„Mocny hopburn, pali w gardło”. 4/5 na Untappd.

Wybacz, Nepomucen, ale to piwo jakoś tak się napatoczyło i przelało czarę — nomen omen — goryczy. No hard feelings. Gdzie leży granica między waleniem chmielu w opór i podbijaniem parametrów na pałę, a przyjemnością z picia?

Tekst ten pojawił się pierwotnie na fanpage’u. Postanowiłem go jednak wrzucić na bloga. Po blisko roku, bo zapomniałem, że leży w szkicach…

Z podbijaniem parametrów i hoprate’u jest ten problem, że z jednej strony, na papierze i marketingowo wygląda to zajebiście. Z drugiej zaś, jak już człowiek weźmie kilka łyków TDH QDIPA czy innego QDH TIPA, to chce od razu zapisać się do gastroenterologa. Powiedzcie mi, czy to ja mam problem, czy próbujemy przymykać oczy na to, że browary zaczynają — w pościgu za zajebiście dużymi cyferkami — przeginać i w efekcie w szkle ląduje „hop tincture” czy inny szejk chmielowy?

Po raz któryś zauważam, że piwo dostaję na Untappd komentarze w stylu: „mocny hopburn”, „pali w gardło”, „ciężko się pije” i łapie ocenę wyższą niż taki klasyczny, fajny pilsik, którego ocenę sprawdzałem przed tym piwem. Kiedy pilsa nieco ciężko się pije przez diacetyl czy DMS, to łapie ocenę w granicach 3/5. Kiedy fancy turbo QDH TIPA po trzech łykach ryje krtań i wyżera język, łapie jeden z powyższych komentarzy, no ale pachnie zajebiście więc 4/5, chociaż trudno to wypić nie dolewając wody gazowanej.

Poważnie, wczoraj piwo ze zdjęcia rozcieńczałem lagerem i — o zgrozo — mu to nie pomogło. Po prostu trudno jest pić coś, co w połowie wyrządza krzywdę i zadaje językowi fizyczny ból. Można się jarać soczkowymi IPA, to są często świetne piwa, można pić tylko QDH bez goryczki i dawać 10/10 piwu, które pachnie jak sok z mango i goryczki ma tyle, co Lech. Nie mam z tym problemu, że komuś taki wariant smakuje. Hołduję słowom zasłyszanym dzisiaj: „respect all the styles, fuck the boundaries”.

Jednak trudno mi zrozumieć co kieruje ludźmi, którzy napędzają rynek piw przegiętych, trudnych do wypicia i zamiast powiedzieć stop, zamiast postawić granicę i głośno napisać: „nie róbcie takich piw, bo nie tędy droga; one są nie do wypicia bez grymasu na mordzie” kwitują tylko, że „pali w gardło, ale jak pachnie, 8/10”. Jak Ci piwo ma tylko pachnieć i nie liczy się fakt, że musisz je rozpijać na 10 osób, to może warto kupić po prostu sok multiwitamina i dolać do niego trochę wódki?

Nie chcę narzekać, ale bez konkretnych mocnych słów ten rynek zboczy w bardzo złym kierunku. W kierunku wybaczania, przymykania oczu i cichej aprobaty dla piw, które drenują portfel, w zamian wywołując chrypę w połowie puszki. W kierunku ciśnięcia po klasyce i klasycznej nowej fali, kiedy piwowarowi lekko podwinie się noga, przy jednoczesnej ciszy, gdy piwa będące w modzie ktoś wykręca do takich parametrów, że zamiast pić, należałoby je kolekcjonować.

Porzućmy podwójne standardy i kiedy piwo jest przegięte, to piszmy o tym głośno, zamiast chować łeb w piasek w obawie, że ktoś nas pociśnie. No bo jak to tak? Takie dobre soczki Ci nie smakują? Szczyt wykorzystania chmielu, czy tego nie chcieliśmy?

Chcieliśmy, ale jednocześnie niech takie piwo daje przyjemność z picia. Bo jedno, to fakt, że, owszem, da się.

Tylko żeby dało się to jeszcze wypić ze smakiem.

5 Komentarzy

  1. Nie pilem powyzszego piwa, ale po przeczytaniu Twojego artykulu narobiles mi na nie ochoty!

  2. Piwa teraz mają mniej IBU niż kiedyś (z 10 lat do tyłu), ze względu na rosnące ceny chmielu. Bardziej idzie się w stronę słodowości. Jeśli ktoś czegoś takiego nie lubi to ma sessiony a nawet pilsy. Nikt nikogo do niczego nie zmusza.

  3. Piwo musi być tradycyjne inne pseudo produkty to tylko marzą dla producenta i napój, który nie ma nic wspólnego z piwem poza adresem rozlewu.

    • Zgadzam się całkowicie. Piwo musi być tradycyjne.

      Dla prawdziwych tradycjonalistów najlepsze jest mętne, gęste i słodkie, ze śladowymi ilościami alkoholu. Z dodatkiem miodu i daktyli.

      Dobrym wyborem jest też piwo ciemne. Aromatyczne, z leczniczymi ziołami, prosto z klasztornej piwnicy. Klasyka.

      Jesteśmy Polakami, wiec piwa żytnie, pszeniczne i orkiszowe są zapisane w naszej historii i tak jak nasi przodkowie uwielbiamy ugasić nimi pragnienie po dniu ciężkiej pracy.

      Nie zapominajmy o prawdziwie polskim gatunku – grodziskim, z którego dumna była cała polska szlachta. Ten aromat wędzonki w piwie, 2% alkoholu, wysokie nasycenie. Czysta tradycja.

      Koźlaki, stouty i portery są już z nami od dobrych paruset lat i wywodzą się od bardziej tradycyjnych stylów, więc też od czasu do czasu można spróbować tych nowości.

      Ostrzegam jednak przed najbardziej nowoczesną rodziną piw – tzw. lagerami. Drożdże sztucznie otrzymane w laboratoriach – nie to co gęstwy przekazywane przez wieki. Trudne do uwarzenia w domowych warunkach. Dziwnie klarowne i czyste w smaku. Jakby sterylne. To nie jest naturalny porządek rzeczy. Byle nie lager, tylko ale.

      :) A tak na poważnie: Piwo nie musi być tradycyjne. Nawiązując do artykułu: piwo powinno być smaczne. Ale nawet tego nie musi. Musi to na Rusi.

  4. Zgadzam się z powyższym! Ja od dawna uważam, że Kraft w PL dąży do tego by być ofiarą własnego sukcesu. Wiadomo, wszytko kiedyś było „new” to biegło się z wypiekami na twarzy do badylarza byle dostac te ” fresh, new ” piwerko, by spróbować przed innymi. W modzie teraz jest trzepanie co chwilę nowej hejzi ipki, która nic nie wnosi… nowego (ah te gierki słowne 🙃) w krafcie od dawna dla mnie panuje nuda więc może tak jak autor napisał, czas zaprzestać dziwnej pogoni za…? No właśnie. ” lepsze jest wrogiem dobrego” :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *