Pamiętacie mojego holenderskiego kolegę, Paula? Jakiś czas temu przysłał mi kilka bardzo fajnych piw, z czego 3 ze stajni Emelisse. Piwa z Emelisse zdobyć u nas nie sztuka, jednak takie perełki jak bohater dzisiejszego wpisu mogą być trudne do ustrzelenia. Czas na imperial stouta leżakowanego w beczce po whisky Ardbeg.
Ardbeg — whisky z Islay
Nie znam się na whisky, jednak smak Ardbega pamiętam. To za sprawą stoiska degustacyjnego jakiejś firmy, podczas pewnej oficjalnej gali. Częstowali Ardbegiem, Laphroaig i kilkoma innymi, a ja sobie je wszystkie porównywałem, testowałem, i wydałem jednogłośny werdykt: to nie jest tanie hobby.
Whisky uważam zresztą za — sensorycznie — alkohol drugiego sortu. Umiem dostrzec niektóre cechy, zauważam pewne różnice, ale to są niuanse, w które trzeba się mocno wwąchać. Daj laikowi porter, flandersa, aipa i pilsa. Nawet głąb wskaże różnice. Z whisky nie jest tak łatwo. Albo jest bardziej wymagająca (przez co „niedostępna”), albo nie rozumiem jej fenomenu.
Do whisky trzeba chyba dorosnąć, więc wszystko przede mną.
Wracając do Ardbega, jest to whisky z wyspy Islay. Single malty z Islay wyróżnia specyficzny aromat i smak (o czym za chwilę), gdyż w procesie destylacji używa się słodu wędzonego torfem. Ardbeg, z tego co wyczytałem, jest whisky silnie, acz nieprzesadnie torfową. Coś dla mnie, bo 100% peated to ja nie przeskoczę, choćby płacili we frankach.
Czyli wszystko jasne. Beczka powinna nadać piwu aromaty torfowe, tj. spalone kable, podkłady kolejowe, płonące monitory kineskopowe, świeży asfalt, kopcącą się serwerownię, awarię instalacji elektrycznej czy sfajczone sprzęgło w starym tramwaju Konstal 105Na.
Kto jeździł takimi tramwajami zimą, ten wie, o czym piszę.
Niby niefajne aromaty, ale wiele osób je docenia. W odpowiednim stężeniu i kompozycji są przyjemne.
Nalewajmy zatem.
Emelisse Imperial Russian Stout (Ardbeg barrel aged)
Kolor: nieprzejrzyście czarna ciecz, która nalewa się niczym olej. Piękna sprawa. Od razu wiadomo, że będzie mocarnie, gęsto i lepko. Piana na kilka milimetrów, szybko znika. Wysycenie niskie jak koreańskie nastolatki.
Zaciągam nosem ze szkła. Świetna kompozycja. Czuć, że z beczką nie przesadzono. Pierwszy akord to gorzka czekolada zmieszana ze spaloną instalacją elektryczną. Czyli taki gruby sysadmin, jedzący Lindta w serwerowni, gdzie poszło kilka płyt głównych. Ta czekolada nie jest zresztą taka banalna, bo po chwili przypomina raczej syrop czekoladowy. Nadal z kablami.
Za czekoladą wychodzi kawa, dalej nuta wanilii i whisky znanej z blendów. Czysty zapaszek rudej na myszach wyczuwalny jest dopiero w tle, by w miarę ogrzewania wychodzić coraz śmielej na wierzch.
Spoiler alert: smak to poezja.
Jest moc! Pierwszy łyk wywołuje wytrzeszcz oczu, delikatny grymas na twarzy, po czym uśmiech błogi jak po tajskim masażu z happy endem. To piwo nie bierze jeńców i strzela bez rozkazu. Moja mama mu nie podołała i poddała się po jednym łyku. Brata zachwyciło.
Wyobraźcie sobie syrop z gorzkiej czekolady, wspieranej przez świeżo wylany asfalt i kawę. Piwo lepi się do podniebienia, jest gęste, oleiste, wypełnia każdy zakamarek jamy ustnej. Gorzka czekolada, asfalt i kawa przechodzą łagodnie w whisky i nutę wanilii. Czuć ciepło w żołądku, lekkość na sercu i ciężkość w głowie. 11% to nie przelewki, więc nie polecam dzieciom.
Alkohol raczej niewyczuwalny, minimalnie grzeje w gardle. Goryczka dość wysoka. Piwo niesamowicie długo finiszuje. Na kilka minut pozostawia na podniebieniu cudowny smak gorzkiej czekolady z posmakiem wanilii. Bajka.
Nie wiem, ile ten imperial stout może kosztować w Polsce. Dałem za nie 4,25 Euro, czyli około 16 złotych. Nawet jeśli kosztuje kilka złotych więcej, jest zdecydowanie warte swojej ceny. Rzecz wybitna, w której podstawa świetnego imperial stoutu silnie, ale nienachalnie wspierana jest przez nuty z beczki po Ardbegu.
Piwo deserowe, do powolnego sączenia. Pod książkę, dobry film, nową grę czy co tam lubicie.
Proszę kupować.
28 gru 2015 at 22:28
Whisky uważam zresztą za — sensorycznie — alkohol drugiego sortu. Umiem dostrzec ciekawe cechy, zauważam różnice, ale to są niuanse, w które trzeba się mocno wwąchać. Daj laikowi porter, flandersa, aipa i pilsa. Nawet głąb wskaże różnice. Z whisky nie jest tak łatwo. Albo jest bardziej wymagająca (przez co „niedostępna”), albo nie rozumiem jej fenomenu.
Trochę sie zagalopowałeś chyba. Umiesz w whisky/ey zauwazyc niuasne, no wlasnie miedzy whiskey a whiskey. A daj laikowi 4 portery, a nie 4 rózne piwa…
28 gru 2015 at 22:53
Nie bardzo chyba zrozumiałem?
1 sty 2016 at 18:21
Jak mniemam, chodzi o to że whisky jest alkoholem produkowanym w ramach jednego 'stylu’ i ciężko laikowi rozróżnić je w jego obrębie – żeby odnieść to do piwnych stylów trzeba by porównywać whisky z innymi alkoholami starzonymi np. koniakiem, grappą, brandy itp. Z czym się zresztą nie zgadzam, bo nawet laik bez problemu zauważy różnice pomiędzy np. podstawowym Taliskerem, Glendronachem i Caol Ilą :)