Są takie browary, które zaskarbiły moją sympatię nie tylko przemiłymi osobami stojącymi za przedsięwzięciem, ale przede wszystkim regularnie wypuszczanymi smacznymi piwami. Działający od grudnia ubiegłego roku Browar Hopkins to inicjatywa, która zdobywa moje uznanie każdą premierą. Postanowiłem przyjrzeć się 5 piwom z Hopkinsa, z których 2 to nowości pojawiające się dopiero na sklepowych półkach.
Mowa Cieni (Tropical Black IPA)
Piana wygląda jak bita śmietana. Piwo jest niemalże czarne, na zdjęciach widać jedynie prześwity na dnie szklanki.
Aromat to przede wszystkim prażony słonecznik, wymieszany z olejkiem sosnowym. Dochodzi do tego nuta gorzkiej czekolady, czy raczej gorzkiego kakao. Nie czuć za bardzo paloności, co bardzo mi odpowiada.
Smak zdominowała gorzka czekolada, za którą ponownie wychodzi prażony słonecznik z olejkiem sosnowym. Teraz czuć delikatną paloność, na szczęście nie wprowadza ona do piwa ani kwaśności, ani cierpkości. Całość przypomina czekoladę z pędami sosny.
Goryczka dość wysoka, żywiczna. Po dość mocnym ogrzaniu piwa wychwycić można słodką nutkę jakby mango.
Niewiele tutaj tropical, ale co z tego? Mowa Cieni to bardzo dobre Black IPA, w klimatach, które lubię. Dobrze, że nie jest zbyt palone i cierpkie. Bardzo pijalne!
Plum Madness Insomnia Stout
Piana… nie trzeba wiele o niej pisać. Wystarczy spojrzeć :)
Powąchałem szyjkę butelki i wyczułem wyraźnie kwaśny zapach. W pierwszej chwili przestraszyłem się, że z piwem stało się coś złego. Po przelaniu do szkła zapach zniknął. Być może była to skondensowana śliwowica.
W Insomnia Stoucie dzieje się naprawdę wiele. Tak wiele, że nie bardzo wiem, od czego zacząć. Ciężar trunku czuć już w aromacie. Jest drewno, czekolada, nieco szlachetnego alkoholu (brandy?) i subtelna nutka jakby winna, śliwkowa. Ta ostatnia zaczyna być bardziej wyczuwalna po ogrzaniu, chociaż nadal jedynie uzupełnia bukiet.
Bardzo dobrze, że nie dominuje smaku, bo w tym stężeniu jest podszyta przyjemnym alkoholem. Większa ilość mogłaby wnieść do piwa niepożądane skojarzenia ze spirytusem.
Smak to połączenie czekolady, drewna i paloności. Po przełknięciu, w ustach pozostaje przyjemny posmak szlachetnego alkoholu. Skojarzenia przywodzą na myśl najpierw brandy, dopiero później mieszankę drewna ze śliwką. Ta śliwka jest jednak ledwie obecna, raczej jako aromat w nosie, po przełknięciu.
Bardzo dobre piwo i skomplikowane jak na stouta. Cieszą nuty szlachetne i drewniane. Dzięki nim piwo nie jest po prostu dobrym stoutem, a czymś więcej.
Mississippi (American Wheat)
Po raz trzeci, piana PE-TAR-DA! Zostaje do końca picia jak w każdym z powyższych piw. Hopkins to jest król piany, jak lew jest król dżungli :)
Aromat to miks słodkich owoców, chociaż prym wiedzie ananas. Trochę brakuje mi tutaj intensywności. W tle delikatne wtrącenia ziołowe.
Piwo jest słodkawe, pełne, średnio wysycone. Czuć bardzo świeży smak ananasa. Nie takiego przejrzałego, który od miesiąca zalega w markecie między szczypiorkiem a batatami. Śwież ananas, obrany zaraz przy skórce. Do tego biszkoptowa słodowość.
Bardzo lekkie, miękkie, maksymalnie pijalne piwo, które bardzo przypomina klasyczne APA. Goryczka grejpfrutowa, krótka, mile łechta gardło.
Maori (New Zealand IPA)
Czy już wspominałem o pianie? Dobra, nie będę już o niej pisał. Pod względem piany Hopkins króluje. Popatrzcie jak zdobi szkło :)
O nowozeladzkich chmielach pisze się często, że dają aromaty białych owoców. Zapomina się przy tym, że potrafią wzbogacić kompozycję o inne nuty: kwiaty, cytrusy czy naftę, która mi w piwach absolutnie przeszkadza.
Tutaj jednak prym wiedzie właśnie białe winogrono, mocno dojrzałe. Za nim kwiaty, a po mocnym zaciągnięciu się nutka zbożowa. Aromat mógłby być nieco silniejszy, ale jest nieźle. Przyjemnie.
Po pierwszym łyku uderza mocna ziołowa goryczka, która w miarę picia przechodzi nieco w klimaty korzenne. Piwo jest dość słodkie. Brakuje mi w nim jakiejś świeżej kontry. Winogrona i zioła potrzebują czegoś, co nadałoby lekkiej kwaśności.
Piwo dobre, chociaż najmniej porywające ze wszystkich przeze mnie pitych. Co bardzo mi się w nim podoba to fakt, że jest zupełnie inne od klasycznych AIPA. Świetne dla kogoś, kto chce zetknąć się z NZIPA.
Biohazard (Whisky Porter)
Na koniec mój faworyt. Piwo, które mnie absolutnie oczarowało.
Kable!
Spalone kable czuć już po otwarciu, a po przelaniu do szkła aromat nabiera na intensywności. Jest tak silny, że trzeba uważać, czy w pobliżu nie ma jakiegoś elektryka, który odetnie zasilanie. Kable wymoczone w gorzkiej czekoladzie, która przebija spod nich. Całość przypomina Smoky Joe, ale dużą różnicę robi tutaj zdecydowanie wyczuwalna czekolada. Coś pięknego!
Piwo jest gładziutkie, raczej nisko wysycone i bardzo czekoladowe. Kable ustępują miejsca właśnie deserowej czekoladzie i nutom palonym, których nie ma tutaj za wiele. Nadal są jednak obecne, silnie zaznaczone. Goryczka krótka, niska, ziołowa, nieco ziemista.
Proste piwo, które potrafi zachwycić. Połączenie czekolady, spalonych podkładów kolejowych i nutki ziołowej przypomina bardziej stouta, ale kto by tam grymasił. Świetna rzecz! Piłbym z pompy jak szalony!
Piwa z Hopkinsa robią na mnie bardzo pozytywne wrażenie. To jeden z tych browarów, z których nie boję się kupować nowych piw. Wam także mogę śmiało polecić ich wyroby :)
Jeżeli podobają Ci się takie piwne zestawienia, pacnij w like poniżej, aby dać mi o tym znać. Postaram się częściej degustować piwa na łamach bloga :)
Wpis jest wynikiem współpracy z Browarem Hopkins. Bardzo lubię ich piwa i chętnie je polecam. Wasze zdrowie! :)
24 kwi 2016 at 14:53
Szkoda, że ich piwa oraz browaru Baba Jaga bardzo rzadko można spotkać w Gdańskich pubach, przecież to rynek lokalny…
24 kwi 2016 at 17:13
jak do tej pory jedynym niewypałem jest fixxer. A tak poza tym świetna inicjatywa!
2 maj 2016 at 14:11
strasznie ciemne te zdjęcia
2 maj 2016 at 15:40
Takie mają być. Klimatyczne :)