to piwo po swojemu: wybraną etykietą, opisem i przekazem marketingowym. Następnie sprzedaje to piwo przeważnie drożej. Oczywiście możemy się tylko domyślać, że jest to takie a takie piwo z danego browaru. Można z całą pewnością stwierdzić, że kupując piwo oryginalne, zapłacimy mniej, a dostaniemy to samo.
Warto zwracać uwagę na takie piwa, specjalnie warzone dla pseudobrowarów (Łebski, Dionizos) czy marketów. Okazać się może, że w cenie jednego piwa, możemy kupić oryginalnie dwa.
Mam nadzieję, że powyższe rady zaciekawiły Cię i pokazały, że świat piwa to wiele nieodkrytych kart. Warto się edukować, słuchać i próbować. Jeśli chcesz dowiedzieć się jeszcze więcej, wystarczy, że zajrzysz do działu Piwna Edukacja, gdzie znajdziesz masę innych tematów.
22 kwi 2015 at 21:19
Aż się uśmiechnąłem, jak wspomniałeś o Primatorze. Dosłownie wczoraj ktoś przede mną kupował Primatora i zdziwiony pytał „czy to ma aż 24% alkoholu?” :)
24 kwi 2015 at 23:33
Odnośnie nieutrwalonego, to ileż to już butelek otwierałem, niczym jajko niespodziankę. Ta niepewność, co na mnie czeka po drugiej stronie kapsla, tylko zwiększa atrakcyjność i frajdę z picia :) Na szczęście tylko jedno mi się zepsuło, jakiś Doctor Brew to był (Doble IPA chyba).