Piwny hype — w okowach oczekiwań

Hype. Magiczne słowo, pobudzające wyobraźnię tysięcy kraftofoli w całej Polsce. Jeśli jest na coś „hajp”, to w domyśle będzie to dobre. Zasada dowodu społecznej słuszności sprawdza się w przypadku nowych piw niemalże doskonale. Gorzej jest już z weryfikacją. Piwa, na które się napalamy, zdarzają się oczywiście petardami. Często jednak to właśnie cichsze premiery wywołują jednak motylki w brzuchu i przyprawiają o szybsze bicie serca. Jak to jest z tym hype’em?

Określmy na początek składowe, stanowiące o hajpogennym potencjale wybranego piwa. Wyróżniłbym 5 podstawowych czynników, wpływających na odbiór trunku, na który dopiero czekamy:

  1. Renoma browaru
  2. Ilość piwa przeznaczonego do sprzedaży (w tym ilość butelek)
  3. Otoczka marketingowa i marketing szeptany
  4. Otoczka wizualna; opakowanie i oprawa
  5. Oczekiwania co do smaku piwa w tym stylu

Powyższych składowych nie chcę rozbijać na czynniki pierwsze. Ich analiza nie jest tematem dzisiejszego wpisu, jednak przebrnę przez tę listę na podstawie wciąż świeżego casusu Imperium Prunum. Chcę uzmysłowić Wam, że nie są to podpunkty wyssane z palca.

Case Imperium Prunum — skąd ten hajp?

Browar Kormoran postrzegany jest jako duży, solidny i — jak na browar regionalny — innowacyjny gracz na rynku piwa. Zdobył już sympatię beergeeków, proponuje stałą jakość, a nowe piwa są co najmniej niezłe, jeśli nie dobre. Brak poważnych wpadek implikuje wysokie oczekiwania w stosunku do każdej kolejnej premiery.

imperium-prunum-kormoran

Kormoran wypuszcza pierwsze Prunum w 2016 roku. Jarają się wszyscy, włączając
w to Twoją rodzinę. Genialne opakowanie, poruszający wyobraźnię marketing i styl. „Rodzimy styl”. Do tego typowo polski dodatek i solidne leżakowanie. Wszystko zamyka się w takiej malutkiej bańce o idealnym kształcie. Cena piwa jest sensowna, ale nie ma go tak dużo, aby dla każdego starczyło. To generuje dodatkowy popyt. Ograniczona dostępność działa na beergeeka jak darmowa pinta Noa Pecana przy barze.

Porter bałtycki. Imperialny. Z suszoną śliwką. Długo leżakowany. W zajebistej butelce i opakowaniu. Nie każdy go dorwie. Od renomowanego browaru. Nie może się nie udać i wszyscy to wiedzą.

Rzucamy się do sklepów.

Piwo schodzi na pniu.

Kto generuje hajp?

Ja. Ty. Twój świrnięty kolega beergeek.

My wszyscy. Kolektywne hajpowanie w piwnej wspólnocie. Nakręcamy browarom premiery. Każdy z nas jest małym Kopyrem.

recraft-mentor

Wybierz 3 z 5 elementów z powyższej listy i odpowiedz sobie na pytanie: czy nie pragniesz takiego piwa? Kilka dni temu Bartek wrzuca fotkę wymrażanego DIPA ze Spółdzielczego, przy okazji zapowiadając wymrażanego RIS-a. Możecie wlać te piwa do kolby stożkowej,  brudnego kubka po rosole albo słoika po kiszonych, a i tak każdy to kupi! Bo będzie tego bardzo mało, styl rozbudza wyobraźnię i jeszcze marketingowo jeden bloger zamknął sprawę (sic!).

Jaki wpływ na rynek piwa ma hype? Czy pozytywny, czy też negatywny? Tomek Kopyra twierdzi, że pozytywny. Ja twierdzę, że należy oddzielić wpływ krótkoterminowy od długoterminowego.

Krótkoterminowo spowoduje on dotarcie do nowych osób, niezainteresowanych kraftem. Każda duża akcja związana z piwem rozbudzającym emocje niczym ustawka kulawych karłów z kibolami z Fucka, to szansa na wypchnięcie tematu kraftów przez małą szczelinę w murze.

Jest jak liścik rzucony na lekcji do cycatej Karoliny z ławek pod ścianą. Karolina ma właściwie totalnie wyjebane na Ciebie, brodaty okularniku z brzuszkiem, ale już cię odnotowała. Może kiedyś da Ci się potrzymać za rękę.

Z drugiej strony hype w końcu skonsumuje sam siebie. Ileż można się jarać kolejnymi piwami? Był hype na leżakowanie w beczkach po bourbonie, był hype na RIS-y, kwasy też miały swój moment. Hype przechodzi w końcu w modę, a moda ma to do siebie,
że przemija. To tylko moja prognoza, ale wyczekiwać w końcu będziemy piw albo totalnie pogrzanych (zwierzęce fekalia, afrodyzjaki i majonez), albo już znanych genialnych klasyków w nowych odsłonach.

W końcu trafimy na ścianę.

pinta-amarcord

Oczekujemy za dużo

Największy problem, jaki hype generuje, to oczekiwania. Nierzadko wygórowane ponad skalę.

