Takie ciekawostki uwielbiam. Nie ma nic podniecającego w kolejnym IPA, pilsie czy bitterze. Jeśli jednak browar postanawia wzbogacić, z pozoru nudne piwo, czymś ciekawym – jestem na tak. Przeważnie, bo marketingowe chwyty działają na mnie tak, że nie działają. To znaczy, że od piw przereklamowanych trzymam się z dala. Syrop klonowy w Amber Ale. Do tego spotkania musiało dojść.
Recenzja Bigleaf Maple (Anchor Brewing)
Piwo nie jest ekstremalnie drogie, kosztuje jakieś 10 złotych za butelkę 0,33l. Piana opada dość szybko i zostawia ładny kożuszek. Kolor taki, jaki być powinien.
W zapachu przede wszystkim aromat słodu i karmelu. Tego karmelu jest tutaj bardzo dużo. Za nim czai się rzeczony syrop klonowy, ale jest go niewiele. Ładnie się komponuje. Aromatów od chmielu właściwie chyba nie ma. No może poza małą trawiastością.
W smaku karmelowe, gładkie, dość nisko wysycone. Jest także nieco kwaskowe, zdecydowanie nie słodkie. Chociaż zapowiadał to aromat. Goryczka delikatna, przyjemna. Na poziomie Miłosława Pilznera.
Cóż mogę napisać… Smakowało bardzo mojej mamie. Zaś moim zdaniem w tym piwie nie ma nic ciekawego. Gdyby kosztowało dwa razy mniej – za butelkę 0,5l – byłby to niezły wybór na „strzelenie dwóch” wieczorem. W tej cenie zdecydowanie warto poszukać czegoś lepszego.
7 wrz 2014 at 21:38
Uwielbiam syrop klonowy, więc i tak będę musiał sprawdzić ;)