Style i koncepcje piwne, których nie kupuję lub unikam

Nawet największy chlor, mając do wyboru repertuar trunków nie do przepicia, kilka z nich odrzuci. Raz na przykład, mocno zmęczony życiem/piciem samotny rolnik, poinformował nas pod sklepem w Mirachowie, że za chwilę spod kościoła ruszą auta weselne. Trzy nanosekundy namysłu i rowerowa ekipa przypuściła atak na konwój, dzięki czemu nasz wyjazdowy barek wzbogacił się o po pół litra na głowę. Co było przeginką, gdyż ekipa — aby nie wozić flaszek z Kaszub do Gdańska — poczęła te flaszki rozpracowywać w dniu powrotnym od około 6:00 rano. Na całe szczęście, jedną z flaszek dostał od nas — w podzięce za wskazanie źródełka — zmęczony życiem/piciem samotny rolnik. I wiecie co? Było po nim widać, że wolałby chlapnąć zimne piwko, utwardzić setką kolorowej, względnie Mocnego Fajranta. Flaszkę przyjął od nas niechętnie. Niech ta przypowieść będzie wspaniałym wstępem do stylów i koncepcji piwnych, których nie lubię, nie kupuję, pomijam, a czasami – unikam.

Pastry wszelkiej maści

Do pastry mam nie tyle krytyczny stosunek, ile nie mam go w ogóle. Mój mózg odfiltrowuje słodziaki na półce, więc dla mnie właściwie nie istnieją. Co prawda zdarzyło mi się nawet zrecenzować tiramisu w płynie na łamach bloga, jednak powód był konkretny, nadchodził test pastry na żywo, w ramach Lekko Pod Wpływem.

Nie śmieję się z tych, co lubują się w cukrzycy w płynie. Niech każdy pije to, co mu smakuje. Już dawno przestałem się spinać o to, że ktoś, gdzieś tam, wali ciepłego Rompera i oblizuje jeszcze przy tym wąsa. W konsternację wprawia mnie natomiast myśl, że kraft miał być odskocznią od „piwa z sokiem”, a sam przyjebał takiego fikoła hipokryzji, że szkoda gadać…

Przy okazji polecam tekst „O laktozie – cz. I” od Browaru Mem. Szybka analiza sytuacji, w której spora część piw na półkach jest słodka lub wyprana z charakteru.

Dobrze, że nie tylko pastry stoi na półkach. Chociaż patrząc na Lidla, można by odnieść wrażenie, że styl ten to dobre 20-30% rynku.

Dunkelweizen

W marcu 2018 roku popełniłem wpis o wiele wyjaśniającym tytule: Czy można polubić styl, po którym kilka lat temu zbierało na wymioty?. Wynik tej walki został przesądzony już po pierwszym łyku.

Raczej nigdy nie przeprosimy się z ciemnymi pszenicami. Zupełnie nie wchodzi mi mieszanka banana, pieczywa i przypraw. Mdłe to i obrzydliwe. Nie dostanie ode mnie już chyba szansy.

Belgian Dubbel

Tak jak w przypadku dunkelweizenów, przypieczona skórka od chleba, brązowy cukier i przyprawy mi po prostu nie grają. Jak bardzo bym się nie starał — a kilku reprezentantów przepuściłem przez nerki — belgijskie duble po prostu mi nie leżą. Ani klasyka pokroju Trappistes Rochefort, Westmalle czy Chimay, ani, chociażby, polska Śnieżynka z Profesji. Nie moja bajka; mdłe ciemne piwa bez kontry mnie odrzucają.

To nie tak, że nie doceniam klasyki. Uwielbiam ją i często  po nią sięgam, ale nie w tej aranżacji.

Golden Ale

Raz, że reprezentantów mamy tylu, że w specjalistycznym może jedną butelkę dorwiesz, jak masz wyjątkowe szczęście. Dwa, że jak już mam wybrać coś zbliżonego, to kupię sobie American Pale Ale. Intensywniejsze i przede wszystkim do dorwania w każdym sklepie. De facto omijam ten styl, bo nie idzie go nigdzie dostać, a jak się da, to wokół stoi masa dobrych piw o zbliżonej charakterystyce.

Natomiast jeżeli gdzieś dorwę, to trzeba będzie odświeżyć sobie wspomnienia.

Czyste lambiki

Przyznaję się zawczasu, dziesiątek lambików w swoim życiu nie piłem. Być może cisnę teraz po stylu, który po przekroczeniu pewnej kwoty za butelkę bywa tak kosmiczny, że po degustacji usunąłbym ten akapit.

Niemniej z tego, co piłem, wyłaniał się obraz klimatów, które mnie nie porywają. Dla lubiących kwaśne dzikusy istnieje osobna piwna kategoria. Tak jak hopheadzi charczą z zachwytu, kiedy lupulina robi im z krtani mielonkę, tak miłośnikom lambików robi się ciepło w kroczu, ilekroć mijają stadninę koni.

Perspektywa wydania grubej kasy za butelkę kwasa walącego kredkami świecowymi i padokiem jest dla mnie mało podniecająca. Znajdą się jednak zwyrole, dla których ta wizja będzie zdecydowanie podniecająca. Oni w tym siedzą, rozumieją temat, czują o wiele więcej od lambikowego ignoranta, lubią powykrzywiać gębę w grymasie i pewnie wyjaśnią mnie w komentarzach.

Gose z owocami

Zimniutkie gose wchodzi latem jak spalona słońcem blondyna do basenu w tureckim kurorcie. Zimniutkie gose przykryte owocami wchodzi co najwyżej jak seniorka na plaży nudystów do Zatoki Gdańskiej w kwietniu.

Gose jest doskonałe właśnie dlatego, że pięknie łączy piwo i izotonika z solą. Po co to psuć pulpą czy sokami? Po co dosładzać i upodabniać do pastry? Rozumiem oszczędny dodatek, nutkę kiwi czy jakiegoś cytruska. Niestety, w gose, z którymi miałem do czynienia, owoce dominowały charakter piwa. Lekkie piwko robiło się ciężkie, a przez to nieznośne. Jedyny wyjątek stanowią nepomucenowe „Ole” oraz „Jose”, czyli sangria gose. Tyle że to bardziej sangria właśnie, niż gose.

Gose tak.

Gose z kiszonymi też tak.

Gąska Beerbinka Gose

Gose z owocami wypad z baru.

Lagery smakowe, zielone, grzane i z sokiem

A skoro przy sokach jesteśmy, to odpadają wszelkie wynalazki pokroju Bojana Ciasteczko, Bojana Malina, Bojana Kokos, Bojana cokolwiek słodkiego co da się tam wrzucić. Wszelkie Magnusy Czekoladowe, Edi Migdałowe, Lubuskie Zielone, Raciborskie Grzane, Tatra Grzaniec. Nawet Redd’s to przeginka.

Wyjątek stanowią bezalkoholowe radlery i bezalkoholowe Desperadosy oraz ich podróbki, ale umówmy się, przyznaj mi rację i powiedzmy sobie szczerze.

To są napoje na bazie piwa i nikt nie próbuje mówić, że jest inaczej.

Triple Hazy/DDH IPA, czyli soczki powyżej 8-9% alkoholu

Zdarza mi się spić soczkowe IPA. Tak jak zdarza mi się spić radlera, bezalko koncerniaka albo ciepłe Tyskie z puszki w schronisku gdzieś w Gorcach. Odrzucają mnie jednak mocarne, gęste, słodkie i buchające owocami DDH/TDH turbo creamy imperial ulra hoprate IPA.

Są dla mnie za ciężkie, przytłaczające, grzejące, mocne, piekące i palące. Cała rześkość i przyjemność z chlapnięcia soczku znika, kiedy w połowie puszki masz bombę jak po dwusetce pigwowej Soplicy zapitej Specjalem. Z drugiej strony, nie widzę w takich piwach żadnej wartości degustacyjnej. Nie wpisują mi się w koncepcję panelu degustacyjnego czy sączenia ze sniftera. Ciężko je od siebie odróżnić, są do siebie zbliżone, a te mocne przeważnie jednowymiarowe. Sok multiwitamina dla dorosłych.

Wyjątkiem są — jak na zdjęciu — hazy z jakimś ciekawym dodatkiem dla kontry. Takie to można, jeszcze jak!

Piwa chmielone na „naftę” i „cebulkę”

Pewne chmiele wnoszą do piwa klimaty „dieslowe”, czyli mokry sen mechanika samochodowego. Ja nie lubię nawet przebywać na stacji benzynowej, a co dopiero wyłapywać strzała z nafty w nozdrza, siedząc w fotelu. Bardzo ostrożnie dobieram New Zealand IPA, bo w tych rejonach nafty trafia się sporo.

Nie znoszę też klimatów „cebulkowych” w hazy IPA. Cebula w IPA to sygnał: coś jest nie tak z chmiel(eni)em. Każdemu, kto twierdzi, że tak powinno być, zadałbym pytanie: „czy fajnie byłoby pić lekkie APA, pszenicę, jasnego lagera czy porter bałtycki w takich klimatach?” Dlaczego więc cebula miałaby pasować w jakiś magiczny sposób do owocowego IPA?

Obrzydlistwo, a zdarza się. Niestety, tego elementu nie ma jak przewidzieć po stylu czy opakowaniu.

Milkshake IPA…

Tu chyba nie ma co komentować, aczkolwiek zastanawiam się czasem, jak wyglądałby rynek kraftu, gdyby to moda na milkszejki się przyjęła, a na pastry nie*. Ile osób odkryłoby u siebie nietolerancję laktozy, jak bardzo kible w pubach byłyby oblegane, a gdybyś miał ochotę na takie wynalazki w piątkowy wieczór, musiałbyś przed pub crawlem zjeść paczkę laktazy.

Nie znam zboczeńca, który lubił milkshake IPA. Chyba nikt się do tego nie przyzna…

* – milkshake IPA były w sumie prekursorem pastry. Ponoć w barach chętnie je zamawiano.

…oraz Sour IPA

Kupiłem może raz w życiu, resztę dostałem. To połączenie mi nie siada, prawdopodobnie dlatego, że z reguły rzadko kupuję piwa kwaśne. IPA piję dla goryczki, kwasy piję dla kwaśności, a tutaj mam miks, który się trochę nie zazębia.

Przez problemy z żołądkiem rzadko sięgam po piwa kwaśne w ogóle.

Weed beer, CBD beer i podobne

No dobra, w 2020 roku CBD Pale Ale z Tarnobrzegu bardzo mi siadło. Kupiłem je niedawno w promocji i… okazało się okropne. Taki „BUH” to również niezbyt przyjemna rzecz. Problem w tym, że wszelkie weed beer walą jak piwa w zielonych butelkach. Mnie ten zapach nie przypomina — jak niektórym — chmielu. Przypomina mi nasłonecznione piwo albo stary granulat, a więc konotacje są wyłącznie negatywne.

Cena rzadko szła w parze z jakością. Wyjątkiem było czeskie Cannabis Beer, gdzie niska cena szła w parze z jeszcze niższą jakością.

Niesprawdzone bezalkoholowe krafty

Obecnie nieco się to już zmienia. Do niedawna zawsze lepiej wychodziłeś kupując koncernową zerówkę niż zerówkę kraftową. Wyjątek stanowiło pięć piw: Miłosław Bezalkoholowe IPA, Sowie Bezalkoholowe IPA, PINTA Mini Maxi IPA, Nepomucen Ole (bardziej soczek) oraz Amber Bezalkoholowe IPA. Reszta smakowała albo jak brzeczka, albo jak woda z echem chmielu, albo jakby komuś coś nie pykło i próbował sprzedać to w cenie regularnego piwa.

Lepiej brać to, co sprawdzone. W tym konkretnym przypadku ta zasada sprawdza się wyśmienicie.

Piwa z yuzu (ale już się go chyba nie używa)

Pamięta ktoś jeszcze hype na yuzu? Ten, kogo ominęło, może się tylko cieszyć. Niby ciekawy owoc, a niewielu chyba smakował. Miał w sobie coś, co w piwie nie grało za dobrze. Miłosław wypuścił na przykład Black IPA z yuzu, Brokreacja — o zgrozo — Milkshake IPA z yuzu oraz RIS-a z yuzu, Bojan pszenicę z yuzu. Trend zakończył się, nim na dobre się rozkręcił. Na szczęście, bo yuzu nie znalazło wielu fanów.

Nie to, co tonka. Tonki na liście jednak nie będzie, bo w niektórych piwach, sypnięta oszczędnie, daje moim zdaniem świetne rezultaty.

RIS-y i inne mocne ciemne piwa z dodatkiem zestu/owoców cytrusowych/soków

Ten nieszczęsny Wendigo z Brokreacji, wspomniany powyżej RIS z yuzu, to właśnie jeden z tych ciemniaków, do których wrzucono owoce cytrusowe. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z ciemnym mocnym piwem, w którym dodatek zestu czy cytrusów w jakiejkolwiek postaci by pasował. Podobnie z owocami tropikalnymi. To nie potrafi dobrze zaskoczyć.

Wiecie co gra dobrze? Ciemne, palone piwo z jagodami, borówkami czy żurawiną. Ciemne owoce pasują fenomenalnie do ciemnych mocnych piw. Takie Bramszotowe ze Spółdzielczego leją na bramach niebios.

Piwa z chilli

Od czasów pierwszej warki Amber Grand Imperial Porteru z Chilli, piw z papryczkami raczej unikam. Pikantność w piwie utożsamiam z alkoholowym pieczeniem. Nie potrafię jej dobrze odróżnić, przez co za każdym razem odnoszę wrażenie, że piwo pali mnie spirolem.

Druga kwestia jest taka, że leczyłem problemy z żołądkiem, a jak wiadomo, ostre jest wtedy niewskazane. Co najgorsze, piwa z ostrymi papryczkami trafiały mi się przeważnie takie, że dedykowano je chyba dla chilliheadów.

A nie jestem jakąś łajzą, co płacze po arabskim pikantnym od Fanexu. Płaczę dopiero po Firecrackerze od Heinza.


Czekam na wasze znienawidzone style i koncepcje piwne w komentarzach, również pod pytaniem zadanym na Facebooku.

14 Komentarzy

  1. Hmmm… A jakie PIJASZ? Bo wymieniłeś tu prawie całe (wiem, przesadzam!) wheel of styles.

    • No bez przesady, ułamek tutaj tego jest… ;)

      • W sumie o tym samym pomyślałem, chociaż wydaje mi się, że spowodowane jest to tym, że krafty gonią za czymś nowym jeden po drugim więc brakuje miejsc dla „prawilnych” styli

  2. Nie uwierzycie, co się wczoraj odjebało. Już miałem spędzić piątkowy wieczór jak typowy nerd, grając z ziomkami z licbazy w csa. Nawet kupiłem sobie energola, żeby lepiej hedy rozdawać, posprzątałem biurko, żeby myszka nie wariowała, postawiłem serwer na TSie. Wtem zadzwonił do mnie mój kolega z ławki z podstawówki Mati, z którym zerwał mi się kontakt w okolicach gimazjum, bo nie za bardzo było o czym gadać.
    – Ty ziomek – mówi – może wpadniesz na grilla, hehe, robimy u znajomej. Możemy po ciebie wyjechać furą, jak jesteś na chacie, bo akurat jesteśmy w pobliżu.
    Chwile się zastanowiłem i doszedłem do wniosku, że może czas na jakąś odmianę, żeby móc na koniec wakacji powiedzieć braci studenckiej, że sie jednak coś wiecej robiło poza gniciem przed kompem i pierdzeniem w krzesło obrotowe. W chwile później już siedziałem w samochodzie, jadąc na grilla do Oborników Śląskich z trzema niezbyt rozgarnietymi ziomkami z podbazy. Mati prowadził, bo był jako jedyny sposród nich trzeźwy, cała reszta rozpoczęła zachlewanie się leszkami i żywcami już w trakcie podróży.
    Staneliśmy koło kwadratowego domu na wsi, Mati zaparkował pokracznie na podjeździe i wyszliśmy. Gospodarzem imprezy była Mariola, średniej urody loszka 4/10 z diastemą w żółtej koszulce z jakąś rybą. Bibeczka była już mniej więcej w połowie, bo po trawie walały się puste puszki po argusach, kasztelanach, folie z czteropaków i parę butelek po jakichś niedopitych dziwnych browcach zagranicznych całych w kurzu jakby je ktoś trzymał w piwnicy. Otworzyłem sobie piwo, usiadłem na werandzie i zacząlem gadać z przypadkowymi ludźmi. Po jakiejś godzinie, kiedy już miały być kiełbaski, usłyszałem, jak ktoś nieszczególnie wprawnie operując pedałem gazu, podjeżdża pod garaż z przodu domu, rzucając kurwami – najprawdopodobniej Mati krzywo stanął swoją Micrą i uniemożliwił schowanie samochodu gospodarzowi. Mariola do tej pory zaaferowana grillowaniem kiełbasy podniosła głowę z przerażeniem.
    – O kurwa – wycharczała – to mój ojciec. Pojechał na pogrzeb swojego przyjaciela Simona Martina z browaru Call me Simon i miał wrócić jutro wieczórem. Musicie stąd uciekać, bo was za to zapierdoli – powiedziała, wskazując na leżące w trawie zakurzone butelki.
    Nim sens tych słów do mnie dotarł – moim oczom ukazała się wielka, nabrzmiała krwią, stężała w paroksyzmie ogromnego szału twarz Tomasza Kopyry z piwnego bloga blog.kopyra.com, który od razu dopadł do mnie, bo byłem najbliżej ze wszystkich gości, chwycił mnie za chabety i JEB-JEB-JEB, trzy razy z plaskuna dał po mordzie i o własne nogi się wypierdoliłem na podłogę tarasową. Stanął nade mną z tulipanem po butelce w ręce:
    – MÓW GNOJU OSTATNIE SŁOWA BO TERAZ CIĘ KURWA ZABIJĘ, ROZUMIESZ CHUJU? MYŚLISZ, ŻE BEDZIESZ MI PIWO Z PIWNICZKI SPIJAŁ, TY JEBANY GÓWNOŻŁOPIE? TO SIE GRUBO KURWA MYLISZ.
    Podbiegł do płotu, wyrwał z niego szarą sztachetę jednym szarpnięciem, odwrócił się do mnie, mierząc mnie wzrokiem i w jednym susie zaatakował.
    – JA CI KURWA ZARAZ DAM.
    Zamarł na chwilę z kawałkiem płotu nad głową, patrząc na puszkę, która wypadła mi z ręki.
    – KURWA, ŻYWCA PIJE, PEDAŁ JEBANY.
    Po czym zaczął napierdalać na oślep sztachetą, ignorując moje rozpaczliwe wycie, a kiedy ta złamała mu się w rękach podbiegł do grilla, gołymi rękami wyjął żarzące się brykiety i wyszedł na podjazd przed dom, rzucając nimi do gości, którzy uciekali w popłochu. Mariola gdzieś zniknęła, najpewniej zamknęła się w piwnicy.
    Korzystając z okazji szybko wczołgałem się pod stół w kuchni. Po jakichś piętnastu minutach do pomieszczenia wrócił Tomek Kopyra, kołysząc poparzonymi dłońmi jak wiatrak. Podszedł do lodówki, wyjął z niej piwo. Nie minęła minuta, a przed stołem, pod którym siedziałem ustawił kamerę na statywie, wypłukał kieliszek, włączył nagrywanie i usłyszałem charakterystyczne:
    – CZEŚĆ, TUTAJ TOMEK KOPYRA Z BLOGU BLOG.KOPYRA.COM

  3. W połowie przestałem czytać. Czy żywic cię przypadkiem nie sponsoruje?

  4. A ja nie wiedzialam ze teraz mamy w Polsce taki zestaw piw.Dla kazdego cos…A ja sie uczylam pic na jakims ciemnym irlandzkim-przynajmniej tak mi mowiono….

  5. W sumie większość tych wymienionych to dla mnie większy lub mnejsjzy synonim crapu 😂 wyjątkiem double i triple ipa które bardzo lubię chociaż nie jestem w stanie dużo tego wypić. Lubię je w sumie pić i warzyć. Nie służą u mnie do znieczulenia ogólnego raczej do wypicia 250 ml ale cenie bardzo tak samo jak mocne ciemne stouty na intensywność a w domowym browarze można naprawdę przy nich zaszaleć 😊

    • Triple są dobre przy pierwszych kilku łykach. Potem są strasznie męczące, słodkie, likierowe. Może to dobre, żeby puszkę rozlać na czterech i spróbować.

  6. Gościu Ty chyba nie lubisz piwa xD

  7. Sporo z tych koncepcji znam. Uważam, że niektóre rzeczywiście warto unikać.

  8. Piwo to alkohol, a alkohol to trucizna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *