Lejsing powiązałbyś prędzej z jazdą konną niż kraftami, a gushing kojarzy Ci się co najwyżej z dziwacznym szwedzkim porno z darknetu? W kontrę grałeś na Pegazusie, kiedy retronosowo zwróciłeś owsiankę z kolacji, odkrywając przez przypadek „Konami Code”, zamiast rzucić granatem w bossa? Czas na trzecią część słownika pojęć piwnych, nie tak strasznego, jak ściągająca goryczka i nieco lżejszego niż poranek po kranoszwędaniu!
Błoto
Pamiętacie Saxy Berry od Doktorów? To właśnie było błoto. Przykładów jednak nie trzeba szukać w tak zamierzchłych czasach i wystarczy spojrzeć na Niefiltrowane z Browaru EDI. Załączam zdjęcie poglądowe od polskich naukowców.
To, co widzicie na dnie, to właśnie błoto, a dokładnie warstwa osadu drożdżowego. W tym konkretnym przypadku wygląda jeszcze jako tako, ale kiedy browar nieodpowiednio przefiltruje swoje piwo i dostaną się do niego dżordże wymieszane z chmielinami — tworzy się brzydka brunatna maź, której przelanie do szkła skutecznie niszczy barwę piwa, a często również jego smak.
Tak więc moi drodzy, osadu z dna butelki raczej do szkła nie przelewamy, a już szczególnie wtedy, kiedy jest go sporo i pływają w nim jakieś syfy. No, chyba że pasuje Wam taka woda z kałuży. Wtedy śmiało, proszę się częstować i smacznego.
#teamsłodyczka / #teamgoryczka
Jeżeli uwielbiasz, kiedy piwo lepi Ci japę niczym krówka ciągutka, a słodycz wywołuje ataki hiperglikemii w promieniu 200 metrów — jesteś #teamsłodyczka.
Jeżeli uwielbiasz, kiedy szewc pożycza od Ciebie piwa z szafy, aby za ich pomocą kleić buty, a piwo jest tak słodkie, że na kolejny Coroczny Zjazd Stomatologów wybierają Twoje lokum — jesteś #teamsłodyczka.
Jeżeli uwielbiasz, kiedy piwo szarpie gardło jak doping na stadionie czwartoligowego Chemika Bydgoszcz i po butelce zastanawiasz się, czy nie przyjąłeś halucynogennej dawki piołunu — jesteś #teamgoryczka.
Jeżeli AIPA z tryliardem IBU popijasz Absyntem bez cukru i zagryzasz Mumio — jesteś #teamgoryczka.
W każdym tym przypadku jesteś trochę skrzywiony, choć lekarz raczej Ci tego nie powie.
Pijalne
Pijalne. 3/10.
Czego nie rozumiecie?
Funky
Czym wyróżnia się aromat „funky”? Co to jest to całe „funky” w pitym przez Ciebie dzikusie? Well… jest to składowa kilku aromatów tworzących specyficzną kombinację. Najciekawsze jest to, że wiele osób jednoznacznie stwierdza, że piwo jest „funky”, ale ma problem z nazwaniem samego aromatu, przypisaniem go do czegoś czy wydzielenia z niego poszczególnych składowych.
Na aromat „funky” składają się takie smakołyki jak: (mokra) stajnia, (mokre) siano, końska derka, końskie siodło, dżdżownica czy aromat stęchły. Dla mnie od zawsze było to połączenie siana, mokrego włosia i nutek owocowych.
Swoją drogą, gratulacje dla tego, kto porównał dzikie nuty do końskiej derki.
Jedno jest pewnie — to zapach nie do przeoczenia i raz zrozumiany zostaje w głowie na zawsze. Niestety jego istotę trudno przekazać ustnie, więc zachęcam do wysupłania grosza i kupienia piwa dzikiego (wild/funky) lub po prostu zaopatrzenie się w niedrogie gueuze czy innego lambika. Byleby niesłodzonego.
Wylewać do kranu
Ileż można wylewać piwo w krzaki, do kibla, ścieków, ogródka, kompostownika czy do brodzika. To już passe. Teraz wylewa się piwo do kranu. Jeżeli nie wiesz, jak to zrobić, to muszę Cię zmartwić — nie ma poprawnej techniki wylewania do kranu. Metodą prób i błędów można dojść do wniosku, że technikę tę opanowali nieliczni. Jedno jest pewne — poprawne wylanie w kran (z łac. et gravissime per interpretem) to czynność, której opanowanie do perfekcji zajmuje dłużej niż wypicie palety miętowego EDI-ego w kupażu z migdałowym.
Dwudziestowieczny polski piwowar-filozof Adolf X. D. Jepiwczan określał ten proces mianem haniebnego dla piwowara, który piwo spartaczył, a jednocześnie ciężkiego psychicznie i uwłaczającego dla wylewającego piwo do kranu. Zalecał po każdym wylaniu do kranu 24-godzinną kwarantannę w najbliższym multitaporium, czytanie „Dzieł Jepiwnych” i malowanie akwarelami.
Dla piwowara przewidziano 15 batów z ręcznika na gołą dupę i kąpiel w gorącej brzeczce.
Z drugiej strony mamy przedstawicieli klasy economy, którzy brzydzą się wylewaniem czegokolwiek do kranu i jako jedyną formę wylewania uznają wylewanie piwa do gardła. Jepiwczan dyskredytował ich w swoich największych dziełach, m.in. „Za późne rozważania” oraz „Poza dobrem, złem i Łaskiem”.
Warto również odnotować skróconą formę zwrotu „wylewać do kranu” — „Zlew.” — koniecznie wielką literą, z kropką na końcu, dla uwypuklenia emfazy.
Alkohol ukryty
Jak 50-letni zboczeniec w krzakach w Lesie Kabackim. Jak zwłoki w wersalce, mundur SS na strychu u dziadka lub ostatni świeżak Kalafior Krzyś w koszu z przecenionymi musztardami. Czyli niby jest i może zaskoczyć (albo wyrządzić krzywdę), ale z drugiej strony, dopóki go nie odnotujesz, to wszystko jest na swoim miejscu i można się rozejść.
Ukryty alkohol to zdradliwy alkohol. Jeżeli wnet nie zerkniesz na tablicę w multitapie i nie wychwycisz, że to trzecie już z kolei, lekkie półlitrowe piwko ma 11% alko, to czeka Cię w najlepszym wypadku rozpaczliwa tułaczka do domu, z przystankiem na dużego z mieszanym po drodze. Pytanie, czy ten duży będziesz do żołądka wprowadzał, czy z niego wyprowadzał.
O ukrytym alkoholu mówimy wtedy, kiedy w mocnym piwie czuć co najwyżej lekkie alkoholowe grzanie. Jeśli ze szklanki wyłazi płyn do spryskiwaczy, aceton, nuty bimbrowe i barley wine za 30 złotych grzeje w rurę jak rasowa pryta na stołkach kradzionych z piwnicy sąsiada, to alkohol ukryty nie jest. Jest uwypuklony i lepiej taki wynalazek zastąpić czymkolwiek, co nie gryzie w gardło jak Kret.
Najgorsze jest to, że po takich piwach kac jest boleśniejszy od tego po ruskim szampanie.
Wszystko zrozumiałe, jasne i przejrzyste. Prawda? Mam nadzieję, że do Twojego słownika wpadło kilka nowych pojęć i wnet będziesz mógł rzucić w multitapie radosne: „no jest funky fest, alkohol dobrze ukryty, ale na dnie w chuj błota więc zlew„.
5 paź 2017 at 09:33
Goryczka jak w Szarku
6 lis 2017 at 19:56
Ich verstehe nicht. Polnisch bitte !!! ;p