Alaskan Smoked Porter. Od 2013 roku mówiłem sobie, że wreszcie sobie na to piwo pozwolę. A to na urodziny, a to na rocznicę, a to na Nowy Rok, a to jeszcze kiedy indziej. Tak mi je zachwalano, a mnie nie było za bardzo stać. Teraz kiedy na rynku mamy dostęp do niesamowitych piw z Polski (a mnie nareszcie stać), zapewne nie zrobi już na mnie takiego wrażenia. Czy jest sens zaopatrywać się w ten legendarny porter, płacąc za niego blisko 60 złotych za butelkę 0,66 l? Sprawdźmy. Nareszcie nadarzyła się okazja, aby tego trunku skosztować. I wiecie co?
Nawet sam sobie go nie kupiłem. Dostałem w prezencie. Zrządzenie losu.
Alaskan Smoked Porter 2013
Piwo jest ciemnobrązowe, niemalże czarne. Piana kremowa, w kolorze cappuccino. Odstawiłem szkło na 5 minut, ostała się do półcentymetrowego kożucha. Klasa. Zbita, gęsta, piękna.
W zapachu wychwyciłem od razu nuty znane mi z wyleżakowanych porterów. Pierwszy akord zdecydowanie wiśniowy, nawet nieco winny. Pałętają się rodzynki, mrugnęła suszona śliwka. Za owocami czekolada, a po zakręceniu szkłem brandy zmieszane z kakao i wanilią. Mieszanka czekolady, kakao i wanilii imituje zresztą skutecznie czekoladę w typie mlecznym.
Po ogrzaniu wanilia staje się o wiele bardziej intensywna. Do tego wszystkiego dochodzi „zleżała wędzoność”, która dosłownie uzupełnia Alaskana o nutkę dymu z ogniska. Czuć bardziej płonące drewno niż kiełbasę czy boczek. Dzieje się tutaj od groma! Ślinianki przestawiło mi w tryb „natychmiast dawaj łyka”.
Pierwszy łyk i… „trochę wodniste” — pomyślałem. Nie jest to co prawda porter bałtycki, ale 6,5% alkoholu zobowiązuje.
Piwo jest bardzo wytrawne. Po takiej bombie zapachowej nastawiłem się na czekoladowo-owocową słodkawą eksplozję. Czuć przede wszystkim gorzką czekoladę, paloność, popiół i miło łechtającą wędzonkę w tle. Po kilku łykach — ledwo bo ledwo — pojawiła się śliwka. Alaskan sprawia wrażenie „suchego”, po przełknięciu wysusza podniebienie jak wsypanie sobie do ust gorzkiego kakao z popiołem.
Smoked Porter to piwo, które po samym zapachu obiecuje bardzo dużo. Można wąchać je bez opamiętania, odkrywając kolejne warstwy. Niewiele jest piw w tym stylu, które oferują złożoność na podobnym poziomie.
W smaku prezentuje po prostu wysoki poziom. Czy warto wydawać tyle kasy na smaczny porter? Moim zdaniem nie warto, ale ja strasznie chciałem alaskańca zaliczyć. Zaliczyłem, ale rano po cichu się zwinąłem i nawet nie zostawiłem kontaktu.
To był numerek na jeden raz.
PS Alaskan znalazł się kiedyś na mojej liście piw, których muszę spróbować. Odhaczone.
19 kwi 2017 at 23:38
5 z Twojej listy udało mi się wypić :) Lucky me.
21 kwi 2017 at 17:42
0,66 ml?
23 kwi 2017 at 15:13
Poprawione, dzięki!
22 kwi 2017 at 13:55
Powiem Tak Lepszy Jest Alaskan świeży mi świeższy tym lepszy piłem w żywcu na birofilia był super zaraz po podłączeniu piłem nastopnego dni i już nie był taki super
dodatkowo postanowiłem go prze leżakować na 5 lat otwarłem i stwierdziłem że im świeższy tym lepszy. wędzonka szybko ucieka i robi sie płaski i wodnisty a słody palone podbija kwaśność
24 lip 2017 at 22:42
Heh. Normalnie przypomniałem sobie to uczucie, gdy kupiłem sobie Laphroaig 10yo i pierwszy raz miałem spróbować whisky z Islay.