Niesieni falą wysokich oczekiwań trafiamy w końcu na piwo, które ich nie spełnia. Fala zabiera je ze sobą, a następnie roztrzaskuje się o falochron z butelek po tytułach, które nie spełniły pragnień rynku. Wyrzuca kolejne butelki, a falochron rośnie, przysłaniając perły leżące w piasku.

Myślisz, że to dziwny i artystyczny opis? Pomyśl, ile razy w zalewie premier jedno piwo wybijało się ponad wszystkie, aby okazać się co najwyżej dobrym? Nagle okazuje się,
że prawdziwa petarda była ukryta w bramce z innym numerem.

piwojad-ametyst

W pogoni za hajpem często zapominamy o tym, co mniej spektakularne, ale dające masę frajdy. Wydajemy kasę na piwa, które okazują nie warte zachodu i ceny. Poniżamy się,
by zdobyć tę jedną butelkę, jak w przypadku Prunum. Wiele osób pisało wprost: nie dołączam do tego żenującego wyścigu o kartonik, mam honor, nie będę walczył o piwo.

Gdzieś leży ta granica, prawda?

Tylko gdzie?

To pytanie pozostawię otwarte, do Waszych przemyśleń.

4 Komentarzy

  1. no tak, niedawno dostaliśmy najdroższą śliwkę w czekoladzie w historii, bez sojowych beczek Baladina, burbonów i całego tego sztafażu… Ale z drugiej strony, gdyby nie mody i hajpy, o których piszesz, dalej pilibyśmy EB, nikt nie pamiętałby o grodziskim, a piwa na amerykańskim chmielu mógłby nam wysłać wujek z Jackowa :)

  2. Jak spróbuję to wyrobię sobie zdanie na temat piwa, dla mnie wygląda to tak, że udało się załapać popularność dla tego piwa i sklepy strasznie zawyżają cenę bo jest okazja zarobić.

  3. Mika Lukanainen

    29 sty 2017 at 16:58

    „Krótkoterminowo spowoduje on (hype) dotarcie do nowych osób, niezainteresowanych kraftem.”
    Wątpie, aby tak było. Ludzi nie siedzących w temacie nie interesują kraftowe standardy w cenach 8-9 złotych i tym bardziej nie zainteresują hypowane cuda za 80. A nawet jeśli, to wątpliwe jest by mieli okazję zdobyć choć jedną butelkę takiego trunku w sytuacji, gdy beergeekowie wiedzą gdzie i o jakiej porze pojawią się te piwa, jak wygląda osoba która wniesie je do lokalu oraz przez które drzwi wejdzie. Oczywiście beergeekowie już tam czekają po odbiór zarezerwowanych pół roku wcześniej pięciu butelek. Załóżmy jednak, że do osoby z poza światka kraftu trafiła butelka takiego Imperium Prunum lub innego mocno hypowego trunku. Sami wiemy że częściej niż rzadziej te piwa nie dają takich doznań by cena była uzasadniona. A przecież my się na piwach skupiać potrafimy, niuchamy i ciamkamy i w ten czy inny sposób jakoś ten dysonans racjonalizacją zasypiemy. U osoby z poza światka szok będzie jeszcze większy i zapewne pomyśli (zupełnie słusznie moim zdaniem) że kogoś tutaj po****** i lepiej się od tego na przyszłość z daleka trzymać.

    Hype jest dla ludzi siedzących już w temacie i może się okazać, że zadziała w nieoczekiwany sposób. Jeśli bowiem o mnie chodzi to mam wobec hypu duży dług wdzięczności, gdyż plaskaczem w twarz sprowadził na mnie otrzeźwienie. To właśnie dzięki hypowi na jedno piwo pewnego dnia zastanowiłem się chwilę, zawróciłem od kasy i odstawiłem butelkę na półkę. I jak to zwykle w życiu bywa pierwszy raz był najtrudniejszy, każdy następny coraz łatwiejszy aż w końcu stało się to rutyną. A od mocno przesadzonych hypowo piw schemat zachowania przeniósł się na pozostałych przedstawicieli piwnej flory niczym zaraza pożerająca z czasem kolejne cuda w ogrodzie. Teraz potrafię wzruszyć ramionami nie tylko na wieść o kolejnym superpiwie ale i o tym codziennym, ogólnodostępnym za jedyne trzynaście złotych per butelka (bo taniej być nie może, choć rok temu jeszcze było), nie zaglądnąć do sklepu ani razu w miesiącu, wypić jedno piwo na tydzień i to tylko dlatego, że jest ku temu jakaś okazja a blogi i wieści piwne śledzić raczej z przyzwyczajenia, niż realnej potrzeby. A wszystko przez jedną butelkę piwa które warte było maksymalnie złotych dziesięć a ktoś z racji hype zakrzyczał dwadzieścia pięć. Godziłem się na dużo większe wydatki a banieczka pękła tam, gdzie się tego nawet nie spodziewałem. Widać materiał był przeciążony i czekał na to jedno, drobniutkie szturchnięcie które całe naprężenie uwolniło.

    To prawda, gdzieś leży granica.

  4. Dokładnie, dokładnie, też się już z tego wyleczyłem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *