Zdarza się, że po jednym łyku nie ma już drogi w górę półki. Poznaliśmy absolutne mistrzostwo, otarliśmy się o Nirwanę piwnego spełnienia, a teraz pozostaje nam zmienić majtki i narzekać. Na kolejne piwa w nowo poznanym stylu. Że nie są takie dobre, że czegoś im brakuje, a w ogóle to pierwsze wyrwało nas z kapci z takim impetem, że urwało nogi pod pośladkami. Urwało coś więcej niż przysłowiową „dupę”. Urwało nam kawałek przyjemności z poznawania piwnego świata. Ciągłego pięcia się po szczeblach piwnego światka. Zabrało nam kilka momentów, kiedy z zaskoczeniem stwierdzilibyśmy, że tak dobrego piwa dotychczas nie piliśmy. W pewien sposób emocjonalnie wykastrowało.
Wiecie, jak to jest. Poznajemy nowy styl piwny. Często jest gęsto, czyli po raz pierwszy pijemy RIS-a albo innego potwora pokroju Double Imperial IPA czy innego quintrupla. Przeważnie zaczynamy od przedstawiciela stylu, który jest po prostu dobry. Później chcemy zgłębiać ten malutki zakątek piwnego światka.
Niczym raczkujący dwulatek wkładamy do ust wszystko, co w danym zakątku napotkamy na drodze. Często się obijając, kalecząc, być może dławiąc, ale cieszy nas sam fakt obcowania z czymś nowym. Raczkujemy więc przez ten świat, z czasem stając chwiejnie na obydwie nogi, by później twardo stąpać po ziemi i bez wahania odrzucać pozycje, co do których nie mamy przekonania. Tak stajemy się dojrzali. Miliony piw za nami, masa zabawy i przyjemności z kopania w błotku, wynajdując co jakiś czas małe złote samorodki, które zapadają w pamięci na długie lata.
Pamiętacie, kiedy na rynku pojawił się Samiec Alfa w butelce? Ludzie rzucili się do sklepów jak po karpia w Lidlu. Reglamentacja, obelgi, płacz na koniec miesiąca, bo nie ma na chleb, ale… jakież to było cudowne piwo! Warte każdego grosza, wyskrobanego ze świnki skarbonki. Nie skłamię, jeśli powiem, że znajduje się w ścisłym TOP3 najlepszych piw, jakie dane było mi wypić.
W tym czasie mój brat miał za sobą jednego RIS-a. Tsara z Buxton Brewery. Smakował mu. Po prostu smakował, nic więcej. Czyli zaczął od dobrej strony. Poznał godnego przedstawiciela stylu, teraz mógł porównywać, szukać, trafiać na złote samorodki.
Zamiast tego trafił na Samca Alfa.
Neurony wyjebało mu poza czaszkę, stężenie endorfin czterdziestokrotnie przekroczyło dopuszczalne normy według WHO. W oczach miał błysk godny jakiegoś napierdalaki na bokserskim ringu. Wyszedł z ciała, odleciał, sięgnął po absolut, zatańczył z samym Szatanem. Wrócił po kilku minutach (bez Absoluta, bo drogi) jako inny człowiek.
„To jest piwo, które wbiłoby w osłupienie najbardziej zapalonego wielbiciela Rompera. Tym piwem można nawracać!” – stwierdził, a pot ciekł mu ze skroni. Nigdy nie widziałem, aby coś tak otwarcie zachwalał. On, który uwielbia Ciemne Łagodne. Ten, który nie kupi sobie sam IPA, ale chętnie zrzuci się na 2-3 RIS-y na wieczór, aby sprawdzić jak najwięcej smaków.
Ja już wiedziałem, że zrobił błąd. Już nie będzie tak ochoczo testować kolejnych piw w tym stylu.
Od tego czasu nie trafił na RIS-a, który autentycznie by go tak ucieszył, jak ucieszył go – o zgrozo, jak to brzmi – Samiec. Do każdego imperial stoutu podchodzi sceptycznie, jak internauta, który dostaje wiadomość od nigeryjskiego księcia, chcącego mu przelać miliony. Jasne, dalej pijamy wspólnie RIS-y. I wszystkie „są okej”, ale żaden nie robi mu z mózgu takiej sieki. Żaden go tak nie porusza.
