Do stylów niecodziennych czy historycznych przyzwyczaił nas raczej Browar Piwoteka, który swego czasu wypuszczał takie smaczki jak Cottbuser, Liechtenhainer czy Broyhan. Mogliśmy się już także napić Sahti czy Grisette. Browar Okrętowy już jakiś czas temu dorzucił swój punkt do listy — piwo w stylu Merseburger. Czy jest się czym zachwycać? A może to kolejny styl zbliżony do czegoś, co już dobrze znamy?
Merseburger historycznie
Opisywane jako mocne, pożywne i charakteryzujące się zdecydowanym palonym posmakiem, a przede wszystkim gorzkie. Goryczka — według Macieja z No To Po Piwku — była wielowymiarowa, a to za sprawą „przypalonego słodu”, dużej ilości chmielu, owocom gorzkiej pomarańczy i… gencjanie.
Czymże jest ta gencjana, która koniec końców będzie do piwa wnosić niecodzienną goryczkę? Otóż jest to roztwór fioletu krystalicznego (barwnika), którego używa się do dezynfekcji skóry, w przypadku jej stanów zapalnych, owrzodzeń, jak również do dezynfekcji sączących się ran. Roztwór ten możecie śmiało kupić w aptece za grosze.
Brzmi obrzydliwie, co nie? ;)
EDIT: Porozmawiałem z Maćkiem, który zdradził mi, że do uwarzenia Merseburgera użyto nie tej gencjany, którą opisałem niesłusznie powyżej. Gencjana to także nazwa Goryczki Żółtej (Gentiana lutea), rośliny z rodziny goryczkowatych. Wywary z korzenia okazują się być pomocne przy nadkwasocie i niedokwasocie, braku apetytu i w zaburzeniach trawienia, ale osoby z wrzodami żołądka nie powinny mieć z takimi napitkami styczności.
Merseburger ma być piwem ciemnym, palonym, ze zdecydowaną goryczką. Postanowiłem przetestować je prosto z pompy, więc odczuwanie gorzkości będzie zapewne silniejsze.
Szebeka, Browar Okrętowy
Wybaczcie za jakość zdjęć, w Pubie Spółdzielczym optyka mojego telefonu buntuje się jak cholera. Powyżej widzicie Szebekę nalaną z pompy. Piana kremowa, koloru cappuccino. Samo piwo czarne z fioletowawym przebłyskiem.
Jazda zaczyna się już przy wąchaniu, a przecież dostałem szkło typu nic nie wywąchasz. Merseburger intensywnie daje po nozdrzach. Pierwszy akord to suszone owoce, przede wszystkim suszone figi. Do tego sporo przypalonego karmelu albo miksu paloności, ciemnego cukru i ciemnego chleba. I jeszcze ciut dymu, jednak z racji składu obstawiam, że była to autosugestia.
Szebeka z pompy jest oleista i gładziutka. Zdradliwe blisko 7% alkoholu ukryło się idealnie pod warstwą ciemnych suszonych owoców, paloności, opiekanego razowego chleba i nuty karmelu. Piwo z początku jest dość słodkie, „suszonoowocowo-ciemnochlebowe”, jednak po czasie staje się bardziej chlebowe, opiekane, nadal z nutami ciemnych owoców, ale i ciemnego cukru (Muscovado?).
Najciekawsza jest jednak goryczka i to jej poświęcę osobny akapit. Nie da się jej porównać do niczego. Starałem się, uwierzcie, ale najbliżej jej do… płynu z baterii alkalicznych. Jest bezpośrednia, nieco ziołowa, jakby lekko kwaśna, czuć ją na bokach języka, trochę ściągająca, krótka i intensywna, choć nie atakuje całego gardła. Najpierw mnie troszeczkę odrzuciła, ale gdy się przyzwyczaiłem, fajnie pasowała do owoców i paloności. Tej goryczki nie da się porównać ani do gruitowej, ani do żadnej chmielowej. Bardzo zaskakująca, ciekawa i dość silna.
Szebeka robi bardzo dobre wrażenie. Dzieje się tutaj sporo. Są ciemne suszone owoce, figi, ciemny chleb, opiekana skórka z razowca, paloność, ciemny cukier, karmel. A to wszystko pokryte najdziwniejszą goryczką, z jaką miałem do czynienia. Piwo pyszne, z pompy niemalże genialne.
Trzeba z nim uważać, bo jest mocne i zdradliwe.
Propsuję!
0 Komentarzy
1 Pingback