Test koncernowych piw bezalkoholowych z Lidla

Piwa bezalkoholowe przez lata uznawano za zabarwioną wodę dla kierowców i kobiet w ciąży. Wybór ograniczał się do kilku marek, z których wszystkie smakowały jednakowo, czyli beznadziejnie. Kosztowały przy tym więcej niż ich klasyczne wersje. Nikt nie kwapił się do powiększenia udziału w tym segmencie, bo aby do tego doszło, należało społeczeństwo nastawić na taki produkt. I nagle dwa lata temu, coś w tej kwestii się ruszyło.

Pisanie, że to za sprawą bez- i niskoalkoholowych kraftów byłoby sporą nadinterpretacją. Faktem jest jednak, że w 2017 roku segment piw bezalkoholowych zaliczył spory wzrost — o ponad 22%. W pierwszym półroczu 2018 roku było to już 63% wzrostu, a najnowsze dane o całym zeszłym roku mówią o blisko 80% skoku do roku 2017 (wobec prognoz na poziomie ponad 100%).

Tylko w ubiegłym roku pojawiło się 35 nowych niskoalkoholowych piw rzemieślniczych. Piwna Zwrotnica przygotowała cały raport o tym segmencie. Wynika z niego jasno, że ponad połowa z nas pija piwa „dla kierowców” przynajmniej kilka razy w miesiącu.

Częstotliwość sięgania po piwa bezalkoholowe - infografika

Źródło: www.zwrotnica.com.pl/2018/10/bezalkoholowe-znaczy-modne-raport-o.html

Koncerny utorowały drogę rzemieślnikom, którzy zaproponowali o wiele lepsze wyroby i zarobili na tej modzie? Rynek rzemieślniczy napędził rynek koncernowy, zmuszając go do tworzenia lepszych piw bez alkoholu? A może obydwie strony zauważyły w porę trend i kroczą własnymi ścieżkami?

Każdy posila się z tej samej miski, starając się nałożyć sobie na deser jak największy kawałek tortu, Ten z truskawką na wierzchu (ale bez marcepanowej róży, fuj).

Nie pochyle się dzisiaj nad piwami rzemieślniczymi z segmentu bezalko. Na nie przyjdzie jeszcze czas. Na blogu pojawił się niegdyś bezalkoholowy Vermont z MadDrivera. Wielokrotnie oddawałem pokłony Miłosławowi Bezalkoholowe IPA. Smacznego witbiera i zbliżone do Miłosławowego pale ale zaproponował niedawno Browar Profesja. Przekrojowa degustacja będzie zatem konieczna, bo nowe bezalkokrafty majaczą już na horyzoncie.

Doczekaliśmy czasów, gdy nie jesteśmy skazani na picie zabarwionej wody z posmakiem brzeczki. Czy koncerny również podrasowały swoje produkty?

Czas na test tego, co znalazłem ostatnio w Lidlu. Ważna — nie są to wszystkie dostępne na rynku koncernowe piwa bezalkoholowe.

Lech Free Lager

Mój faworyt i przyczynek do zrobienia całego testu. Po meczu w piłeczkę w zeszłą sobotę kupiłem półlitrową puszkę celem nawodnienia zwojów. Cena we Fresh Markecie kosmiczna — 4,50 zł (2 sztuki za 7 ziko z groszami). Właściwie nie wiem, czego oczekiwałem. W sumie dostałem o wiele więcej. Zero brzeczki, intensywny ziołowy aromat i wyczuwalna goryczka. Pite zmrożone, prosto z puszki. Byłem zachwycony.

Lech Free Lager

Na potrzeby tego testu odpaliłem małą butelkę. Aromat intensywny, ziołowy z nutą cytrusów. Absolutne zaskoczenie! Pachnie świeżo, nasuwa skojarzenia z rozmarynem. Bez grama miodu, miodowej słodowości czy brzeczki. Po ogrzaniu aromat przechodzi w zboże, element cytrusowy nadal jednak obecny.

Co się zaś tyczy smaku, to tak mniej więcej zapamiętałem klasycznego Lecha. Goryczka jest tu jednak mocniej zaznaczona — długa, ziołowa. Dzięki temu piwo nie muli. Ciało jest chude. Czuć jasne słody, choć nie w takim zbożowym charakterze. Dopiero na finiszu ujawnia się smak, który kojarzyć można z rozgryzaniem ziarna słodu. Wraz z ogrzewaniem wychodzą nutki zbożowe, ale nie brzeczkowe.

Bardzo smaczne, niemulące, do wypicia większej ilości. Skonsumowałem 2 puszki, dzień po dniu i na tym nie poprzestanę. Bardzo pozytywne zaskoczenie!

