Żeby spalić jedną puszkę pastry beer musisz przejść 10 kilometrów. Marszem.

Ach… te słodkie kolorowe puszeczki. Kuszą nas wizją obcowania ze smakiem kojarzącym się raczej z wegańskim barem sałatkowym, niż z przystoczniowym pubem „Pod Rurami”. Cukrowe ulepki, skrywające w sobie orzechy pekan, aromat kul rumowych, pulpę mango, syrop z czarnego bzu, poranną polaktozową sraczkę, rychłą insulinooporność, otyłość i cukrzycę typu 2. Pijesz sobie jednego takiego hard Bobofruta, potem drugiego i właśnie zatankowałeś odpowiednik kostki masła w kaloriach oraz butelki wina w promilach. A kiedy lekarz na kontroli sugeruje, żeby odstawić słodycze, uśmiechasz się pod nosem. Nie będzie najmniejszego problemu, bo Ty przecież nie jesz słodyczy…

Okładka artykułu o tyciu od piwa

W kontekście niniejszego artykułu powyższy wpis dość mocno się zdewaluował, Niemniej zachęcam do zapoznania się z nim, jeśli macie wolnych 20 minut.

Nim przejdziemy dalej, jedna ważna kwestia.

Mechanizmy związane z pozyskiwaniem energii z pożywienia, lipolizą, zespołem metabolicznym czy zdrowiem układu trawiennego są niesamowicie zawiłe, a nierzadko też niejasne. Nie chciałem, aby tekst ten zamienił się w publikację naukową z dwóch powodów.

Po pierwsze, nie jestem ekspertem w żadnej z opisywanych dziedzin. Rozumiem temat na tyle, aby móc go pobieżnie opisać komuś, kto się na tym nie zna. Być może pewne elementy ujmę zbyt ogólnie, biorę to na klatę.

Po drugie, zanudzilibście się. Z łatwością znajdziecie rozwinięcie poruszonych kwestii w wielu publikacjach osób mądrzejszych ode mnie. Ja zaś do sprawy podejdę raczej ogólnikowo.


Czym w ogóle jest segment piw „pastry”?

Aby zmierzyć się z dzisiejszym tematem, musimy wyjaśnić sobie, czym w ogóle piwka z segmentu „pastry” są. Czytają to oczywiście szanujący się birgicy, mający na koncie starcia z kilkoma łyżkami stołowymi cukru w puszce. Przeciętnemu Kowalskiemu nazwa „pastry sour” niewiele jednak mówi.

Wątek pastry poruszyłem dawno temu we wpisie zatytułowanym „cukrzyca w płynie” (tego sformułowana możemy się trzymać). Skopiuję więc listę z owego opracowania, z małymi zmianami, i lecimy dalej — nim cukier nam spadnie.

Kategoria „pastry” to w skrócie:

  • Piwa mające przypominać deser, smoothie, sok lub cokolwiek związanego ze słodkościami.
  • Piwa, w których do wywołania zamierzonego efektu używa się cukrów, miodu, soków, owoców, pulp, słodkich dodatków (także do leżakowania), nierzadko też aromatów.
  • Częstokroć ciemne, mocne, ekstraktywne portery i stouty imperialne, przerabiane na przeróżne smakołyki. Nierzadko też piwa jasne, mające udawać smoothie, soki przecierowe i znane desery.

Największym problemem w piwach z tego segmentu jest to, co tak w nich przyciąga. Jak myślicie, która opcja będzie dla większości osób atrakcyjniejsza?

  1. gorzkie IPA, być może nieco suche w odbiorze, bez wyczuwalnej słodyczy
  2. słodkie IPA naładowane cukrem, pulpami i sokami (na pewno nie suche w odbiorze)

Ewolucyjnie czujemy awersję do gorzkiego smaku.

Gorycz oznaczać mogła truciznę czy zepsute jedzenie. Naturalnie ciągniemy do słodkiego, bo słodkie to proste węglowodany. Słodkie to szybki zastrzyk energii, przyjemność, gratyfikacja instant i endorfiny.

Zwróćcie uwagę na to, jak niewiele osób pija czarną kawę, yerba mate, matchę, tonik, wytrawne wina/drinki czy herbatę bez cukru. To wymaga pewnego przyzwyczajenia. Wielu będzie się zarzekać, że kawa z mlekiem to „jak tak można bezcześcić Etiopia Djimmah 85+ SCA!” , ale jak co do czego, to latte z Orlenu zrobisz na 3 łyki. Czasem wleci critical hit i jedno przyssanie się do kubka załatwia sprawę. Trudno tych ciągot do słodkiego smaku się wyzbyć. Cukier dodaje się do wszystkiego, a producenci dbają o to, abyśmy go w siebie (często nieświadomie) wprowadzali.

Typowe piwo z segmentu pastry ma więc w sobie miks słodkich składowych: laktoza, cukier, maltodekstryny, pulpy/soki/przeciery/koncentraty owocowe, słodkie dodatki. Do tego aromaty i przyprawy. Nie jestem biotechnologiem, ale wydaje mi się, że pewne ilości tłuszczów mogą się w nim również znaleźć. Wpłynie to na pewno negatywnie na pianę, ale kogo obchodzi piana w ośmioprocentowym Kubusiu na sterydach, barwionym na kolor zimowego płynu do spryskiwaczy?

Rola laktozy w piwie (pastry)

Króciutko o tej składowej. Jeżeli cierpisz na jej nietolerancję, to lepiej sprawdzaj skład puszki z pastry albo łyknij laktazę przed melanżem. Na laktozę natrafisz też w piwach z dopiskiem „sweet/cream(y)”, a już na pewno tych z dopiskiem „milk(y)”.

Laktoza jest dwucukrem, którego drożdże (i niektóre układy trawienne) nie potrafią ogarnąć. Nie powstaje z niej alkohol. Wnosi do piwa delikatną, nieco mleczną słodycz i podbija pełnię. W piwach pastry może pomagać budować posmaki „śmietankowe”.

Jako iż jest to cukier, 1 jej gram dostarcza nam około 4 kcal. To ile cukru mlecznego znajdzie się w puszce piwa, zależy wyłącznie od wizji piwowara i wytrzymałości układu pokarmowego spożywającego. Opierając się na recepturach domowych na milk stouta strzelam, że w puszce pastry znajdzie się jej przynajmniej te 5-10 gramów. Powiedzmy, że 50 dodatkowych kalorii.

EDIT: Mateusz Czarnecki rzucił nieco zakulisowego światła na ilośc laktozy używanej przy warzeniu słodko-kwaśnych smakołyków. Daje to więc 120-160 kcal z samej laktozy.

Rola maltodekstryny w piwie (pastry)

O wiele ciekawszym i nieco zniuansowanym tematem jest maltodekstryna. To ustrojstwo ląduje w niektórych stylach zdecydowanie za często. Nie tylko w segmencie pastry. Znajdziemy ją chociażby w soczkowych ipkach.

Co ciekawe, maltodekstryna powinna zostać wymieniona w składzie. Tyle że nie jest on alergenem — jak laktoza. „Zdarzało się” więc, że w składzie nie widniała. A — według Dawida Siedleckiego (BrowarParagraf.pl) — powinna. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek dostrzegł „malto” w wykazie składników.


Tutaj przykład. Browar pisze o „mnóstwie maltodekstryny”, ale w składzie je nie wymienia. Co prawda na stronie, ale jednak.

Na stronie Browaru PINTA, przy tym konkretnym piwie, maltodekstryna widnieje na wykazie składników.

Maltodekstryna to wielocukier pozyskiwany w procesie obróbki pszenicy czy kukurydzy. Z chemicznego punktu widzenia są to węglowodany złożone o wysokim indeksie glikemicznym (IG).

Dodawana do żywności jako środek zagęszczający, budujący odczucie „pełni smaku”. Dobrym przykładem będzie majonez light, gdzie maltodekstryną można zastąpić o wiele bardziej kaloryczny tłuszcz. Sama w sobie nie jest zbyt słodka. Można by więc pomyśleć, że będzie niskokaloryczna (nieprawda).

Do piw pastry wnosi pełnię smaku, trochę je dosładza i nieco zagęszcza. Podbija ekstrakt bez zwiększania zawartości alkoholu. Piwo o „woltażu” 6%, podchodzące pod 18-19 Blg? Maltodekstryna to załatwi.

Taki fajny dodatek, więc jaki z nią mamy problem?

Cóż, problemów mamy z nią kilka.

Po pierwsze: maltodekstryna ma wysoki indeks glikemiczny (105)

To źle dla każdego, kto nie potrzebuje szybkiego zastrzyku energii na cito. Czyli dla 99,9% z nas. To bardzo źle dla cukrzyków, osób na diecie czy mierzących się z insulinoopornością. O tej grupie chorujących nieco później.

Samo piwo ma IG 105-110 (maltoza), jednak w klasycznym stylu nie ma tak dużej ilości tego cukru, jak dosładzanej kolorowej puszce. Podświadomie rozumiemy przecież różnicę w spożyciu 5 gramów maltozy, a 30 gramów maltodekstryny. Łyk Sprite’a, a cała butelka — jest różnica.

Indeks glikemiczny (oznaczany skrótem IG) mówi nam o tym, jak szybko po spożyciu pokarmu wzrasta poziom cukru we krwi. Ten cukier w krwioobiegu warto trzymać w ryzach, bo jego wyraźne skoki powodują zdecydowaną odpowiedź insulinową ze strony trzustki.

(Tak na marginesie, IG cukru stołowego to 65-68).

Na pewno przypomnicie sobie sytuację, kiedy po zjedzeniu dwóch bajaderek zapitych Colą, macie na 30 minut boosta jak po kresce „krajówy”. Następnie zaliczacie zjazd, musicie się położyć, bo coś wyciągnęło wam wtyczkę z gniazdka. W tym momencie wiele osób sięga po coś słodkiego. Cukier w górę, insulina wywala korki. Po chwili, ponownie, łapiecie laga. Krąg się zamyka i narzekacie na brak mocy o 15:00. Męczycie tak organizm.

To insulina zbija wam ciągle cukier, a że załadowaliście cukrów prostych pod korek, to insuliny też będzie pod korek. Była górka, wpadacie w dołek, potem to się wyrówna, o ile znów nie wypijecie butelki soku.

Stąd warto posilać się węglowodanami złożonymi o niskim IG. Zapewniają one stały dopływ energii i brak tych spadków. Cukry proste najlepiej zostawić w okolice sportu, wędrówek, wspinaczki, marszu czy długotrwałego wysiłku. Wszędzie tam, gdzie ten zastrzyk energetyczny będzie potrzebny „na teraz”.

Po drugie: maltodekstryna dostarcza ~4 kcal w 1 gramie

Można jej użyć stosunkowo sporo. Ogranicza nas wyobraźnia i kwestie technologiczne.

Na marginesie dodam, że większość piw pastry jest dla mnie niepijalna bez rozcieńczenia wodą gazowaną. Niektóre osoby z mojego otoczenia, regularnie pijące soki czy napoje, nawet nie mrugną powieką i zrobią 3 puszki pod rząd. Teoretycznie można upchać im maltodekstryny pod korek, a i tak wypiją taką mieszankę. Kwestia przyzwyczajenia do takiej pełni smaku.

Próg zaklejenia u każdego pijącego będzie inny. Im wyższy, tym teoretycznie łatwiej przegiąć, wlewając w siebie kolejne wysokokaloryczne piwa.

Maltodekstryna nie jest zbyt słodka, ale ma kaloryczność porównywalną z cukrem stołowym.

Po trzecie: układ pokarmowy może się zbuntować

Niektóre badania wskazują na to, że maltodekstryna może negatywnie wpływać na mikroflorę jelitową. Sugeruje się, że nadmierne spożycie tejże może sprzyjać wzrostowi patogennych bakterii, co miałoby prowadzić do stanów zapalnych i problemów z układem trawiennym. U niektórych powoduje wzdęcia czy biegunki.

Stany zapalne w jelitach są z kolei związane z pogorszeniem metabolizmu. Mogą również prowadzić do zaburzeń takich jak zespół metaboliczny. Ten zaś charakteryzuje się zwiększonym ryzykiem wstąpienia cukrzycy typu 2 czy chorób serca.

Dieta zachodnia, czyli przetworzona. Niezbyt odżywcza. Słaba kondycja mikroflory jelitowej, problemy z żołądkiem (zgaga, refluks, nadżerki, zakażenia H. Pylori, stany zapalne). Antybiotyki, NLPZ-y, IPP, słabej jakości suple lub ich brak, kiedy są potrzebne. Na to alkohol, dragi, używki. Słaby sen, mało ruchu, dużo stresu.

Dokładamy do tego cukrowo-alkoholową wysokokaloryczną bombę. Nic dziwnego, że coraz więcej osób ma częste biegunki, zaparcia, IBS i tym podobne zawiłości.

Po czwarte: maltodekstryna może wpływać na zmniejszenie wrażliwości insulinowej

W literaturze naukowej pojawiają się takie doniesienia. Stąd już prosta droga do zwiększonego magazynowania tłuszczu w ciele. Wysokie spożycie produktów wysokoenergetycznych, o wysokim IG, powiązane jest z obniżeniem wrażliwości insulinowej (czyli insulinoopornością).

Świetnie wytłumaczył to autor „Nie słodzę – kanał o cukrzycy”. Odsyłam do tego niespełna 9-minutowego materiału.

W dużym skrócie: insulinooporność rozwija się, gdy nadmierne spożycie cukrów prostych powoduje ciągły wzrost poziomu glukozy we krwi. Zmusza to trzustkę do nadprodukcji insuliny, przez co z czasem komórki stają się mniej wrażliwe na jej działanie. Prowadzi to do jej jeszcze większego wydzielania. Ten mechanizm powoduje błędne koło, które przeciąża organizm. Cukier nam spada (nadpodaż insuliny), a my znów dorzucamy do pieca. Coraz więcej, aż receptory stają się nieczułe na insulinę.

Prowadzi to do wielu problemów:

  • Kiedy trzustka nie będzie w stanie wyprodukować wystarczająco dużo insuliny, aby zrekompensować oporność, poziom cukru we krwi zaczyna rosnąć. Może to prowadzić do stanu przedcukrzycowego, a następnie cukrzycy typu 2.
  • Komórki nie są w stanie efektywnie pobierać glukozy, cierpią więc (paradoksalnie) na niedobór energii. Będzie to powodować przewlekłe zmęczenie i spadek wydolności fizycznej.
  • Zwiększona produkcja glukozy i magazynowanie tłuszczu mogą prowadzić do stłuszczenia wątroby.
  • Zwiększa się uwalnianie kwasów tłuszczowych do krwi, co może prowadzić do powikłań sercowo-naczyniowych. Widać to na badaniu lipidogramu, a sam problem nie daje objawów.

Według różnych szacunków nawet 1/4 Polaków jest na prostej drodze do rozwinięcia się insulinooporności. NFZ szacuje, że do 2030 r. ponad 10% z nas będzie chorowało na cukrzycę.

Po piąte: ładujesz w siebie niebotyczne ilości cukru

Jakbyś i bez piwa tego nie robił.

To chyba najważniejsza kwestia, w zasadzie zbierająca do kupy powyższe. Przy siedzącym trybie życia, niezbilansowanej diecie, niewielkiej lub zerowej aktywności fizycznej, faszerowanie się wysoko-energetycznymi posiłkami to prosta droga do popsucia sobie zdrowia.

Jedna sprawa to nadmiarowe kilogramy i wynikające z tego problemy czy powikłania. Inna sprawa to wpływ na codzienne funkcjonowanie. Częste spadki energii, zła kondycja psychiczna, kiepska kondycja fizyczna, wahania nastroju, nieregeneracyjny sen, słaba kondycja skóry, osłabiony układ pokarmowy, beznadziejna odporność. Słodkie piwka to oczywiście tylko jeden z elementów wpływających na taki stan rzeczy.

Serio, nie potrzebujesz tyle cukrów prostych, siedząc na dupie.

Dopuśćcie do siebie myśl, że jedno piwo pastry może mieć grubo ponad 100 gramów cukrów w puszce. Nie syropem tylko dlatego, że węglowodany nie zawsze są słodkie.

Wiecie ile to jest 100 gramów? Pół szklanki cukru.

Tyle, co ponad litrowa butelka Coli.

Wypijasz 3 puchy pastry i masz odpowiednik 3,5 litrów Coli w trzewiach.

Chcesz „spalić” te 3 piwa? No to będzie problem.

Musiałbyś zrobić ponad 25 kilometrów spacerem. Przejechać na rowerze 60 km po płaskim. Wejść na Rysy (z parkingu w Palenicy) albo chociaż na Babią Górę i z niej zejść. Nie pytaj nawet o bieganie, bo raczej nie przebiegniesz 15-20 kilometrów. A jeśli jesteś w stanie, to na 100% w ten sposób się nie odżywiasz.

Chciałbym, aby to wybrzmiało.

Jedna puszka słodziutkiego pastry, może mieć nawet 700 kcal.

Jedna butelka zamglonej soczkowej ipki może mieć ponad 400 kcal.

Ciekawostka. Amber Bezalkoholowy Porter Bałtycki ma ~350 kcal w jednej butelce (90 gramów węglowodanów w całości). Gdyby miał alkohol na poziomie klasycznego wyrobu w tym stylu, powiedzmy 9%, dobijałby do 700 kcal w 0,5L.

A skąd to wiem? Powiedzmy, że mam swoje nieoficjalne dojścia. Na piwnych forach amerykańskich znajdziecie przecieki od tamtejszych browarów, które sprawdzały kaloryczność niektórych swoich piw. Zachęcam do poszperania, jeśli mi nie wierzycie.

Oczywiście żaden browar nie poda tych informacji na etykiecie. Wielu konsumentów przeraziłaby kaloryka na poziomie rzędu 100 kcal / 100 ml. Okrutnie słodki Monster z cukrem ma max 50 kcal / 100 ml. Dwa razy bardziej kaloryczne są smoothie, słodkie wina pokroju Porto, kawa z mlekiem i syropem. Ciut bardziej kaloryczna jest „czysta” pulpa mango.

A nikt przecież nie wypija 3 puszek przecieru mango…

Soki, pulpy czy przeciery

Jakby mało było cukrów pokroju laktozy czy maltodekstryny, do piw pastry trafiają również pulpy czy przeciery. I nim ktoś się odpali, że owoce to przecież zdrowa rzecz…

Owoce są zdrowe, ale nie możemy zapominać, że dostarczają również sporo energii. Na przykład 100 gramów pulpy mango to między 80 a 120 kcal. Co więcej, owoc owocowi nierówny. Inne substancje odżywcze mają borówki, inne jabłko, a jeszcze inne pulpa z papai dosładzana cukrem. Im mniej przetworzone owoce, tym lepiej. Sok z koncentratu to o wiele gorszy wybór, niż cały świeży owoc.

Nie można jednak wypijać 2 litrów soku pomarańczowego dziennie (~800 kcal), na to mango lassi, do tego smoothie i twierdzić, że zdrowo się odżywiamy, bo jemy dużo owoców. Wszystko z umiarem. Sok z koncentratu ma zresztą niewiele wartości odżywczych (wbrew temu, co próbują nam ściemnić w reklamach).

A już na pewno nikt nie nabierze się na zdrowe piwo, bo przecież mamy tam przecier brzoskwiniowy i mus malinowy. Tak samo jak trudno obronić tezę o dobroczynnym wpływie połówki pigwówki z miodem na nasz organizm.

Ale ja prawie nic nie jem!

Średnie zapotrzebowanie kaloryczne męskiej płci korposzczura jeżdżącego do pracy autem wynosi jakieś 2-2,1k kcal. W przypadku płci pięknej trzeba odjąć około 200 kcal.

Więcej zjeść może pracownik fizyczny, a sporo więcej ten sam pracownik, jeśli nabija dziennie masę kroków, biega, gra w squasha i ćwiczy na siłowni.

Mamy tendencję do przeceniania tego, ile kcal „palimy” podczas wysiłku fizycznego i bardzo mocno nie doszacowujemy, jak dużo energii ładujemy w siebie w posiłkach. Jeśli mi nie ufacie, możecie zrobić eksperyment.

Nasypcie do garnka ryżu lub kaszy i spróbujcie oszacować wagę. Możecie wykonać to ćwiczenie z chlebem albo ziemniakami. Jeżeli nie ważycie posiłków, pomylicie się o minimum 30-40%. Nieugotowany ryż biały to około 350 kcal w 100 gramach, a więc przestrzelenie o 40% to 140 kcal, które wam umkną. To samo z kotletem, surówką, deserem i napojem…

Ale ja nie o tym chciałem.

Wiele osób twierdzi, że je niewiele. Że właściwie to zjada 3 nieduże posiłki.

W takim razie kilka pytań:

  1. Czym zapijasz posiłki?
  2. Co to znaczy „nieduże”? Ile waży Twój obiad i z czego się składa? Mała lasagne z Lidla (400g) ma jakieś 700 kcal, ale w 400g ugotowanego ryżu z kurczakiem i brokułami masz pewnie z 30-40% mniej kalorii. Inną gęstość kaloryczną mają bitki z tłustym sosem, surówką na majonezie i ziemniaki ze skwarkami, a inną chuda ryba z pieca plus sałatka kuskus z warzywami.
  3. Czy między posiłkami podjadasz? Mogą to być orzechy, batonik, drożdżówka, kawa z mlekiem (to też posiłek), dektyle, whatever.
  4. Czy między posiłkami pijesz słodkie napoje, soki, słodzone herbaty, kawy mleczne/z syropem, smoothie.

Problem z tymi małymi posiłkami polega na tym, że o ile sam posiłek może wydawać się mały, to będzie często wysokokaloryczny.

Druga kwestia: większość osób nie postrzega kawy z mlekiem i cukrem, matcha bubble tea, soku pomarańczowego czy smoothie jako posiłku. Pełnoprawna strawa to to nie jest, jednak takie płyny również dostarczają kalorii. W postaci cukru. Nawet shake proteinowy z WPC to dawka energii, szczególnie robiony na mleku.

I najważniejsze, bo do tego właściwie dążę.

Wiele osób nie rozumie, że dla organizmu puszka piwa naładowanego cukrem to pełnoprawny posiłek.

Skoki cukru i insuliny, a Twoja kondycja psychofizyczna

Znasz ten klimat?

Muli Cię 2 godziny po śniadaniu, więc sięgasz po wafelka i zapijasz jogurtem pitnym. Za maks godzinę oczy Ci się zamykają, więc ponowne szukasz zastrzyku energii. Kawa z cukrem i mlekiem. Tym razem zdrowiej, więc wlatują daktyle i serek wiejski ze wsadem owocowym.

Wypijasz dwa piwa wieczorem w pubie i robisz się głodny. Najlepiej miks słonego i tłustego. Kebab, pizza, frytki albo zapiekanka. Oddałbyś się za żabkowe pierogi z mięsem, te w kubeczku. Prince Polo, koniecznie zielone, też brzmi dobrze.

Tak działa insulina, czy raczej pokłosie jej wyrzutu.

Tak odczuwalny jest spadek cukru. Robisz się głodny, a słodycze na półce w sklepie zaczynają mieć bardziej kolorowe opakowania.

Tak działa alkohol (i marihuana). Spada po nim cukier, hamulce puszczają. Patrzysz na siebie w lustrze w toalecie pubu i myślisz „nie no, spoko przecież wyglądam, jak zrobię rollo XXL i zagryzę frytkami, to będzie chyba ok”. Promile w krwioobiegu ratują Ci nieco samoocenę. Pomagają Ci też znaleźć wspólny język z laską przy barze, podbijając jej punktację o 3 oczka.

To już nigdy nie mogę wypić słodziutkiego pejstry?

A kto Ci tak powiedział? Nie no… nie dramatyzuj.

Posiadacze wymuskanych sylwetek też jedzą lody i ciasta. Czasem nawet wypiją piwo. Podstawa to zrozumienie pewnych mechanizmów i umiejętność poskromienia samego siebie. Trzeba częściej mówić „nie”, niż „tak”. Niektórzy wyznają też zasadę 80/20 – 80% zdrowego jedzenia, 20% ewentualnych odstępstw. Rozliczane dziennie, bo zaraz ktoś dojdzie do wniosku, że piątek wieczór i sobotę od rana można odpinać na maksa.

Jedno słodkie piwko dorzuci kamień do kopczyka niezdrowych nawyków. Odstawienie go może ten kamyczek odrzucić. Kto wie, czy jedna zmiana nie zapoczątkuje lawiny kolejnych?

Kluczem do zdrowia jest świadomy wybór. Odstawmy na chwilę na bok fakt, że samo picie alkoholu to zajebiście niezdrowy nawyk. Nie ma takiej ilości alkoholu, która jest nietoksyczna; alkohol działa neurodegeneracyjnie. Kieliszek wina „na serce” od dawna wsadzamy między bajki, a jak lekarz wam mówi, że piwo dobre na kamienie nerkowe, to zmieńcie lekarza. Gość jeszcze nie zdenominował starych złotych, jada tym samym miejscu od 35 lat, a wnukom pod choinkę daje mandarynki.

Można sobie czasem ciepnąć słodkiego pastry albo soczkowe hazy DIPA. Nie ma problemu, o ile rozumiesz, ile kalorii skrywa każda butelka. O ile rozumiesz, jaki wiąże się z tym bilans zysków i strat.

A tym z was, którzy są w stanie wypić kilka-kilkanaście takich piw w miesiącu i nie dostrzegają zagrożenia, mogę napisać tylko to, co powiedziałem kiedyś znajomemu.

„Tylko nie płacz za kilkanaście lat, jak stracisz wzrok i upierdolą Ci stopę”

1 Komentarz

  1. Dlatego ja piję tylko gorzkie. Im więcej IBU tym lepiej. To chyba dobrze, prawda? Prawda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *