Lager koncernowy vs lager regionalny vs lager kraftowy. Czy różnice są kolosalne?

Czasy, kiedy przeciętny wizytator hipermarketowej półki z piwem wiedział o tym napoju tyle, że można go podzielić na wersje słabe i mocne mamy chyba za sobą. Wciąż jednak punktem wejścia w krafcik są raczej te nieco droższe lagery. Nierzadko słyszę pytanie: „no dobra, ale niby czemu piwo za piątala jest lepsze od podobnego za dwa zeta w promce?”. Sięgam wtedy do worka z takimi określeniami jak „goryczka”, „więcej smaku”, „dzieje się więcej” czy „musiałbyś sobie porównać”. I właśnie dzisiaj wyciągam z owego worka to ostatnie stwierdzenie. Porównajmy zatem trzy segmenty cenowe, zestawiając ze sobą trzy jasne lagery — koncerniaka, regionalniaka i kraft. Czy różnice będą zauważalne?

Mam nadzieję, że tekst ten stanie się wskazówką dla osób, które kręcą nosem na dorzucenie dwóch zybli do butelki. Niby jasny lager to jasny lager, prawda? No właśnie nie do końca.

Lager koncernowy

Specjal z kija w Elblągu

Cel wizyty w liczącym blisko 100 tys. mieszkańców Elblągu był konkretny niczym licealna impreza na działkach. Specjal Pub, do którego dzwoniąc w poniedziałek z rezerwacją na sobotę, usłyszałem: „Dobrze, że zadzwonił Pan dzisiaj, bo jutro nie byłoby już miejsc”. Wniosek z tego taki, że „Jedyny Taki Pub w Polsce” bywa oblegany nie mniej niż gdańska Ulica Elektryków w piątkowy wieczór, albo kibel w Bunkrze o 3 nad ranem po koncercie Fagotów.

Rozbiliśmy się na jedynym w tym mieście campingu (polecam), przeszliśmy starówką (ładna) i doszliśmy do wniosku, że na wschodnich rubieżach Żuław — mimo ładnej pogody i sezonu wakacyjnego — poza bogatymi Niemcami w camperach za równowartość kawalerki na Żoliborzu, nie ma turystów. Pustki na mieście odczuwało się szczególnie w sobotni wieczór, gdy jedynymi zwiedzającymi byli wypici autochtoni zwiedzający dział alkoholowy we Fresh Markecie. My też go zresztą zwiedziliśmy.

W Wielokranie Absztyfikant niemalże pusto, chociaż dla mnie to dobrze. Lubię taki klimat i cieszę się, gdy mam gdzie tyłek usadowić. My jednak jechaliśmy te 45 minut z Gdańska po to, aby zakosztować Czarnej Szmaty u źródła. Absztyfikant trafiliśmy rykoszetem i zajedziemy tu następnym razem na konkretnie.

Czy Lajceps smakuje lepiej w Elblągu, gdzie jest warzony, niż w Gdańsku, do którego ma rzut beretem?

Tak, i zaskakujące, jak dobrze Specjal smakuje właśnie na świeżo. Jest to więc kluczowa kwestia. To wciąż eurolager, nic się nie zmieniło, jednak na tyle przyzwoity, że wypicie kilku nie było próbą dla ciała i umysłu. Nie znoszę Specjala kupowanego w markecie. Uważam to piwo za niesmaczne, często utlenione bardzo mocno w karton, z charakterystyczną metaliczną goryczką, za którą notabene jest tak ceniony wśród wielbicieli.

A tu proszę, troszku szok. Piwo jaśniutkie, pachnące jasnym słodem, lekko ziołowo i ogółem zwiewnie. Z tła nadal wychwycić można metaliczną goryczkę, jednak na przód wysuwają się akcenty słodowo-ziołowe. Proste piwo, przyjemny orzeźwiacz. Specjal sklepowy to ciężka i muląca sromota. Na świeżo to niemalże inne, o wiele przystępniejsze piwo.

Cóż więcej rzec o „Czarnej Perle Północy”? To nadal eurolager, ale eurolager (na świeżo) przyzwoity. Nie wywołuje grymasu na twarzy, można wypić kilka szklanek i właściwie nie myśleć o jego smaku. Po to są właśnie piwa tego typu. Aby nie za dużo przy nich główkować.

Gdybyście chcieli się napić Specjala na świeżo w Gdańsku, to zajrzyjcie do Baru Kapsel na rogu Targu Węglowego (za LOT-em). Tam też rozdziewiczyliśmy Tomka Gebela z Piwnych Podróży, bo nigdy przedtem Czarnej Kobry nie pił. Podejścia do klienta od właściciela tego liczącego 25 lat przybytku mogłyby uczyć się najlepsze multitapy w kraju. Mordownia, ale jakże przyjemna.

Lager regionalny

Lwówek Książęcy

Po przejęciu Lwówka przez Doktorów nasiliły się opinie, że ten i tak nie najlepszej renomy browar, tworzy teraz doskonałe udrażniacze rur i już nie trzeba biegać po Kreta do osiedlowego. Najmocniej po dupie dostaje się jedynemu w miarę dobremu piwu, czyli Lwówkowi Jankes. Ponoć ta niezła APA zaliczyła taką glebę, jakiej się nawet po Doctor Brew nie spodziewano. Brakuje tylko aby wybuchało w Lidlu na pólkach, chlapiąc na klientów błotnistym osadem i chmielinami.

Niemniej, Lwówkowi postanowiłem dać szansę. Zbyt prosto byłoby upakować do wpisu Złote Lwy z Ambera (pozdro Bartek!). To takie przewidywalne, co nie? Wiedziałem też, że Bojanowo czy Ciechan mogłyby nie przeżyć konfrontacji już na poziomie starcia ze Specjalem. Celowałem w piwo, które jakościowo uplasuje się pomiędzy Czarną Szmaciurką a Kryształem.

Gdzieś tak od poziomu Lwówków i Ciechanów zaczynałem przygodę z dobrym piwem. Te 8 czy 9 lat temu robiły piorunujące wrażenie, deklasując koncernowe szmiry tak, jak Bayern zdeptał i nasikał ostatnio na Barcę. Jestem sentymentalny, może za bardzo, bo słysząc „Lwówek”, po chwili, w nosie, czuję piwniczną nutkę. Ewentualnie kiszoną kapustę, bo ta niegdyś zdarzała się zagościć we Wrocławskim i Ratuszowym.

Pierwszy akord w zapachu to klasyczna lwówkowa piwnica, kojarząca się z babciną szafą albo strychem. Do tego sporo masełka, za którym wlatują zioła od chmielu. Ta piwnica, wraz z ogrzewaniem, przechodzi bardziej w kurz.

W smaku nieco cierpkie, kurzowe, z posmakiem rozgryzionego ziarna jasnego słodu. Ziołowa goryczka ledwo podskakuje, ale nie jest w stanie wybić się na tyle, aby ją dostrzegać przy każdym kolejnym łyku.

No średnie to jest, choć rozumiem, że takie regionalne piwo znajdzie amatorów. Trafi na grupę osób, która nuty piwniczne i stęchłe utożsami z tradycją, wielopokoleniowością i innymi hasłami z reklam piwa, gdzie piwowar własnoręcznie przetacza stare beczki po trzeszczącej podłodze. Rozumiecie, jak czuć piwnicę i kurz, to to jest historia zamknięta w butelce.

Według mnie to raczej spartaczona robota, choć Lwówka Książęcego pić się da. Ten posmak szafy miałby rację bytu pity na jakimś starym zamku. Pasowałby do karczmy pod Zamkiem Chojnik, tam zresztą chyba Lwówki leją, o ile się nie mylę.

Jakiś czas temu piłem Lwówka Wrocławskiego i zaskoczyło mnie, jak dobrze smakował. Lekki, ziołowy, z wyraźną goryczką, prawie bez nut stęchłych. Być może Lwówkowi czasami się udaje?

Lager kraftowy

(K) Kryształ PINTA/Łańcut

Tym piwem PINTA i Łańcut namieszali, podobnie zresztą jak kilka miesięcy później PINTA przyćmiła na moment te wszystkie tegoroczne dziwolągi doskonałym pilsem Golden April. Sukces „Kryształu” dobitnie uświadamia, że polski birgik cierpi na rozdwojenie jaźni. Niby gada ciągle o tym, jak to było fajnie, kiedy o poranku po kilku IPA czuliśmy się jak gwiazdy porno po deepthroatcie z nigeryjskim dostawcą pizzy. A z drugiej strony napędza segment piw naładowanych sokami, pulpami i aromatami, niczym Karyna waląca siódmego malinowego Kustosza na plaży w Chłapowie.

Piwa takie jak „K” to według mnie idealne preludium przed zetknięciem z cięższym kalibrem. Warto przekonywać do dobrego piwa, jednak trzeba podejść do tego w odpowiedni sposób. Rzucanie w kogoś butelkami z IIPA czy peated barley wine’ami, to proszenie się o odrzucenie butelki, niczym niemieckiego granatu ręcznego. Taki „Kryształ” to zaprezentowanie czegoś znanego, o jakości nieporównywalnej do koncernolagera.

Zapach już z okna przywiał zioła. Intensywnie ziołowy właśnie, może nieco ziemisty, z nutą płatków kukurydzianych i mineralną świeżością. Niesamowicie „crispy”, czuć rześkość, po kilku wdechach ślinianki odpalają się na maksa.

W smaku przed szereg wybija się mocarna goryczka, której intensywności pozazdrościłyby niektóre klasycznogorzkie IPA. Niemalże równo z nią wchodzi słód, ale natychmiast ginie pod gorzkim woalem. W ogóle to chmielenie przypomina mi Saaz w niepasteryzowanym Pilsnerze, bardzo zbliżone — ziołowo-tymiankowe z nutką cytrusa. Słodowość herbatnikowa, z nutą płatków kukurydzianych. Faktura i nagazowanie są w punkt. Chce się brać łyk za łykiem i pół szklanki wypiłem w około 3 minuty.

Co mi się w tym piwie nie podoba, to siła i jakość goryczki. Zostawia wysuszający gardło aftertaste. Wydaje się odklejona od strony słodowej, chyba trochę przegięto z IBU. Nawet jak dla mnie, jest kosmiczna, a ten wysuszający efekt potęguje nieprzyjemne odczucie.

Poza tym nie ma się do czego przyczepić. Piwo wlewałem do gęby łyk za łykiem, także dlatego, że zwilża gardło, a przez goryczkę wydaje się, że ma się zapalenie krtani…

Kurczę, to jest bardzo dobre, jakościowo genialne piwo. Czuć, że to najwyższa jasnolagerowa półka. Ale ta goryczka je trochę psuje. Po jednej butelce musiałbym zrobić przerwę przed drugą, jednak w kwestii jasnych lagerów Kryształ to niewątpliwie najwyższa półka.

Czy różnice są kolosalne?

Zaprezentowałem Wam próbę złożoną z trzech piw z półki niskiej, średniej i wysokiej. Różnice są zdecydowanie wyczuwalne, choć największy przeskok czuć pomiędzy Specjalem a Kryształem. Kompletnie inna jakość, intensywność smaku i goryczki. Taki zestaw, w każdym innym wariancie, mógłby dać inne wyniki, dlatego poniżej spisuję przemyślenia odnośnie tego, co nazywamy niską, średnią i najwyższą półką. W kontekście jasnych lagerów oczywiście, choć do innych stylów też będzie pasować.

  • Półka niska to koncernolagery i tanie lagery takie jak Trybunał Pils, Namysłowy czy Amber Naturalne. Najniżej stoją oczywiście koncerniaki, które są płaskie w smaku, pozbawione niemalże goryczki i nie oferują niczego, poza szybkim nawodnieniem. Nieco wyżej stoją wspomniane regionalne tanie lagery — mają nieco więcej smaku, przeważnie także ciut więcej goryczki. W nich zaczyna się dziać cokolwiek.
  • Półka średnia to butelki w granicach 5 złotych – Kormorany, Gościszewa, Ambery, Raciborskie, Bojany, Lwówki i tak dalej. Zaliczyłbym tutaj niektóre pozycje z browarów restauracyjnych. Te piwa wyróżniają się zdecydowanym smakiem, pojawiają się w nich wyraźne nuty odchmielowe, a czasami i wady takie jak diacetyl, DMS czy metaliczność. Zbierając to wszystko do kupy: smak jest wyraźniejszy, chmielenie wyczuwalne i łatwo odróżnić od siebie poszczególne tytuły. W przypadku koncerniaków — poza kilkoma wyjątkami — to praktycznie niemożliwe. Można się zarzekać, że tak nie jest. Ale jest.
  • Półka wysoka to lagery rzemieślnicze i najlepsze piwa z browarów restauracyjnych, wśród których 99% zajmują pilsy w przeróżnych odcieniach i wariantach. Te piwa wyróżnia niemal zawsze wysoka goryczka, ciekawe kompozycje chmielowe i przyjemna podstawa słodowa, o której nie można powiedzieć wyłącznie tego, że „jest”. Dla mnie wyróżnikiem najwyższej jakości lagera ogólnie czy pilsa konkretnie będzie fakt, że jestem w stanie powiedzieć wiele o tym, co czai się pod chmielem.

Według mnie warto zaczynać od razu od półki średniej, bo przy dopłacie rzędu 100% do koncernolagera można wyrwać piwo, które wyróżnia się jakimkolwiek ciekawym smakiem.

Chociaż jak chcecie wlać w siebie po prostu gazowany płyn z alkoholem, to nikt nie broni wybrać koncerniaka. Przy tych piwach się po prostu nie myśli, a niektórzy wolą takie podejście do „złocistego trunku” :)

7 Komentarzy

  1. elblążanin

    22 sie 2020 at 00:41

    Wszystko ładnie pięknie, ale Elbląg to nie miasto liczące „blisko 100 tys. mieszkańców”, a prawie 120 tysięcy :D

  2. Fajny wpis :) A może zrobisz z tego mini serię i opiszesz też inne style na przykładach koncern/regionalny/kraft?

  3. Desitka z Waszczukowe 5 PLN
    Pierwsza Pomoc Pinta 5,49
    Janusz Moczywąs Dortmunder 6 PLN

    Pilsy z Kraftów o małej skali kosztuję po 8-9 PLN w sklepie ale nie widać znaczącej zwyżki jakości

  4. Odnośnie Lwówka – mamy klienta, któremu zapewniamy catering na wiele eventów od lat. I jakbyśmy Lwówka nie odradzali, tak się uparli i musi być. Bo lokalnych trzeba wspierać. I nawet jakby smakowało jak woda przepuszczana przez ścierę z XV wieku, to i tak ze smakiem wszyscy to piją. No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz? ;)

  5. najbardziej zaintrygował mnie nigeryjski dostawca pizzy (i to nie jest złośliwość – porównanie kapitalne!)

  6. Mnie ostatnio urzekł Ayinger w butelce euro, nie wiem czy u was jest dostępny. We wrocławiu już jest kilka miejsc gdzie można dostać ich lagery i poprostu urywają dupę, cena no cóż 7,99-8,99 zł. Ale warto, co do rzemieślniczych to owszem pierwszą pomoc kupisz za 5,99 zł ale to nie jest jakiś top. O taka pożądna deistka udająca pilsa. Za to w ten weekand urwał dupę Crisp Pils z TankBusters, raczej u was też mało dostępny. Czekam na niego w butli, bo jakościowo nie wierzę w to co napiszę ale w moim przekonaniu pobił niemieckie topowe pilsy, plus efekt słodowości i słomki rozwalił system. A potem dochodzi lekko odkładająca się cytrusowa gorycz jak w jakimś India Pale Lagerze, a to wszystko jeszcze mega zablansowane. Pijalność niesamowite mimo niesprzyjającej aury. Więc obok Kryształu czy raczej teraz „K” i Pilsa TK mamy kolejnego Lagera, którego można śmiało stawiać w szranki z pilsem z bawari/frankonii i nie ma wstydu. Co do wypustu z restauracyjnych we Wrocławiu takiego nie uświadczysz ZłotyPies/Prost to narazie level low or simple. Zdrówka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *