Ognie Szczęścia, PINTA [ZAPOMNIANE]

Dzisiaj na blogu debiutuje trzeci cykl wpisów. Chcę nieco częściej pisać o samym piwie, bo dotychczas rzadko to robiłem. Nie oznacza to, że blog zamieni się w spis recenzji. Pomyślałem jednak, że zamiast wybierać trunki na oślep, będę wrzucał je właśnie w specjalne cykle. Darz Bór rozpoczął „Za Piątaka”, pisałem ostatnio o Cream Ale od Mikkellera w ramach „Piwa Miesiąca”. Czas na „Zapomniane”.

W ramach cyklu „Zapomniane” wybierać i krótko opisywać będę piwa, które często widujemy na półkach sklepowych. To jednak trunki rzadko widywane w pubach. Przeważnie przechodzimy obok tych piw obojętnie. Zostały niejako zapomniane przez piwoszy.

Recenzja Ognie Szczęścia, Browar PINTA

Nie wiem, czy to wstyd, ale to piwo piłem dzisiaj po raz pierwszy. Nigdy mnie nie zachęcało i gdyby nie nowy cykl na blogu, zapewne nigdy bym go nie kupił. Podobnie jest z Odsieczą Wiedeńską, chociaż coś mi świta, że Odsiecz kiedyś piłem. To musiało być dawno temu.

Są takie piwa, które przy obecnej sytuacji na rynku wydają się niesamowicie nudne. Początkowo stawiałem na Odsiecz Wiedeńską, ale zgaduję, że to piwo jest tak „czyste”, że nie byłoby o czym pisać. Wybrałem Ognie Szczęścia, piwo w stylu Irish Red Ale. Żadna tam petarda, na nic się nie nastawiałem. Skoro jednak stoi na półce w sklepie, to chyba się sprzedaje i jest warte swojej ceny?

Otóż nie jest.

ognie-szczęścia-pinta-recenzja

Zdjęcie piwa przekłamuje jego kolor. Niestety dopiero składam dwa softboksy, więc wciąż mam problemy z wyciągnięciem naturalnej barwy w szkle. Musicie uwierzyć mi na słowo. To piwo ma kolor mocnej czarnej herbaty.

Pachnie karmelem, ale ten karmel miesza się z wyraźną nutą maślaną. Daje to aromat butterscotch (karmelki Werther’s Original). Poza tym, w tle, majaczy jakaś nuta kwiatowa. Jest na tyle niewyraźna, że być może to moje złudzenie i próba dodania punktu za aromat. Punktów nie dodam. Pachnie masłem i karmelem.

W smaku jest nieco lepiej. Karmel, karmelki (dalej masło), nieco szczypiące wysycenie i dość mocna goryczka. Naprawdę solidna jak na tak wodniste i spokojne piwo. I wiecie co? Ta goryczka mogłaby robić tutaj robotę, ale jest nieprzyjemna, jakaś taka szorstka, herbaciana, prosta i zalegająca. Przede wszystkim jest za mocna, bo przy takim ekstrakcie czuć tylko ją i echa karmelków.

Piwo nudne, nad którym nie ma się co rozwodzić. Do tego męczące, więc po jednym miałem dosyć. Przypomina Lubuskie Jasne Pełne z podniesioną goryczką. Pytanie brzmi: czy za ponad 6 złotych opłaca się je kupować?

Moim zdaniem to strata kasy. PINTA robi świetne piwa, ale to jest po prostu słabe.

Czy ktoś je w ogóle kupuje?

2 Komentarzy

  1. Strasznie fajne piwo. Jasne, chmiel nie gwałci gardła, ale jest spoko – owocki, toffi, karmel – no klasa.
    Ale tak, ostatnia warka jakaś tak płaska wyszła.

  2. Po prostu PINTA chciała wrzucić na rynek coś, o czym wielu mogło słyszeć a nie zdążyło spróbować – wszak piwna rewolucja dopiero od roku jest na pełnej mocy, uważam. Piwo miało być przystępne, mało „ekstremalne” i łatwe w odbiorze – coś jak Pierwsza pomoc, czy Odsiecz wiedeńska. Wyszło prawie idealnie, niektórym goryczka czy karmelowość na takim poziomie intensywności może po prostu nie podejść. Piwo jednak nie jest takie złe, po prostu przedobrzone ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *