Nepomucena leśne piwa w 6 odsłonach [WIELKI PRZEGLĄD]

Kiedy wspominam moje pierwsze spotkania z Baliosem z Browaru Roch, robi mi się niewymownie sentymentalnie. Pamiętacie jeszcze ten przybytek, warzący w Kotlinie Jeleniogórskiej? Swego czasu do dorwania w wielu miastach Polski, obecnie na kraftowym marginesie. Nawet będąc w Karpaczu i okolicach, nie spotkałem się z jego piwami. Płachty reklamowej Rocha nad kolorowymi jeziorkami w Rudawach Janowickich nie liczę. Będę w ten weekend w okolicy i moją misją jest dorwanie właśnie Baliosa – pierwszego szeroko dostępnego piwa z gałązkami świerku, w stylu Forest Bomb Black IPA. Taki napis widniejący na etykiecie, jeszcze kilka lat temu poruszał wyobraźnię. Tym bardziej że na rynku piw z dodatkiem świerku czy sosny za bardzo nie było. Albo go kochałeś, albo omijałeś łukiem jak psiego „przebiśniega” pod koniec marca na trawniku.

Tymczasem opinię browaru, co to potrafi zagrać iglakami, wyrobił sobie już Nepomucen. Na półki trafiały przeróżne leśne wariacje, w tym intrygujące bezalkholowe For.Rest. Dla niektórych osób sosnowe czy świerkowe dodatki w piwie są do zniesienia. Posługują się więc inwektywami o kostce do kibla, odświeżaczu do auta i płynie do mycia naczyń.

Zapytałem was na fanpage’u, co sądzicie o piwach „leśnych”. Zdecydowana większość chętnie po nie sięga. A już myślałem, że coś ze mną nie tak… ;)

Ja jednak wyraźne dodatki lubię, a te związane z runem leśnym i drzewami lubię jeszcze bardziej. Świerk, żywica, gałązki sosnowe i klimaty pyłu bursztynowego pasują moim zdaniem do takich stylów, jak Black IPA czy porządny pils. Postanowiłem sprawdzić zatem, czy owe dodatki potrafią wzbogacić zamglone APA, Triple IPA czy American Stouta.

Pils i BIPA też oczywiście się w tym zestawieniu trafiły.

Piwa zbierałem i sprawdzałem na przestrzeni blisko 2 miesięcy. Możliwe, że niektóre są już nie do dorwania. Nepomucen poinformował mnie, że na razie nie planuje nowych tytułów.

Nepomucen Like a Forest

American Pale Ale (Forest Hazy APA) z pędami sosny i pędami świerku.

Zapach to owocowa bomba w klimatach multiwitaminy. Można wnioskować, że będzie słodko. Kosz owoców, które wędrują od karamboli, przez mandarynkę, czerwoną pomarańczę po nuty mango. Zawsze z politowaniem uśmiechałem się pod nosem, kiedy ktoś z miksu tropików wyszczególniał więcej niż dwa owoce. A tu proszę, zapach na tyle wielowymiarowy, że w zasadzie nie ma z tym większego problemu. Mam na końcu języka konkretny owoc, który łączy powyższe cechy, ale nie potrafię go wyciągnąć z głowy. Najbliżej jest chyba… miechunka.

Pędy są mocno wyczuwalne, uzupełniają profil nie tylko o żywicę, ale odświeżający zapach kojarzący się z miksem olejku sosnowego i miętowego. Niezwykle aromatyczna mieszanka, coś cudownego!

Najbardziej odpowiednie określenie smaku to „orzeźwiający”. To za sprawą świeżych wtrąceń sosnowych. Odświeżająco, owocowo (słodkie tropiki z elementem melona), gładko i soczyście. Przypałętała się tu nawet prosta grejpfrutowa goryczka.

Nepomucen udowadnia takim piwem, że można w zgrabny sposób połączyć owocową bombę z olejkami. I nie wyjdzie to tak, że olejki eteryczne wszystko przykryją; dodatki zgrabnie wkomponowano. Jedno z lepszych piw, jakie piłem w minionych miesiącach.

A ostatnio jestem raczej wybredny.

Nepomucen Forest IPA
a.k.a. Forest (w butelce)

India Pale Ale z pędami sosny i pędami świerku.

Chłodne marcowe powietrze przywiało z okna garść dojrzałych, a nawet nieco przejrzałych owoców tropikalnych. Zero cytrusów, wyłącznie sok tropikalny. Dojrzałe mango nadaje tutaj rytm, łącząc się z olejkiem sosnowym, przy czym całość wchodzi ponownie w nieco miętowe klimaty. Aromat nie powala jednak intensywnością.

O ile zapach zapowiadał słodki soczek, to pierwszy łyk wprawia w delikatną konsternację. Forest IPA jest bowiem wytrawne. Goryczka uderza z pełną mocą i manifestuje się pod postacią połączenia iglaków, żywicy i albedo z grejpfruta. Dużo żywicy. Bardzo dużo. Klimaty sosnowego boru, gorzki grejpfrut i mocarna goryczka na deser. Jednocześnie jest to piwo gładkie i absolutnie niesesyjne. Powiedziałbym, że do sączenia. Ciężko je wypić na szybko. Smak dominują iglaki i żywica, a wieńczy go potężna goryczka.

Po ogrzaniu wyszły minimalne wtręty cebulkowe, które całkiem dobrze uzupełniły profil piwa.

Super sprawa, szczególnie w zalewie słodkich IPA. Ryje migdałki iglakami. Jeżeli lubisz gryźć sosnowe gałązki i nie boisz się zdarcia gardła, musisz sprawić sobie puszkę. Takich goryczek teraz już nie robią.

Nepomucen From The Woodland Forest Pils

Pils z pędami sosny i pędami świerku, chmielony Marynką i Lubelskim.

Gdybyście szukali świetnego miejsca na wczesnowiosenny spacer, polecam Wyspę Sobieszewską w Gdańsku. Zdjęcie zrobiłem na jednym ze stanowisk do obserwacji ptactwa. Na Sobieszewie są dwie takie wieżyczki. Podrzucam lokalizację. Stamtąd macie godzinę drogi na falochron ujścia Wisły Śmiałej do Zatoki Gdańskiej, widoczny na zdjęciu poniżej.

O samym piwie napiszę krótko. Nie znaczy to jednak, że nie zrobiło na mnie wrażenia. Zrobiło i to bardzo pozytywne.

Zwiewny crispy pilsik, w którym pierwsze skrzypce gra czysty profil jasnego słodu. Iglaki wycofane, dodatki wprowadzają żywiczną goryczkę. Kosmicznie pijalne, rześkie, w aromacie do głosu dochodzą zioła wymieszane z nutami świerkowymi. Nie jest przesadzone, jednak czuć dodatki dobrane w punkt. Każdy element wybrzmiewa z podobną mocą i to jest w nim piękne.

Petarda.

I te widoczki…

Nepomucen LoveLAS

Triple Forest IPA z dodatkiem gałązek świerku i sosny.

Ciężki zawodnik się tutaj trafił. Niby soczuś, a blisko 8% alkoholu. Odważyłem się na niego w niedzielne popołudnie i trochę mi się po nim zrobiły klimaty piątkowego wieczoru.

Pulpa mango z elementem żywicy i mięty. Tak w skrócie przedstawia się strona aromatyczna. Nie wiem, czy też tak macie, ale ja w mango zawsze wyczuwam miętową nutę. Czy może bardziej mieszankę szałwii i mięty ogrodowej? Tak więc powtórzmy to sobie: pulpa mango, nuta szałwii z miętą i żywica sosnowa. Pachnie przyjemnie, jak to soczkowe IPA mają w zwyczaju.

Piwo, mimo iż gładkie, to wali bez ostrzeżenia w kubki smakowe. Dzieje się tu trochę. Na start wjeżdża konkretna żywiczno-sosnowa goryczka, lekko wysuszająca usta. Za nią ziemiste klimaty, wymieszane ze wspominaną pulpą mango. Nie pali od chmielu, nie ma nut granulatu, nic z tych rzeczy. Wyobraźcie sobie pulpę mango, iglaki i żywicę. Nałóżcie na to trochę ziemistości i długą goryczkę. Próbowałem doszukać się innych owoców. Na marne. Wyłącznie pulpa mango, a po zakręceniu mocniej w szkle, być może jakiś ananas na dalszym planie.

Alkohol nieco rozgrzewa, czuć tę moc. Piwo słodkie, kontrowane wysoką, zalegającą goryczką. Trochę zbyt mulące, brakuje mi jakiegoś elementu, który by je ożywił i wyciągnął z tych jednowymiarowo słodkich klimatów.

Mojej narzeczonej smakowało, ale jak to powiedziała: „całego by nie wypiła”. Dlatego się podzieliłem, bo w połowie dopadło mnie to samo przemyślenie. Nieco za słodko-muląco, w dodatku goryczka mnie męczyła.

Niemniej, całkiem do wypicia. Na dwie osoby.

Nepomucen & Weird Beard Co.
Don’t Sleep In The Forest

American Forest Stout z pędami sosny i pędami świerku.

Piwo spiłem z plastikowego kubeczka, siedząc w jednym z pokojów w Schronisku Strzecha Akademicka w Karkonoszach. Polecam miejsce. Niesamowite widoki i niesamowite przeżycie, spędzić dwie doby zimą w tych górach. W ten weekend znów zawitamy w okolice. Nie miałem jak ująć barwy, więc uwierzcie mi na słowo – piwo jest czarne. Widoczki w tle były o wiele ważniejsze…

Nie pachnie powalająco intensywnie. W ogóle nie pachnie powalająco. Trochę czekolady deserowej, nuty kawy, żywica i garść przypalonego ziarna. Oszczędnie, acz przyjemnie.

Palona strona wprowadziła do tego tytułu kwaskowe nuty. Iglaki i żywicę czuć za tą paloną otoczką i są zgrabnie wkomponowane w chmielową stronę piwa. Albo chmiel wprowadza tutaj swoje „iglaki” poza dodatkami, albo coś mi się pokręciło od górskiego powietrza. Tak to odebrałem. Paloność, deserowa czekolada, nieco kawy, prażony słonecznik w posmaku. To wszystko otoczone typowo „odchmielowymi” iglakami oraz tymi wprowadzonymi przez dodatek pędów.

Przyjemne Black IPA, aczkolwiek raczej grzeczne.

Nepomucen Crazy Lines #05

DDH Forest Black DIPA z pędami sosny i pędami świerku. Chmiele: Enigma, Wai-Iti i Mosaic.

Czasami zdarza mi się coś uwarzyć i zawsze są to piwa niezbyt skomplikowane. Tym razem ukręciłem American Pale Ale 12 Blg, chmielone odmianami Warrior, Mosaic, HBC 520 oraz Chinook. Tutaj znajdziecie recepturę. Bajzel w tle jest wynikiem spijania tej Black IPKI w trakcie filtracji.

Aromat to mieszanka olejku sosnowego, iglaków, pyłu bursztynowego i kapki żywicy. Leśne klimaty na maksa, a za nimi nuta czekoladowo-palona.

Ależ tu nawalone klimatów sosnowo-żywicznych, ponownie z nutą bursztynowego pyłu! Nie jest to jakaś mocno palona czy czekoladowa Black IPA. Klimaty ciemne są stonowane. Mamy tutaj więc czekoladę deserową, nieco palonego ziarna, troszkę karmelu i dosłownie szczyptę popiołu.

Piwo zostawia na języku szorstki sosnowy aftertaste z posmakiem czekolady. Daleko mu do bycia przegiętym czy nawet wyrazistym, chociaż pędy mocno tu namieszały. W zasadzie pije się je jak pilsa, tak chlalnie i mało deserowo się manifestuje. Co przy 8% jest oczywiście zabójczo zdradliwe.

Smaczne i — na mój gust —  za mało intensywne. Nie oferuje wiele poza tymi nutami leśnymi. Cięższe klimaty palono-słonecznikowe pasowałyby tutaj jak ulał, bez tego odebrałem je jako zbyt jednowymarowe i stonowane. Jednocześnie nieco za słodkie, a raczej niska goryczka nie ma tej słodyczy jak skontrował. W połowie zaczęło lekko przymulać, jednak dopiłem z przyjemnością.

Grzeczne piwo. Bardzo przyzwoite, ale za grzeczne.


Nepomucen jest król iglaków, jak lew jest król dżungli. Parafrazując Kubę Niemca, na 6 piw, 4 bym chętnie powtórzył, a 2 kupiłbym, mając ochotę na słodszych reprezentantów. Pils i Like a Forest to absolutnie genialne piwa. Mam nadzieję, że Nepomucen będzie warzył je na okrągło, a ja będę mógł na okrągło je wychylać.

Podzielcie się w komentarzach swoimi przemyśleniami co do tego dodatku w piwie. Podchodzi wam, nie znosicie, a może warunkowo dopuszczacie jego użycie?

Wasze zdrowie i gratulacje dla browaru! :)

4 Komentarzy

  1. Dobrze że Nepomucen pociągnął temat sosnownych piw, ale mimo wszystko Balios to Balios – nadal najlepsze piwo z tym dodatkiem. Dobrze że raz na ruski rok jeszcze można je kupić we Wrocławiu.

    Co do piw z Nepo z sosnowym dodatkiem, to dla mnie zdecydowanie najlepsze jest Like A Forest, pewniak na którym nigdy się jeszcze nie zawiodłem.

    • Leszek Pachura

      30 mar 2021 at 08:24

      Nie wiem czy warki Baliosa różnią się mocno między sobą, ale kiedyś kumpel kupił mi parę sztuk bezpośrednio w Rochu i niestety musiały pójść do zlewu, bo smakiem przypominały płyn do mycia naczyń Ludwik (ewentualnie trochę Listerine). Może dla jakichś masochistów wielbiących all-peated malt beers to ciekawa propozycja, ale dla mnie zupełni niepijalne – w przeciwieństwie np. do Sosnowego APA z Miłosławia…

  2. Leszek Pachura

    30 mar 2021 at 08:25

    Nie wiem czy warki Baliosa różnią się mocno między sobą, ale kiedyś kumpel kupił mi parę sztuk bezpośrednio w Rochu i niestety musiały pójść do zlewu, bo smakiem przypominały płyn do mycia naczyń Ludwik (ewentualnie trochę Listerine). Może dla jakichś masochistów wielbiących all-peated malt beers to ciekawa propozycja, ale dla mnie zupełni niepijalne – w przeciwieństwie np. do Sosnowego APA z Miłosławia…

  3. Piłem „Nie śpij w lesie” w Degustatorni w Gdańsku oraz LoveLas w domu. To pierwsze było bardzo intensywnie świerkowo-sosnowe, na pograniczu przyjemności picia, Ciemne piwo. LoveLas był bardziej stonowany, piwo w kolorze raczej soczkowe, nuty świerkowe obok cytrusowych, znacznie bardziej pijalne. Oba doświadczenia uznaję za ciekawe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *