Wielokrotnie wspominałem i nadal z sentymentem przytaczam historię o pewnym „melanżu łażonym” po gdańskich pubach i przedprożach. Otóż jako dwudziestolatek opieprzający się przed majowymi egzaminami w klasie maturalnej w technikum, dostałem zwrot podatku z ZUS-u. Z taką kupą siana wybiłem w tango, co dobitnie obrazuje, jak niedrogo, nawet dla takiego licealisty, można było odkręcić zawory w centrum miasta. W tym celu nie trzeba było walić Harnasi pod monopolowym na Chlebnickiej. Do pubu Flisak ’76 wpadłem już nieco oszołomiony i postanowiłem szarpnąć się na coś nowego na piwnej pustyni północy. Na Ciechana Miodowego, którego przepiłem szotem o nazwie „Sperma w wannie”. Szot mi nie zasmakował, Ciechan — wręcz przeciwnie — wtopił jeszcze mocniej w ciemnoczerwone oparcie kanapy. Hardtechno czy inny schranz grzejący z głośnika zagłuszał rozmowy niczym remont na stoczni, toteż uznałem, że strzelę jeszcze jedno miodowe, alkohol zniweczy mi dykcję i po kłopocie z przekrzykiwaniem się. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ ten dzień był symbolicznym dla mnie początkiem zainteresowania piwem rzemieślniczym. Zaczęło się od piwa z miodem właśnie.
Tag: barrel aged
Põhjala Porridge Bullet. Piwo powodujące opad szczęki.
Kiedy pijasz kolejne piwa leżakowane w beczkach po alkoholach szlachetnych, wydaje się, że następne wariacje niczym nie zaskoczą. Że odnajdziesz w piwie te same aromaty i smaki, a beczka będzie grała sporą rolę, albo wniesie niewiele. W przypadku dzisiejszego piwa beczka wniosła teoretycznie to samo, ale w tak intensywnym wydaniu, że po powąchaniu Porridge Bullet jedyne, na co możesz sobie pozwolić to głośne „woooooo!„.
Ostatnio komentowane