Moja ocena: 9/10 (w segmencie koncernowych piw bezalkoholowych). Mój brat krzywo się na nie patrzył, a jak spróbował, to wychlał mi pół puszki. Także jestem normalny. 

Lech Free

Skoro wersja biała to „lager”, to czym jest wersja niebieska? Pytanie pozostawiam otwarte.

Lech Free

W zapachu DMS. I to taki fest. Piwo pachnie wywarem warzywnym i niczym poza nim. Myślałem, że to wina brudnego szkła, więc wyszorowałem nowe szkło i piwo przelałem. Nic to nie dało, a nawet było gorzej.

Jeśli umie się zignorować smak wywaru warzywnego, to do głosu dochodzi ziołowa ordynarna goryczka. Ja nazywam ją specjalową. Lekko żelazista w odczuciu, niższa i mniej przyjemna niż w wersji „lager”, do którego chmiele wniosły przyjemne nutki ziołowo-cytrusowe. W tym piwie finisz przegrywa pojedynek z zupą warzywną; goryczka nie pomaga za bardzo.

Udana próbka sensoryczna DMS-u. Zawsze miałeś/aś problem z wyłapaniem tego związku? Kup Lecha Free z niebieską etykietą i nalej sobie do szkła w temperaturze pokojowej. Niezapomniane doznania. Coś jak wejście na stołówkę w podstawówce.

Da się to wypić, choć nikt chyba by nie chciał. Zadziwiające, jak te dwie wersje się od siebie różnią…

Moja ocena: 3/10

Heineken 0.0

Heineken 0.0

Piłem to piwo już wcześniej, kiedy podczas LPW wyczuliśmy w nim owocową, jabłuszkową nutę. Było niezłe. Wychodzi na to, że się totalnie zepsuło. Wtedy Bartek twierdził, że „da się je dopić”. A może takie już było?

Heineken 0.0 na Lekko Pow Wpływem

Zapach nikły, kwaskowy, lekko jabłuszkowy. W tle czai się brzeczka i nuta skunksa. Niech będzie.

Smak… jaki smak? To coś smakuje jak woda gazowana, zalana resztkami pełnoprawnego Heinekena! Bierzesz łyka, czujesz echo słodu. Jest tak bezsmakowe, że ciężko cokolwiek o nim napisać. Goryczka na granicy percepcji — ziołowa, choć równie dobrze jej obecność mogłem sobie wmówić. Nawet ewentualna brzeczkowośc jest przykrywana przez efekt gazowanej wody.

Nachmielona w wersji biedakoncern. 70% poszło do zlewu.

Moja ocena: 2/10, bo można się nawodnić. Tylko po co? Taniej wyjdzie kupić dobrą mineralkę. 

Łomża 0,0%

Na Facebooku pisaliście mi, że Łomża w wersji bezalkoholowej jest spoko. Naturalnie wiązałem z tym piwem pewne nadzieje.

Łomża 0,0%

Pachnie ziołowo i — tutaj zaskoczenie — nie da się wyłapać żadnej nuty zdradzającej, że mamy do czynienia z piwem bezalkoholowym. Ziółka, lekki skunksik, poza tym nic. Czysto.

Brzeczka daje o sobie znać dopiero w cukrowym posmaku. Przysłania go jednak przyjemna lagerowa słodowość i ziołowa goryczka — dobrze zaznaczona. Pałęta się tu również jabłuszkowa, jakby skórkowa nutka. Łomża w efekcie nie muli, jest rześka i lekko soczysta.

Fajna sprawa. Gdyby nie ten cukrowo-brzeczkowy finisz, mógłbym uwierzyć, że to zwykła Łomża. Macie dobry gust!

Moja ocena: 7-/10

Patronus Weissbier Alkoholfrei

Patronus Weissbier Alkoholfrei

Nastawiałem się na banany i goździki, tymczasem zapach powędrował w dość nieoczekiwanym kierunku. Kiedy piwo było zimne, oscylowało w trójkącie brzeczka-miód-zioła. Kiedy się ogrzało, ciężko byłoby je odróżnić od przeciętnej jakości… dunkelweizenaTosty, trochę banana, skórka od chleba, nawet nutka karmelu. Ciekawe!

Warto dać mu się nieco ogrzać, aby brzeczkowy zapaszek ulotnił się ze szkła.

Koło jasnej pszenicy to nawet nie stało, co widać najlepiej po kolorze. Wyraźne tosty, biszkopty i nuta banana. Pożywne, nieco gęste i słodkawe. Brzeczka przebija w tle i w ciekawy sposób uzupełnia chlebowo-biszkoptowy profil. Nigdy bym nie przypuszczał, że trafię na tak skomplikowane piwo bezalkoholowe. I to jeszcze na dunkelweizena, którego to stylu nie lubię, a który w takiej wersji mi zasmakował.

