Akronim IPA widniejący na etykiecie to „magnes na piwosza”. India Pale Ale to styl-ikona piwnej rewolucji. Większość konsumentów już się z nim zetknęła, a jeśli jeszcze jakimś cudem nie przepuściła gorzkiego piwa przez gardło, to zapewne wie, o co z tymi ipkami chodzi. Koncerny także zwęszyły okazję, podpinając się pod piwną rewolucję. IPA w różnych wariantach warzy więc cała Polska. Czy jest więc sens dopłacać, aby zamiast trzech koncerniaków kupić krafcika w puszce? A może wystarczy poprzestać na średniej półce, zwanej często „regionalną”? Postaram się rozwiązać ten problem, degustując piwa z czterech „segmentów”.
Nim przejdziesz do dalszej części tekstu, koniecznie sprawdź, czy kolosalne różnice dzielą segment jasnych lagerów. We wpisie znajdziesz porównanie Specjala z kija, Lwówka Książęcego i Kryształu od Pinty/Łańcuta.
Książęce IPA – IPA koncernowe
Segment budżetowy, nawet jeśli Książęce pozycjonuje się cenowo na segment premium, czyli półkę średnią. Według mnie jest to półka niska, a koncernowe IPA nie powinny kosztować więcej niż 4 złote za butelkę.
Mało która linia piw krafcik-wannabe jest tak spartaczona ugrzeczniona jak seria Książęce. To już Żywcowi lepiej wychodzi. Każdy kolejny pomysł KaPe to wzięcie na tapet stylu absolutnie niemarketowego, teoretycznie „dla znawców”, po czym maksymalne oszlifowanie krawędzi, złagodzenie formy i oswojenie pijącego już od pierwszego łyku. Ostatnio nawet ukuliśmy takie porównanie, że Milka Dark to takie Książęce IPA wśród gorzkich czekolad. Myślę, że aluzja całkiem trafna i zrozumiała :)
Piłem to piwo chwilę po premierze, w marcu 2018 roku. Pisałem wtedy, że to pomarańczowa landryna prawie bez aromatu. Tak je zapamiętałem i później go nie ruszałem nawet mieszadłem przez pończochę usyfioną chmielinami. O dziwo porter, który niegdyś obsmarowałem na Fejsie, sprawdziłem niedawno w karkonoskim schronisku Strzecha Akademicka i był całkiem zacny. Albo bardzo mnie suszyło po blisko 17-kilometrowej tułaczce w śniegu. Jak na schroniskowe ceny, miał też niezły przelicznik Spejsona; z plastikowego kubeczka wleciał w moje nerki, nim podano mi schabowego z kością na obiad.
Wracając do samego piwa, a odsuwając na bok zimowe Karkonosze i zarzuty o tworzeniu przez Kompanię Piwowarską nijakich reprezentantów deklarowanych stylów…
Napisać, że aromat nie grzeszy intensywnością to jak powiedzieć, że Kaja Godek nie grzeszy miłością do kobiet o innych poglądach na pewne sprawy. I tak jak Kaja Godek to istota wyzbyta zrozumienia, szacunku i ciepła, tak Książęce IPA jest wyzbyte aromatu. Jakaś landrynka gdzieś tam głęboko w tle przemyka, ale potem zastanawiasz się, czy nie odbija Ci się wodnym lodem Solo, którego zjadłeś wczoraj na deser pod wiejskim sklepikiem.
Smak? Lager z aromatem landrynki pomarańczowej. Goryczka może minimalnie wyższa od takiego statystycznego Lecha, Piasta czy Sarmackiego. Tak wąchałem, wąchałem, aż doszły do mnie nutki ziołowo-tytoniowe. Możliwe, że to majaki. Takie klimaty to jednak za mało, aby choć uniósł mi się kącik ust. Książęce IPA przypomina Specjala, tyle że z gryzącą goryczką. No i w Specku nie czuć grzania od alkoholu, a tutaj wiadomo, że spożywane.
Wiecie co zapisałem sobie w notatkach? „No kurwa gówno straszne”. Po ogrzaniu troszkę granulatu z cebulką jednak nadal te wszystkie elementy składowe są na granicy percepcji. Statystyczny pijący może ich nawet nie wyłapać, a ja bardzo się starałem i prawie hiperwentylowałem.
Książęce IPA to trochę takie Fresco. Niby pozycjonuje się drożej, ale to wciąż zwykły jabol, tylko ładniej opakowany. Sprawdźmy, czy w podobnej cenie opłaca się sięgnąć po półkę wyżej, czyli…
Gościszewo Szeryf – IPA regionalne
Segment piw w cenie powyżej 4 złote za butelkę. Praktycznie nigdy nie przekracza 7 złotych za pół litra. Piwa ulokowane w tym przedziale cenowym można nazywać średnią półką.
Długo zastanawiałem się nad tym, które z piw powinno trafić pod ten nagłówek. Pierwsze myśli wędrowały ku Amberowi APA, tylko styl mi się nie zgadzał. Później chciałem wrzucić tu Kormoran American IPA. Problem w tym, że pozycjonuje się on cenowo wyżej od chociażby Ataku Chmielu, o niektórych innych kraftach nie wspominając. Zależało mi na tym, aby wybrać IPA tańsze od rzemieślniczego, a jednocześnie, aby o browarze móc powiedzieć, że jest „regionalnym”.
Problem w tym, że obecnie, browary regionalne to jednocześnie browary kraftowe, a często są to browary restauracyjne. Zatrzymajmy się tu na chwilę…
Czy są jeszcze w Polsce browary postrzegane niegdyś jako „regionalne”?
Ilu niememicznych birgików, tyle podejść do klasyfikacji. Czyli około trzech.
Jedni twierdzić będą, że browar regionalny plasuje się cenowo pomiędzy koncernem a kraftem. Ma to sens? No nie, bo traci go choćby w przypadku Podróży Kormorana, kiedy butelki z Warmii kosztują blisko 9 złotych w markecie.
Drudzy uznają, że browar ma być mniejszy niż ten w Białymstoku, Poznaniu czy Tychach. A jednocześnie większy niż skala mikro z produktem docierającym do mieszkańców jednego niewielkiego miasta i podmiejskich wiosek. Tutaj łapie się więc rzemieślnicza w zamyśle PINTA, ze świetną dostępnością w całym kraju.
Trzeci powiedzą, że regionalizm odnosi się wyłącznie do dostępności. Piwo z regionalnego browaru możesz kupić tylko w browarze i jego najbliższym sąsiedztwie. Jak Ci kolega przywiezie kilka butelek, bo był przejazdem, to masz farta. Tylko że takiemu przedsięwzięciu pasuje bardziej łatka rzemieślniczy, z racji małej skali i ograniczonej dystrybucji.
O wiele łatwiej byłoby podzielić browary ze względu na rozmiar (nano, mikro, średnie i duże). Średniej wielkości przybytek mógłby być przecież rzemieślniczym. Tak postrzega siebie chociażby Browar Fortuna, a przecież produkty z Miłosławia są w każdej Żabce, niebezpiecznie zbliżając się do dostępności koncernowej.
Zachęcam więc do porzucenia starego słownictwa. Nie ma sensu dzielić browarów jak dotychczas na: restauracyjne, rzemieślnicze, regionalne i koncernowe. Wystarczy rozmiar, który rzutuje na dostępność. Tych prawdziwie regionalnych – w domyśle: średnich i nie do końca rzemieślniczych – uzbierałoby się kilka, o ile jakikolwiek.
Chociażby taki kołobrzeski Colberg, który skupuje piwa ze średniej wielkości browaru i sprzedaje tylko w tym mieście, mógłby łapać się w regionalne widełki. Na myśl przychodzi mi jeszcze Połczyn-Zdrój, ewentualnie Bytów, Mazurski czy Stary Browar Kościerzyna. Rzeczywiście, piwa z tych browarów, poza pewnym obszarem, są raczej trudne do dorwania.
Czy w takim razie tworzenie dla nich malutkiego worka z napisem „regionalne” ma sens? Według mnie nie. Porzućmy zatem tę nomenklaturę i w kolejnych wpisach dzielić będę browary ze względu na skalę.
Przypomniało mi się najgorsze IPA, jakie w życiu piłem. Można z całą pewnością napisać, że Browar Koreb z Łasku jest czymś z pogranicza kraftu i browaru regionalnego. Można też z całą pewnością napisać, że ich AIPA było obrzydliwe. Nie wiem, jak jest teraz. Oby lepiej.
Wracając do „regionalnego” Gościszewa…
Zapach to przejrzały i nadgniły ananas w miksie z mango o podobnej (nie)świeżości. Do tego dość wyraźne rozmaryn i ziemistość, kojarząca się z gnilnym zapachem. Jak wam kanapka szkolna w plecaku leżała przez cały semestr i ją w końcu wydobyliście z czeluści tornistra, to miała taki zapach brudnej ziemi, prawda? To takie klimaty. Nawet na zimno wiadomo, że typowa dla podmalborskiego browaru nuta mokrego zboża i tutaj będzie obecna. Wilgotne zboże czuć wyraźnie. Co z tego, że się dzieje, jak dzieje się niezbyt przyjemnie?
Łeeee… no nie. Nie podchodzi mi to. Zaznaczmy na początku, że intensywność jest znacząca. W porównaniu do Książęcego to jak żółty ser morski z promocji w Lidlu porównywany z Gorgonzolą. Smak bardzo agresywny, a jednocześnie dość przykry.
Pierwszy strzał serwuje łodygowa, długa, nieprzyjemna goryczka. Po niej wchodzą zgniły ananas, mokre zboże, wyraźny bimber (to ma 5,2%!), mineralność i nuty karmelowe. Wyraźnie cierpkie na języku. Goryczka ściąga usta, czuć taniny. Właściwie poza łodygowo-piołunową goryczką, mokrym zbożem i przegniłymi owocami nie ma nic do zaoferowania. Jakby ktoś chciał zrobić turbo gorzkie piwo i zakryć alfakwasami wszelkie problemy.
Ech… chyba lepiej mi się Książęce piło. Może to przez widoczek z tarasu na Śnieżkę. Jakoś tak bez myślenia o smaku wlatywało, a do tego zostało przecież stworzone. Brakowało tylko kiełbasy droższej od promocyjnej Śląskiej 8,99 zł za kilogram i poczułbym się „na bogato”.
Kciuk w dół. Oddajmy jednak temu piwu co jego – tutaj wyraźnie czuć chmiel. Intensywne, wyraźne, bardzo agresywne. Koncern by takiego nie zrobił, a gdyby nawet przypadkiem im takie wyszło, musiałoby zostać rozcieńczone na trzy butelki.
Gdybyś nie ogarniał tych wszystkich przedrostków do IPA, służę pomocą. Na blogu znajdziesz dwa wielkie poradniki, objaśniające każdy podstyl, wariację i wymysł piwowarów.
- APA, IPA, AIPA, DIPA, IIPA, TIPA. Czym to się różni?
- Juicy, Fruit, Brett, Nitro, Brut, DDH, Milkshake – podgatunki i wariacje IPA
Sprawdź też, jaką formę prezentują klasyczne rzemieślnicze IPA z Polski: Przesłodzeni soczkami? Czas na powrót na zachodnie wybrzeże – trzy podejścia do klasycznych IPA
Miedzianka San Fran Trzcińsko – IPA restauracyjne
Segment piw o zróżnicowanych cenach. Piwa restauracyjne kosztują przeważnie tyle, co segment kraft, a więc powyżej 7-8 złotych za pół litra. Za poniższe piwo zapłaciłem 8 złotych.
To piwo kupiłem u źródła, odwiedzając po raz drugi w marcu rejon Kotliny Jeleniogórskiej. Wizyta w browarze koło Janowic Wielkich, słynących poza samym przybytkiem z Kolorowych Jeziorek, to obowiązkowy punkt każdej wycieczki w Karkonosze, Rudawy Janowickie, a nawet Izery czy Dolinę Bobru (tam również znajdziecie browar!). Tutaj po prostu trzeba zajechać. To najpiękniej położony browar w Polsce, z widokiem na charakterystyczny punkt tego rejonu, dwa wzniesienia tworzące tzw. „Cycuchy”. Na zdjęciu poniżej widoczne w tle.
Miedzianka miała trafić początkowo do kategorii regionalne. Szybko zrozumiałem jednak — także po waszych komentarzach — że z racji procesu i małej skali, pasuje mu raczej łatka browaru kraftowego. Z drugiej strony, ograniczony zasięg Miedzianki pchał ten browar w kierunku regionalnego. Bądź tu mądry i pisz wiersze. Stworzyłem więc dla niego osobną kategorię, co do której właściciele i piwowarzy tego budynku ulokowanego pośród wzniesień raczej będą zgodni. Miedzianka serwuje przecież jedzenie :)
Aromat to lekki flashback z gościszewskiego Szeryfa. Przejrzałe owoce, przede wszystkim zleżały ananas. Klimaty mniej nieprzyjemne od poprzedniego piwa, choćby dlatego, że mniej intensywne. Pałęta się też nuta rozmiękłego mango. Nie jest to zapach za miły, ale nie jest też wyjątkowo przykry. W tle odświeżające niuanse leśne, trochę iglaków i kapka żywicy. Po ogrzaniu wyszła z niego nafta, maskując przejrzałe owoce. Nie lubię ani przejrzałych owoców, ani nafty w piwie, toteż niewiele to zmieniło.
Niestety, ten przejrzały ananas nadaje rytm odczuciom smakowym. Jakby tego było mało, wyłapać można wtrącenia maślane. Do tego delikatnie karmelowe niuanse, ten aspekt fajnie się tu wkomponował. Podbudowa pełna, lekko oleista, czuć trochę zboże. Poza tym sporo żywicy, która tworzy wespół z nieco ziemistym posmakiem niezbyt wyraźną, ale dość szorstką i zalegającą goryczkę. No i nafta, bez której to piwo mogłoby się obyć.
Bardzo takie sobie. Klasę wyżej od Szeryfa i trzy ligi wyżej od Książęcego IPA. Tak jak się spodziewałem, dzieje się w nim sporo. Wachlarz smakowo-aromatyczny jest szeroki, w tle pojawia się diacetyl, czyli wada. Przy takim piwie można dłużej posiedzieć i sprawdzić, czy nasze zmysły są już na swoich miejscach po COVIDzie.
Z widokiem na „Cycki” wypiłbym pewnie z przyjemnością, chociaż zamówiłbym raczej świetne APA, Cycucha Janowickiego. Na wynos San Fran Trzcińsko brać nie było sensu. Czy więc lepiej kupić krafcik? Od razu odpalajmy puchę!
Golem Carouselambra – IPA kraftowe
Segment piw powyżej 7 złotych za butelkę i powyżej 9 złotych za puszkę.
Aromat nie bucha ze szkła i nie rzuca na kolana. Nie jest natrętny, tylko wyraźny i wyważony. To trochę jak porównywać tłustą pizzę, na której wierzch rzucono mielonkę Krakusa, cebulę, tanie salami i niezbyt świeże pieczarki, a to wszystko zakryto goudą, do włoskiej pizzy, na której oszczędnie ułożono takie składniki, że cały lokal nimi pachnie, chociaż salami piccante są tam dwa i pół plastra, a mozzarelli z bawolego mleka kilka skrawków.
Nie zrozumcie mnie źle. Na „polską” tłustą pięćdziesiątkę z Dragon Pizzy zdarza się pora, a w odpowiednich warunkach bywa ona nawet całkiem smaczna. Jednakże mając przed nosem dwie powyższe, każdy będzie umiał wskazać, z którą z nich obchodzono się z czułością i szacunkiem, a która jest kolejnym placuchem zapchajbębnem dla spizganej ekipy grającej w UFC na Xboxie.
Carouselambra bardzo przypomina mi Pliny The Elder, piwo-legendę, o którym pisałem w lutym zeszłego roku, że jest nie tyle legendą, ile „jebaną legendą”. Pierwsze zetknięcie z piwem od Golemów od razu wepchnęło moje myśli na tor „chcieli sklonować klasyka”. Byłem blisko, bo Artur przyznał, że owszem, trochę, ale w zasadzie pudło. Pliny’ego miało „kopiować” drugie wypuszczone w tym terminie piwo – Pipelines of Purity, o którym pisałem niedawno.
Trzy akapity, a zero konkretów, cały ja, jak się rozgadam. Aromat to subtelna mieszanka owoców tropikalnych z cytrusami. Gdyby wyodrębniać poszczególnie składowe, wychodzi na to, że najmocniej czuć przedział od białego grejpfruta, przez pomarańczę po wyraźny ziołowy akcent, który przywodzi na myśl szałwię. Smak najłatwiej określić słowem „czysty”. Piwo jest chrupiące jak pilsik, a jednocześnie usta wypełnia feeria smaków – od grejpfruta, przez ananasa, trochę cytrusów, ziół, delikatną żywicę, to wszystko wieńczy nieprzesadzona grejpfrutowa goryczka z nutką olejku sosnowego.
Ciężko opisywać tak – z jednej strony proste – a jednocześnie przez to, że świetnie skomponowane, to złożone piwo. Żaden element nie wystaje, nie ma ostrych krawędzi, a jednocześnie każdym kubkiem smakowym czuć, że mamy do czynienia z klasycznym podejściem do IPA. Zero zamuły, zero karmelu, jaśniutkie, pijalne w opór i naładowane stanowczo, acz nieprzesadnie owocami i ziołami.
W tym piwie nie chodzi o to, aby było mocno, ordynarnie, gorzko na maksa i po bandzie. Nie tym wyróżnia się dobre klasyczne IPA, tak jak dobry klasyczny pils nie bucha w twarz ziołami i nie ryje gardła trawiastą czy ziołową goryczką. Nie po tym poznaje się dobre piwo, że próbuje zrobić wszystko na raz, jak najmocniej i tak, aby po łyku trzeba było wziąć prysznic i ochłonąć przez pół godziny. Chyba że mowa o pastry…
Czy różnice są kolosalne?
Pomiędzy wytworem Kompanii Piwowarskiej i każdym kolejnym piwem, przeskok jest coraz bardziej odczuwalny. Piwa dobierałem w ten sposób, aby pokazać Ci mniej więcej, czego można spodziewać się w poszczególnych segmentach. Udało się osiągnąć zamierzony efekt, dzięki czemu w prosty sposób będę mógł podsumować poszczególne kategorie.
- Segment IPA koncernowych jest w naszym kraju bardzo słabo rozwinięty. Na palcach jednej dłoni starego szermierza policzyć można piwa koncernowe z amerykańskim rodowodem. Poza Książęcym, o wujka z Kalifornii ocierają się Żywiec Sesyjne IPA, Żywiec Pszeniczne IPA, Żywiec APA. Kiedyś był jeszcze Brok IPA. Zagraniczniaków znajdzie się więcej (w Polsce ciężko je dostać). Segment ten może być nieszokującym wstępem do czegoś innego niż „jasne pełne”. W takich piwach czuć delikatnie owocowe wtrącenia, zioła, czasami żywicę czy iglaki. Goryczkę konstruowano w taki sposób, aby nie odrzucała konsumenta. W skrócie: bardzo grzeczne piwa, robione tak, aby nikt się nie obraził. Kiedy ktoś przez całe życie jadł słodką Milkę i chciałby przerzucić się na gorzkiego Lindta, to najpierw mógłby kupić Wedla 64% kakao albo Milkę Dark. Tutaj jest podobnie, chociaż ja moim znajomym wolałbym od razu zaproponować kolejny segment.
- Segment IPA regionalnych to tak naprawdę segment IPA droższych od koncernowych i tańszych od kraftu. Pojawiają się wyraźne tropiki, cytrusy, białe owoce, żywica, zioła, iglaki czy nafta. Są na tyle intensywne, że nawet osoba nieumiejąca wyodrębnić poszczególnych składowych zauważy, że piwo jest wyraźnie owocowe. I wyraźnie gorzkie, bo w tym segmencie producenci nie boją się podbić goryczki. W tych piwach pojawiają się czasami wady czy błędy piwowarskie. Rześkie IPA może być niezbyt aromatyczne, mulące, przepasteryzowane, karmelowe czy maślane. Zawsze jednak będzie o wiele bardziej intensywne, niż propozycja od koncernu.
- Segment IPA kraftowych to najwyższa piwna liga. Tak jak meczach najwyższych klas rozgrywek, tak tutaj zdarzają się potknięcia i niespodziewane wyniki. Można jednak bezpiecznie założyć, że większość rzemieślniczych IPA to całkiem porządne piwa, naładowane pod kapsel wspominanymi już owocowymi, kwiatowymi, ziołowymi, sosnowymi, żywicznymi czy naftowymi klimatami. Kraftowe klasyczne IPA są intensywne, a jednocześnie tak skonstruowane, aby nie przytłaczały. Czuć w nich przemyślany plan. Przykładem świetnie zaprojektowanego West Coast IPA jest recenzowany powyżej Golem. Wady nie powinny się za często zdarzać, za to poszczególne tytuły często diametralnie się od siebie różną. Jedne piwa są bardziej owocowe, inne ziołowe, inne żywiczno-iglaste. W niektórych czuć białe owoce (liczi, grono), naftę, kwiaty czy tytoń. Doszukiwanie się tych aromatów nie będzie trudne, z racji intensywności porządnych IPA.
Co z piwami z browarów restauracyjnych? Nie chciałbym, aby piwo od Miedzianki było wyznacznikiem ich jakości, bo trafiłem z nim bardzo przeciętnie. Zdarzało mi się pić fenomenalne klasyczne IPA warzone w restauracjach. Zdarzało mi się trafić na słabiznę. Jedno jest pewne – warto takie miejsca odwiedzać, bo to one wpisują się teraz najlepiej w pojęcie regionalizmu. Piwa z browarów restauracyjnych rzadko kiedy dostać można poza miejscem warzenia i najbliższą okolicą. Ich jakość to przekrój od średnio-niskiej do najwyższej półki.
W który segment celować? Według mnie nie ma sensu chwytać za piwa koncernowe, o ile nie mają być tłem do grilla, spaceru czy gry w siatę na plaży. Piwo ma przede wszystkim smakować, a trudno mówić o smaku, gdy ten nie grzeszy intensywnością. Ja krafty rezerwuję sobie na takie okazje, kiedy mogę napić się ich w miarę świadomie.
W innych przypadkach pozwalam sobie na zanurkowanie w dół w półki. Czasem się przejadę, a czasem pozytywnie zaskoczę, rzadko kiedy „regionalniak” zasila kanalizację. Kiedy chcę mieć pewność, że będzie przynajmniej dobrze, sięgam po krafcik.
23 kwi 2021 at 18:06
Akurat Miedzianka to trafiła Ci się standardowa. Ich piwa od początku nie powalały smakiem i aromatem. Zupełnie przeciętne piwa, niewarte swojej ceny.
24 kwi 2021 at 08:32
Chodziło mi o to, że słabo mi się do kategorii trafiła. Aczkolwiek Cycuch jest bardzo spoko. Boberek też do wypicia. Te piwa są tak skrojone, aby nie szokowały. Poprawne :)
4 maj 2021 at 12:59
Browar Koreb to nadal ściek w butelce, nie warto tej śmierdzącej kiszonki nawet kijem dotykać. Dziwne jest tylko to, że Szpunt był tam w stanie wykręcić jakieś nawet pijalne piwa.
4 maj 2021 at 18:54
Łukaszu, masz może pomysł, jak wydobyć landrynkę z piwa nie używając landrynek? Serio pytam, bo w sumie wiele piw określa się jako landrynkowe. Czy jest zasługa aromatów?
9 maj 2021 at 15:23
Wydaje mi się, że landryna to przeważnie przepasteryzowanie (amerykańskie chmiele wchodzą wtedy w takie rejony).
14 sie 2021 at 18:28
Dupa ipa z KP kupiłem czteropaczek we Lydlu i kurde jest świetna, jakbym takie piwesio w domu trzaskał to bym był alkusem klasy Finn