Od wczoraj, w poszukiwaniu Guinessa w puszce, odwiedziłem już 6 sklepów, w tym 3 hipermarkety. Nigdzie nie można go dostać, nawet w małych sklepach osiedlowych, gdzie – o dziwo – kupimy piwo PINTY. Nie ma, wyparowało, Real nie ma, Leclerc nie ma. Poszukiwania zaprowadziły mnie do Intermarche, gdzie odnalazłem Celtyckie Ciemne oraz Złoty Łan. Przed półką szybki research w smartfonie – tego drugiego kijem przez szmatę nie tknę. Celtyckiego sam spróbuję…

Celtyckie Ciemne

Lubię piwa w „bączkach” i często piję je bezpośrednio z butelki. Ostatnio o tym wspominałem. Celtyckie Ciemne przelałem do zwykłej szklanki i na pierwszy rzut oka wygląda jak Coca-Cola. Jedynie kożuszek z piany, utrzymujący się na powierzchni, świadczy o tym, że do czynienia mamy z czymś innym niż popularny napój.

Wpisy oznaczone zwrotem „Sprawdźmy to” to notki typowo degustacyjne, bez zbytniego zagłębiania się w szczegóły takie jak przynależność do stylu.

Nie zwracam uwagi na pianę. No chyba, że piję piwo pszeniczne. Piana była, szybko znikła, ostał się ino kożuch. Wysycenie na średnim poziomie, a nawet niskim.

W zapachu dominuje jedynie paloność. Paloność i nic więcej. Bardzo jednowymiarowo, innych aromatów nie uświadczyłem. No może poza odrobiną karmelu, ale zwykły konsument nawet tego nie wyczuje, bo kto normalny wącha piwo za 1,89zł?

Smak nie zaskakuje. Na kontrze czytamy: „To jedno z tych doskonałych gatunków piwa, które trudno opisać słowami. Trzeba spróbować, żeby odkryć tajemnicę Celtów. Przyjemność i ciepło, przygoda i spełnienie. Zdecydowanie warto.”. No więc moi drodzy, za tą cenę warto, ale lepsze będzie Noteckie Ciemne. Smak jest płaski, jednowymiarowy. Paloność przeplata się z wyczuwalnym alkoholem, delikatną goryczką i czymś, co po przełknięciu gryzie w język. Piwo raczej wytrawne. Nie zaskakuje, ale da się jak najbardziej wypić.