Co nie znaczy, że jest to rewolucyjna pozycja. Aż tak to nie :)

Moja ocena: 7/10

Bavaria 0.0% Wit

Po niskoalkoholowym Witbierze od Profesji miałem pewne oczekiwania. Bavaria im nie sprostała, choć dramatu nie ma.

Bavaria 0.0% Wit

Zapach da się polubić. Trudno odróżnić go od oferowanego przez witbierowe klasyki. Obecne są skórka pomarańczy i bardzo dużo kolendry. Po ogrzaniu piwo pachnie jak mydło pomarańczowe co nadaje mu nieco chemiczny wydźwięk.

Pierwszy łyk i nosem wylatuje mydlana kolendra. Pomarańcza ginie, zmartwychwstając gdzieś w posmaku. Po kilku łykach poczuć już można typową brzeczkowość i słodycz z tym związaną. W ogóle to piwo jest najsłodsze ze wszystkich. Po ogrzaniu mydło wchodzi na wyższy poziom, ewoluując w kierunku perfum.

Całość gęsta, miękka, choć wysoko wysycona. Brakuje w tym wszystkim jakiejś goryczkowej kontry. Po wypiciu butelki musiałem sobie tego dnia odpuścić kolejne piwa. Po prostu mnie zmuliło.

Moja ocena: 5/10. Jak ktoś lubi takie mydlane klimaty, to 5+/10. 

Bavaria 0.0% Premium Original

Jeśli dobrze pamiętam, to piwo kosztuje blisko 4 złote. Dorwałem je za 2,19 zł w promocji w Lidlu. Portfel więc nie zabolał.

Bavaria 0.0% Premium Original

Zapach to mieszanka lekko podpieczonego słodu i słabej czarnej herbaty. Dość dziwny miks. Brzeczka w tle, można ją jednak wychwycić. Po ogrzaniu i zakręceniu szkłem trochę DMS-u w postaci kukurydzy z puszki, choć im dalej wgłąb szkła, tym zapach ten bardziej przypominał mi wodę po gotowaniu ziemniaków.

Dziwne piwo.

Typowa brzeczkowość została zastąpiona smakiem bardzo słabej czarnej herbaty. Nie przypomina typowego piwa, a raczej jakby ktoś dodał do gazowanej wody nieco koncentratu herbacianego wraz z taninami. Po łyku, na tyle języka zostaje cierpki, nieco ściągający finisz — w tym przypadku substytut goryczki. W połączeniu z minimalną nutą jabłuszkową daje to efekt skórki jabłka.

Dziwne, herbaciane. Goryczka nikła, ledwie zaznaczona. Jestem na nie, choć można dopić bez grymasu na twarzy.

Moja ocena: 4/10

Okocim 0,0%

Okocim 0,0%

Nowość na półce — wreszcie bez aromatów*. Okocim od kilku lat wypuszcza radlery ciekawsze niż cytryna czy jabłko. Dla przykładu truskawkowy z kwiatem bzu, w którym — jeśli mnie pamięć nie zawodzi — nie ma ani mililitra soku truskawkowego, za to jest aromat. Miałem okazję spróbować ostatnio ich nowych soczków 0,0% — sycylijska pomarańcza/limonka (meh) i wiśnia z pigwą (Amarena bez procentów).

Dobra, radlery kiedy indziej. Jestem na redukcji.

Wow! Co to za zapach?! W pierwszej chwili otworzyłem szeroko oczy i odsunąłem nos od szkła. Cofnąłem się po puszkę do śmietnika i sprawdziłem skład. *Aromat stoi w nim jak byk. Nie jest to więc pełnoprawne niearomatyzowane piwo bezalkoholowe.

Okocim 0,0% opis kontretykieta

Okocim 0,0% skład

Pachnie skrzyżowaniem czerwonej oranżady Hellena z syropem poziomkowym. Później doszukałem się w nim raczej syropu truskawkowego, czy raczej sorbetu. Po ogrzaniu lekka szmatka.

Ależ to jest dziwne. Nastawiałem się na cukrową udrękę, a dostałem solidną podbudowę słodową z brzeczkowością zatuszowaną dodanym aromatem. A więc po to on tutaj był! Tam, gdzie w innych piwach pojawia się przegryzione ziarno słodu, tutaj czuć smak przywodzący na myśl truskawki i kwiaty. Trochę nieuchwytny, nieco przysłonięty przez ziołową goryczkę, ale zdecydowanie wyczuwalny.

Dziwne piwo. Ni to bezalkoholowy klasyczny lagerek, ni to pozbawiony słodyczy radler. Dziwoląg, choć smaczny.

Moja ocena: 6/10

Żywiec 0,0%

Do niedawna jeden z nielicznych reprezentantów piw bezalkoholowych na polskim rynku. Jak dobrze, że te czasy już minęły. Pamiętam, jak robiąc półtora roku temu przerwę od alkoholu, kupiłem 3 puszki na plażę. Ledwo wymęczyłem, częstując znajomych wokoło. Smakowo, niewiele się od tego czasu zmieniło…

Zapach miodowy, słodko-zbożowy, brzeczkowy. Po ogrzaniu zakręciła się ledwie wyczuwalna nuta ziołowa. Ze wszystkich porównywanych piw, w Żywcu 0,0% element „miodowy” jest zaznaczony najmocniej i zdradza po pierwszym węchu, z czym mamy do czynienia.

Podobnie jak w Heinekenie, trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś opycha Ci popłuczyny z kadzi zmieszane z wodą gazowaną. Jest trochę brzeczki, nuta jasnego słodu, kojarząca się z miodem. Piwo ratuje delikatna goryczka, ale i tak wydźwięk jest wodnisty, a efekt zamulający. Najbardziej gazowane ze wszystkich. Pozostawia zbożowy posmak, nieco cukrowy, ledwie uchwytny.

Moja ocena: 3/10. Nieco bardziej piwne od Heinekena.


Koncernowe bezalkoholowce wypadły w tym zestawieniu nawet nieźle. Nie ma dramatu, w sklepie można zaopatrzyć się w znośne eurolagery bez procentów.

Największym wygranym zestawienia jest bezapelacyjnie Lech Free Lager. Drugie miejsce przypadło pszenicznemu Patronusowi, trzecie zajęła Łomża. Od Żywca 0,0%, niebieskiego Lecha Free i — o zgrozo — Heinekena 0.0, trzymajcie się z daleka.

Niebawem, w podobnym teście, sprawdzę propozycje od mniejszych browarów i kontraktów. Poprzeczkę zawieszę im oczywiście wyżej, bo i cena wyższa. Tymczasem pacnijcie w like’a, jeśli doceniacie moje poświęcenie.

Zrobiłem to dla Was, abyście wy nie musieli.

14 Komentarzy

  1. A kompania piwowarska jak zwykle jeszcze nie w temacie hehe ale uparcie wypatruje kiedy pojawi się.

  2. Piłem tego Okocimia i tak obrzydliwego „piwa” nie piłem. Na początku też było miłe zaskoczenie tym smakiem i aromatem, ale im dłużej piłem to było gorzej. Jak się ogrzało to ten „dziwny” aromat spowodował potem wręcz odruchy wymiotne i 2/3 poszło w kanał.

  3. Szanowny Autorze,

    Lech Free oraz Lech Free Lager jest tym samym piwem – informacja została potwierdzona u producenta. Nastąpiło tylko odświeżenie etykiety.

    W świetle powyższych informacji wiarygodność wszelkich testów oraz opinii publikowanych przez Autora Bloga można podać w wątpliwość.

    Uprzejmie proszę o wyjaśnienie tak dużej różnicy w smaku pomiędzy dwoma testowanymi butelkami.

    Pozdrawiam
    Marcin

    • A to ciekawe, bo piwa różnią się diametralnie. Piłem wczoraj niebieskiego, smakuje jak warzywna zupa. Przy czym biały jest wyraźnie chmielowy, bez DMS-u. Zapytałem właśnie Lecha na FB i potwierdza to, co napisałeś. Nie zmienia to faktu, że warki białego są przyjemne, a niebieski jest tak ohydny, że nie da się go pić. Być może nieudane warki? Może nowa biała warka wyszła o wiele lepiej? Nie zmienia to faktu, że obydwa piwa się różnią w obecnej formie. Niebieskie jest wycofywane.

  4. Amator Piwa: racja, przejęzyczenie – wycofywane jest oczywiście białe. Dzięki za czujność :)

  5. Kurczę, kupiłem w sklepie oba Lechy i ten biały jest zauważalnie lepszy… Mam nadzieję, że to tymczasowy problem, bo tego białego mógłbym pić cały czas…

    • Napisałem w tej sprawie do KP. Otrzymałem odpowiedź, że to nie są te same piwa. Niebieski Lech jest 0,0%, biały był do 0,5%. Dodatkowo, niebieski ma inny szczep drożdży.

  6. Zabrakło w zestawieniu Miłosław Bezalkoholowe IPA. Jako osoba unikająca alko polecam – jest naprawdę dobre :)

  7. Muszę spróbować niektórych z tych pozycji. Na razie sięgam do lodówki po perłę. Żona już kupuje co weekend.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *