Sieci hipermarketów uzupełniają swoje piwne alejki coraz śmielszymi propozycjami. Bezpowrotnie mijają czasy, gdy poza Beck’sem, Paulanerem i Grolschem, za około 10 złotych można było kupić Guinnessa, w porywach do bardzo zwyczajnego Leffe Blonde. Rzadko kiedy wybór piwa na wieczór ogranicza się do polskich eurolagerów, gdy po obrocie o 180 stopni trafiamy na zagraniczne IPA czy fajne Belgi. Nie zawsze są to petardy, jednak ukłon w pas należy się już za pomyślenie, że być może klient ma dość korpolagerów.

Czytaj całość