Słowo „Tapster” bywa w beergeekowych kręgach obiektem sarkastycznych docinków. Wypromowani przez Pilsnera Urquella Tapsterzy postrzegani bywają jako wymysł marketingowców, próbujący za pomocą uosobienia cech marki sprzedać w specyficzny sposób wizję firmy. Ja sam o Tapsterach usłyszałem po raz pierwszy właśnie przy okazji obśmiewającej rozmowy. Czy słusznie? Czy Tapster to tylko marketingowe narzędzie, czy może zadanie takiej osoby i jej wiedza ukazują nieco inne jej oblicze?
Nasza niechęć do podejścia marketingowego
Największym problemem w postrzeganiu pewnych zjawisk piwnych jest ich bezsensowna, a zarazem bezpodstawna ich hiperbolizacja. Nawet niewielkie marketingowe zabiegi urastają czasem do rangi rzucania się do naszego portfela. Każdy z Was dotykany jest (nie)widzialną ręką marketingu piwnego. Rzemieślnicy pod tym względem nieco ucichli, choć w mojej ocenie, jako ex-marketingowca, niewiele jest małych browarów, które trwają w swoich założeniach do samego końca.
Kraft to też marketing. Przeważnie — nad czym ubolewam — nieco nieudolny, powtarzalny, monotonny i bez pomysłu. Zdarzają się perełki, jednak prawdziwe uderzenia przypuszczają raczej średnie i duże browary. To one mogą ryzykować, bo mają na to środki. Obiecują więcej, bo na więcej mogą sobie pozwolić. Ich celem nie jest sprzedanie kilkuset butelek nowego piwa, a wytworzenie stałej więzi z marką.
Uderzanie w tak wysokie tony może niektórych frustrować. Warto wtedy zadać sobie pytanie: czy wolę obietnicę miłego spędzenia czasu, czy próbę przekonania mnie, że warto kupić jedną butelkę wynalazku? Czy wolę mliko jako obietnicę dotknięcia Czech, czy DMS jako obietnicę, że tak nie miało być?
To nie jest tak, że stoję po jednej stronie barykady. Stoję po stronie finalnego produktu i konsumenta. Piszę teraz tylko i wyłącznie o piwie w odniesieniu do jego marketingu.
Poznajcie Tapstera
Warto wytłuścić to w pierwszym akapicie. Daleki jestem od beznamiętnego podkładania się pod wszystko, co mi mówią. Tak, Tapster to mariaż świetnej myśli marketingowej i przyjaznego barmana.
Bolało? No właśnie, raczej nie :)
Skąd w ogóle słowo „tapster”? Pochodzi ono od starego angielskiego określenia karczmarza. W niektórych krajach Ameryki Południowej, barmanów także nazywa się tapsterami. Nie jest więc to słowo stworzone na potrzeby marki.
Wchodząc do Ceskiej, nie wiedziałem za bardzo, czego się spodziewać. Dotychczas z profesją Tapstera miałem do czynienia raczej w kontekście prześmiewczym. Nietrudno wyobrazić sobie moje nastawienie. Mieszanka dystansu i ciekawości, czy odpali się we mnie tarcza antymarketingowa.
Jacek przywitał mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Uwielbia dużo mówić, więc mu na to pozwoliłem, co nie było dla mnie łatwe, bo też bywam gadułą. W przyjacielskiej atmosferze, przy kuflach z czeskim klasykiem, porozmawialiśmy na tematy — a jakże — piwne. Interesowało mnie najbardziej, czy Tapsterzy na co dzień interesują się piwem, czy pogłębiają wiedzę oraz w jaki sposób przebiega szkolenie takiej osoby. Moim celem było potwierdzenie lub obalenie mikrostereotypów.
Do końca naszego spotkania tarcza antymarketingowa pozostawała nieaktywna.
Jeżeli chodzi o podejście do klienta, większość barmanów w pubach mogłoby się od Jacka uczyć. Jeśli chodzi o wąską, sprecyzowaną wiedzę w konkretnym obszarze (Pilsner i historia piwa w kontekście dziejów ludzkości), nie dorastam mu do pięt. To było ciężkie, bo jaki facet przyzna się do niewiedzy?
Postanowiłem zebrać najważniejsze informacje o osobie Tapstera w postaci takiej przyjaznej listy:
-
- Tapsterzy przechodzą pięciodniowe szkolenie ze swojej specjalizacji w Pilźnie. Odbywają także szkolenie z wykrywania wad w piwie i sensoryki ogólnie. Podstawowe, jednak wystarczające, aby orientować się w temacie lepiej niż 99% społeczeństwa.
- Tapster musi znać dogłębnie historię Pilsnera i ciekawostki związane z piwem. Takie osoby, obecne w barach Pilsnera na całym świecie, są ambasadorami marki zrzeszonymi w międzynarodowym programie Tapster. To właśnie wspomniana już wąska specjalizacja.
- Bez odpowiedniego podejścia do klienta się nie uda. Podobnie zresztą jak w barach i pubach na całym globie. Tapster, oprócz rozmów z gośćmi i doradzania, jest także kimś pokroju menadżera zmiany. Odpowiada również za lokal; nie nalewa tylko Pilsnera. Dogląda warunków transportu, przechowywania, przelewania niepasteryzowanego piwa do tanków. Zarządza kelnerami i kelnerkami. Co ciekawe, myje ręcznie szkło. W takiej specjalnej wanience jak na zdjęciu poniżej. Cały bar wygląda przy tym bardzo sterylnie…
- Tapsterzy są odpowiedzialni za konserwację sprzętu mającego jakikolwiek kontakt z piwem: od zbiorników po krany.
- Tapster odpowiada za jakość piwa. Pisałem o tym przy okazji wpisu o niepasteryzowanym Pilsnerze: „Zamysł jest taki, aby serwowane piwo było maksymalnie zbliżone do tego, czego można by napić się w browarze”.
- Zadaniem Tapstera bywa także organizowanie czeskich wieczorów, w trakcie których opowiada o piwie. Przede wszystkim w kontekście Pilsnera, ale nie tylko. To dobry punkt zaczepienia dla słuchających do dalszego zgłębiania wiedzy. Nie jest to szkolenie sensoryczne, a raczej wieczorek zapoznawczy.
Tak sobie pomyślałem, że osobę taką jak Jacek można porównać do programisty, neurochirurga, albo żołnierza jednostki specjalnej. Zna się doskonale na swoim fachu, operuje w wąskiej dziedzinie. Prawdopodobieństwo, że postronna osoba będzie się znać lepiej od niego, jest marginalne.
Czy Tapsterzy interesują się światem piwa rzemieślniczego?
To pytanie chodziło mi po głowie jeszcze przed wizytą w stolicy. Goszczący mnie Jacek sprawdza piwa rzemieślnicze co jakiś czas. Rozumie, o co chodzi w świecie kraftu i zna panujące trendy. Planuje też zabrać się za warzenie w domu. Nie jest to więc jakiś random z ulicy, któremu wpojono marketingową papkę i kazano nalewać piwo, karmiąc nią klientów.
Krany-zabawki?
Niektórzy przypisują powyższym kranom jakieś magiczne właściwości. Dwa krany po lewej służą do nalewania Pilsnera. Jeden z nich ustawiony jest pod kątem tylko dlatego, że jest ułatwieniem dla barmana. Zetknąłem się z opinią, że powyższy widok to dziwadło i marketingowy wymysł.
No dobrze, tylko że sam Jacek zdementował takie podejście. Powyższy kran ma ułatwiać pracę, ale nie nalewa sam piwa, ani tym bardziej nie jest tak, że bez takiego kranu nie uda się nalać dobrze spienionego Pilsnera.
Wspominałem o hiperbolizowaniu takich elementów kultury piwnej? No właśnie… :)
Ale przyznać trzeba, że te krany wyglądają świetnie!
Chodzi o samopoczucie
Lubię multitapy, choć ostatnio rzadziej je odwiedzam. Gdybym miał jednak wykazać konkretną rzecz, która różni Tankovnę od wielokranu, byłaby to właśnie taka dedykowana obsługa. Jedna osoba, której zadanie to nalanie Tobie piwa i niezobowiązująca rozmowa. Trochę jak klasyczny barman w barze na dachu apartamentowca, któremu bohater filmu zwierza się przez pół nocy. Z tym że piwo kosztuje tu niecałe 10 złotych, a nie 100.
Świetnie spędziłem czas. Nie było to doświadczenie, które odmieniło moje życie, choć dawno nie czułem się tak zrelaksowany w pubie. Bez nieco spiętej atmosfery, za to uśmiechem na twarzy. Obawiałem się trochę kolizji na linii „człowiek od kraftu” kontra „człowiek po stronie koncernu”. Bezpodstawnie.
Myślę, że najważniejszy jest szacunek do obydwu stron. Nie widzę sensu w obśmiewaniu profesji Tapstera. Nie rozumiem też, dlaczego w ogóle ktokolwiek miałby śmiać się z roli drugiej osoby. To wdzięczne, ciekawe i odpowiedzialne zadanie. Warto otworzyć się na taką wizję spędzania czasu przy piwie. Podobnie jak otwieraliśmy się na multitapy.
W końcu chodzi o dobrą atmosferę. Bo jeśli nie o to, to o co? :)
Przeczytałeś/aś właśnie trzeci z pięciu wpisów, powstałych we współpracy z marką Pilsner Urquell. Wspólnie chcemy przybliżyć Ci samą markę i walory tego piwa. Jeśli miałeś/aś okazję poznać Tapstera, daj znać w komentarzach :)
21 sie 2019 at 19:51
” Z tym że piwo kosztuje tu niecałe 10 złotych, a nie 100.”
Akurat w Ceskiej kosztuje 12 złotych.
21 sie 2019 at 21:55
Snyt/Mliko 8, Hladinka/Cochtan 12. Średnia 10 :) #MSPANC
16 lut 2020 at 11:58
Miałam okazję poznać Tapstera, który nie tylko pokazywał jak łączyć piwo i mieć z tego przyjemność picia ale też pozwolił mi nalać sobie samej. Bardzo przyjemny pokaz. A piwo? Zdecydowanie lepsze niż butelkowe więc warte swojej ceny! Faktycznie można się przy nim zrelaksować i poszerzyć wiedzę o piwie 😉