Chcę przez to powiedzieć, że są takie piwa, które reprezentują najwyższą klasę. Są doskonałe, onieśmielające, należy przed nimi niemalże bić pokłony i przyjmować z najwyższym namaszczeniem niczym hostię.
I od tych piw nie powinno się zaczynać.
Do nich trzeba dojść.
Trzeba poznać wszystko inne. Nie po to, aby te piwa docenić. Po to, aby móc porównywać i cieszyć się z każdego odkrycia.
Pamiętacie, jak pisałem o tym, aby nie zaczynać od wad w piwie? Zaczynanie od wad psuje przyjemność z picia, bo zamiast delektować się piwem i szukać jego mocnych stron, zaczynamy od negatywnych myśli. Tu coś nie pasuje, tutaj coś śmierdzi, a w ogóle masło.
Koniec końców bardzo dobre piwo wydaje się zaledwie średnie. Podobnie jest z zaczynaniem od najlepszych piw. Nie ma już drogi w górę. Nie ma nawet drogi w bok. Jest droga w dół, ewentualnie po skosie, ale nadal w dół. Pozostaje frustracja, że nie możemy trafić na tak zajebistego RIS-a. Bo tamten był przecież tak niesamowity, a kolejne to już tylko jakieś marne wysłodziny i nieudolne próby omamienia nas perspektywą powrotu do piwnego Nieba.
Zapytacie mnie: „drogi Łukaszu, od czego więc zacząć, aby nie spieprzyć sobie tej drogi?” Dla wszystkich tych, którzy nie pili jeszcze imperial stoutu (albo pili ich niewiele), mam konkretną propozycję do sprawdzenia.
Potiomkin z Browaru Raduga
Długo zastanawiałem się, jakiego RIS-a mógłbym polecić początkującemu. Tak, aby zrozumiał, jak ten styl smakuje, ale aby mógł odkrywać piwa lepsze. Bo od Potiomkina jest wiele lepszych RISów, ale ten jest po prostu porządny.
Potiomkin to dobry RIS. Nie ma za zadania żonglować neuronami, a jedynie dotykać je czule i szeptać im miłe słówka.
To piwo, w którym pierwsze skrzypce gra czekolada, zioła i nuty ciemnych owoców. Syrop czekoladowy okraszony ziołową goryczką, która w ustach pozostawia przyjemny posmak. Do tego wspomniane ciemne owoce, a po ogrzaniu także wanilia. Piwo gładkie, gęste, klejące się w ustach, dość słodkie. Nie ma w nim paloności ani kawy, co bardzo mi odpowiada. Alkohol oczywiście wyczuwalny, ale nie daje po gardle jak czeski spirytus w butelkach po oleju rzepakowym.
Bardzo dobre, deserowe, do sączenia przez kilkadziesiąt minut.
Wybierajcie godnych przedstawicieli stylu, który chcecie poznać lub od niedawna poznajecie. Nie ma nic piękniejszego niż odkrywanie nowych smaków. Nie ma cudowniejszego momentu od tego, w którym po pierwszym łyku zaniemówisz. Przez chwilę analizujesz ten smak, rozmyślasz nad nim i dajesz się po prostu oczarować. Poddajesz się bezwładnie ogarniającej fali piwnego szczęścia.
Życzę Wam jak najwięcej takich momentów.
To one budują nasze piwne wspomnienia.
22 lip 2016 at 18:40
wydaje mi sie czy artykuł dotyczy polskich piw ?
wystarczy popróbować risów z belgijskiego struise, czy holenderskiego de molena i wkoncu trafi sie na taka petarde przy ktorej doznania po samcu alfa są niczym.
Tylko trzeba naprawde sięgnąć do kieszeni… czasem nawet bardzo głęboko
22 lip 2016 at 19:05
Skoro Samiec Alfa jest klasą światową, to trudno będzie go przebić tak, aby różnica była ogromna ;) Oczywiście zależy to od indywidualnych preferencji. Piłem 3 RIS-y z DeMolena, żaden nie umywał się do Samca.
22 lip 2016 at 19:39
dokladnie- dla jednego „przecietny” ris bedzie świetny, a samiec alfa przeciętny.
Sam poczekam na kolejne butelki samca alfa
22 lip 2016 at 21:15
Polecam Pożegnanie z Korporacją z PiwoWarowni! Postawiłbym je blisko Samca Alfa.
22 lip 2016 at 21:26
Nie wybiegałbym aż tak daleko. Pożegnanie z Korporacją jest ok, ale nie umywa się do Samca. Sorry.
23 lip 2016 at 12:36
Po wypiciu Samca nie spotkalem jeszcze jak dotąd lepszego RISa. Nawet te zagraniczne wysoko oceniane na RB nie smakuja mi jak ten z Artezana.
26 lip 2016 at 08:54
Potiomkin – na serio fajowy RIS mimo, że wolę RIS’y w stylu tego szatańskiego… czyli zdecydowanie bardziej waniliowe i gęstsiejsze ;)
26 lip 2016 at 10:07
Od kiedy Absolut jest drogi? Aktualnie zrównał się ceną z Finlandią, chyba że masz na myśli Absolut Elyx. Aczkolwiek nadal nie są to ceny kategorii „droga wódka.”
26 lip 2016 at 14:09
Dla mojego brata już Sobieski jest drogą wódką. Wyznawca czystej DeLuxe. Ja w sumie wódkę piję może raz na miesiąc i nie mam problemu z tym, aby zwilżyć japę DeLuxe czy – ostatnio – Nemiroffem. Aczkolwiek Starogardzkiej, Absolwenta i Chrobrego więcej nie tknę ;)
26 lip 2016 at 18:36
Jako jeden z pierwszych stoutów trafił mi się The Kernel London Extra Stout 1890. I tak już żaden RIS mnie potem nie ruszył. Może Buxton The Living End (Bourbon Cask). Samca nie dorwałem. Jednak nie odnoszę wszystkich pitych piw do tych gigantów. Świadomość niedostatków pitego akurat piwa w stosunku do najlepszych nie odbiera mi przyjemności z picia. O ile, oczywiście jest smaczne i bez wad. Ciągłe nurzanie się w absolucie (tym z małej litery) bywa męczące, a piwo nie tylko „po to jest, by zachwycało”.
26 lip 2016 at 19:28
ratebeer jest zajebista spraawa – jedno klikniecie i widze kilkanascie risow, ktore smakowaly mi tak samo lub bardziej od samca alfa… a ja wypilem zaledwie niepelne poltorej setki risow roznych, bardzo duzo przede mna.
przy czym faktycznie, nie ma tam – wsrod tych kilkunastu – zadnego z de molena :) zapraszam: http://www.ratebeer.com/user/324528/style-ratings/24/
podsumowujac – dramatyzujesz imho :)
2 sie 2016 at 22:11
Dobrze że nie lubię RISów są za ciężkie i zbyt alkoholowe.
4 sie 2016 at 13:34
Ja bym powiedział, że to jest problem in general, bo to co urwało nam dupę za pierwszym razem, za drugim już tego nie zrobi, nawet przy idealnej powtarzalności warek. Pierwszy lepszy przykład – pamiętam jak pierwszy raz piłem Atak Chmielu. To było po powrocie chyba w 2012 albo 2013 roku. Dobrze znałem Rowing Jacka, pojawiały się inne ipy, ale tutaj była petarda, ambrozja i w ogóle najlepsza AIPA na świecie i nie ma lepszego piwa, stylu i w ogóle. Parę dni później byłem ponownie w pubie i to już nie było to samo… teraz Atak został gdzieś daleko w tyle. Tak samo miałem ze Śrupem, Dwoma Smokami, PanIPAni, MrHard Rocks i różnymi innymi stylami, imperialami, lambikami, quadruplami etc. Dopiero dłuższa przerwa coś tam pomaga i zmysły trochę zapominają, ale i tak ten pierwszy raz jest tak wyidealizowany, że ciężko powtórzyć te wrażenia…
Samca Alfa nie dane mi było spróbować, tak samo jak wielu innych topowych trunków, więc coś tam zostało do odkrywania :)