Degustacje opisywane na blogach piwnych są nudne. No chyba, że odpowiadają na konkretne pytanie lub edukują. Wielokrotnie stojąc przed półką z piwem zastanawiałem się, jaki jest sens wydawania kilku dych na butelkę IPA lub podobnej wariacji. Bo przecież za niespełna 10 złotych mam doskonałego Rowing Jacka, American IPA z Doctor Brew czy – już nie tak zajebisty – Atak Chmielu. W pubie mogę napić się rewelacyjnych piw za dyszkę, czy nawet 15 złotych od szklanicy. Czy więc warto wydawać wielokrotność tej sumy na jedną butelkę „amerykańca” czy „nowozelandca”?
Zaraz się przekonamy. Piwo dostałem w prezencie, więc nie mam nic do stracenia.
Mam problem
Wiecie… generalnie ma ogromny problem z kupnem drogich piw. To nie tak, że ja ich wcale nie kupuję. Staram się jednak zachowywać swoje ciężko zarobione pieniążki na coś ekstra. Wolę kupić coś niesamowitego, zapadającego w pamięć, niż kolejne IPA czy stout za kilkadziesiąt złotych. Po prostu nie uważam, że warto wydawać tyle kasy na coś, co niczego nie urywa. A niektórzy robią to w ciemno.
Ja do nich nie należę, bo szanuję swoje pieniądze. Rozumiem, że trafiają się perełki. Przeglądając jednak opinie o danych piwach na innych blogach odnoszę wrażenie, że piszą je maniacy, którzy wyjmą z portfela dwie stówy jeśli tylko jakiś mikrobrowar wypuści kolejną pszenicę, amerykańca czy belga. A potem widzę oceny, których powstydziłyby się polskie browary, uznawane za regionalne.
Sięgając po drogie piwo, oczekuję czegoś ekstra. Czegoś, co nie pozwoli mi o nim zapomnieć, a być może zmusi do powrotu do tejże pozycji.
Wipeout IPA (Port Brewing)
Jak już wspomniałem, piwo dostałem w prezencie. Na urodziny. Ja IPA mam już co prawda dość, ale takiej pozycji nie odmówię. Dobra… nie przeciągajmy. Nalewam.
Pierwsze co rzuca się w oczy, to stężała, gęsta, bujna piana. Podczas picia daje fajny efekt, znany zapewne wszystkim z porządnych stoutów. Fajna sprawa. Czegoś takiego w piwach w tym stylu jeszcze nie uświadczyłem.
Zawiodłem się jednak na aromacie, który jest płaski i słaby. Czuć jedynie nieco żywicy i ziół. Kojarzy mi się nieco z zielonym PLONem. Aby cokolwiek wychwycić, musiałem się nieźle wwąchać w butelkę, bo w szkle niczego nie czuć. Poważne. To już przeciętny Tyskacz ma więcej do zaoferowania. No… może da się wyczuć kapkę mango. Tragedia.
Za smak należy to piwo jednak pochwalić. Świetne, zbalansowane i wysoce pijalne. Dość mocna słodowość dopełniana jest słodkością i żywiczną chmielowością. Goryczka nie za wysoka, długa, bardzo przyjemna. Cytrusów czy owoców tropikalnych ciężko się doszukać. Na granicy autosugestii (przez słodkość) przebija się mango. Mi jak najbardziej taki profil pasuje. Nie próbowano upchnąć tutaj wszystkiego na raz, chociaż sądząc po użytych odmianach chmielu, zapewne starano się. Pewnie nie wyszło i chyba dobrze.
Taka ciekawostka: piwo jest nieco słone. Poważnie. Wiem, że zdarza się to nieczęsto. Zresztą jeśli ktoś nie wierzy, polecam spróbować koźlaka od Żywca. Też jest słony. Nawet bardziej.
Czy jestem ukontentowany? No cóż. To jest bardzo dobre India Pale Ale z nijakim aromatem. Nie zawiodłem na smaku, bo jeśli o tą składową chodzi, jest to górna półka. Dawno tak przyjemnie nie sączyło mi się piwa w tym stylu.
Pytanie do Was: Jak Wy postrzegacie kupno drogiego piwa? Chętnie o tym poczytam w komentarzach, poniżej.
PS. Wpis ląduje w kategorii „Polecam”. Olać cenę.
30 kwi 2014 at 19:06
Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na coś droższego ;)
30 kwi 2014 at 20:09
Myślę, że wiele piw kosztujących około 20-30 zł jest faktycznie wartych zachodu. Chociażby takie barleywine, AIPA właśnie, IIPA, stouty imperialne i jeszcze ileś innych. Nie porwałbym się za to chyba na jakieś chociażby Amber Ale w tej cenie. Warto też zwrócić uwagę, czy dane piwo jest czymś naprawdę ciekawym. Piwo za 50-60 zł, które jest po prostu kolejną poprawną interpretacją stylu to jednak trochę za mało. Za taką cenę oczekiwałbym czegoś naprawdę ciekawego. Na zasadzie tego, co zrobił Olimp – dodał papryczki i ziarna kakao do swojego RISa.
30 kwi 2014 at 20:10
Ja mam tak, że ustaliłem sobie górną granice ciekawości na około 25 PLN za litr piwa. Zdarzało mi się wydać więcej, i najczęściej byłem zawiedziony (w sensie stosunek jakość/cena). Może trzeba było iść na całość i kupić flaszkę za stówę? Generalnie nie podniecam się „renomą” browaru (najczęściej przekładającą się na cenę). Mam listę kilku piw, które chętnie bym spróbował, ale nie mam zamiaru wydawać na nie więcej, niż podane na wstępie 25 PLN. Sponsorzy mile widziani ;) Jesteśmy już na tym etapie piwolucji, że do dychy za flaszkę można dostać naprawdę fajne piwo w prawie każdym stylu (ostatnio nawet milda!). A przecież piwo jest po to, żeby spędzić fajnie wieczór w fajnym towarzystwie! Nie będę stawiał flaszek po Stone czy Rogue za szkłem i epatował publiki.
30 kwi 2014 at 20:47
Może miałeś złe szkło do aromatu?
30 kwi 2014 at 22:43
Mogłem lać w tulip, ale bez przesady. W takiej szklance piłem już nieraz inne IPA i aromat był o niebo mocniejszy i głębszy. Takie piwo.
1 maj 2014 at 22:57
Niby bloger piwny, a nie jest świadomy, że piwo z USA w podróży przez Atlantyk w 90% przypadków traci większość aromatu… po prostu nie jest świeże
2 maj 2014 at 00:33
Dokładnie, jeśli chodzi o piwa które należy pić jak najświeższe i jak najmniej utlenione to piwa importowane z USA są najgorszą opcją. Nie dość że muszą przepłynąć Atlantyk w rozgrzanym kontenerze to jeszcze z powodu wysokiej ceny pewnie długo posiedzą na niechłodzonej półce w jakimś specjalistycznym sklepie zanim zostaną kupione. W takim wypadku wiadomo że nie będą miały startu do GP Ciechana czy Rowing Jacka.
2 maj 2014 at 08:31
Ciekawe, że jakoś aromatu nie tracą u Kopyra czy innych blogerów. Tylko u mnie. Zastanawiające…
Przecież wiadomo, że nieco aromatu stracą, ale bez przesady. To nie jest tak, że ona się całkowicie tego aromatu wyzbywają – tym bardziej, że piwo nie było po terminie, więc w zasadzie jego walory mogły nieco „ucerpieć”. Jednak nie w tym stopniu.
2 maj 2014 at 12:59
Ja bym nie dał 40 zł za IPA. Też mam ustaloną swoją granicę na poziomie mniej więcej 13-14 zł za 0,33. Wyjątek jestem w stanie zrobić dla czegoś ekstra w sensie stylu (RIS, Barrley Wine).
Innym powodem poza oszczędnością jest tez to że nie czuje się na tyle „dobry” w degustacji aby porywać się na droższe rzeczy. Wiadomo że każdy się uczy wyłapywać aromaty i smaki. Wolę się tego uczyć na polskich piwach, ewentualnie jakichś flagowych przykładach danego stylu, które nie kosztują aż tak dużo.
Aby potem nie żałować, że nie wyczułem tam tego co powinienem z powodu małego doświadczenia.
Mam ziomka, który zbiera etykiety i często kupuje piwka za +/-15 zł i w sumie pije je bezrefleksyjnie, trochę mnie to boli… na szczęście czasem się ze mną dzieli i mogę sobie chociaż notatki zrobić :P
4 maj 2014 at 10:19
Z t.ą pianą to pojechałeś ostro, przecież na zdjęciu nędza z bidą, wielkie bąble a te średnie jak na przeciętnym piwie .
4 maj 2014 at 18:42
Takie miałem odczucie. Mimo, iż nie jest drobno pęcherzykowa, to bardzo kremowa, trochę jak w stoucie. Ciężko to opisać, ale daje to genialny efekt.
6 maj 2014 at 13:27
ja mam taki problem z drogimi piwami, że ich nie kupuję, bo są drogie. bez obrazy ;)