O odrestaurowywaniu różnych budynków i przerabianiu ich na browary słyszałem, jednak ze starą mleczarnią zetknąłem się po raz pierwszy. Działający w Kątach Wrocławskich Browar Caminus na przełomie września i października kończył roczek pobytu w zaadoptowanym po zakładzie mleczarskim budynku. Wypuścił w tym czasie 8 piw, choć mógłby przecież kilkadziesiąt — jak robią niektóre świeże browary. Często z opłakanym skutkiem. Caminus postawił tym samym na stabilizację, przemyślany rozwój i spokojne rozszerzanie portfolio.
Problemem nowych browarów jest niewielka rozpoznawalność i ograniczenie tym samym rynku zbytu. Jak wielu browarników, dzięki dobrej gadce PR-owej, potrafi sprzedać piwo kiepskie – sami dobrze wiecie. Jak wielu browarników, przez brak umiejętności marketingowych, ma problemy z dotarciem ze swoim piwem do konsumentów – tego niestety nie wiecie. Bo tego piwa często nie dostrzegacie, omija Was nieodnotowane.
I ja takie niedostrzeżone perełki chciałbym odkopywać, i Wam przybliżać. Niniejszym przecinam czerwoną wstęgę, otwierając nowy cykl – „wezmę trzy”. W ramach takiego trójpaku sprawdzać będę dokładnie 3 piwa z browarów, które rzadko okupują półki znanych Wam sklepów.
Pierwszym z nich jest Browar Caminus. Z niezbyt okazałego portfolio wybrałem klasykę — pilsa, pszenicę i oatmeal stouta. Nie będzie łatwo, nie będzie przykrywania wszystkiego chmielem. Sprawdźmy, czy Caminus umie w klasyki!
En garde!
Caminus Sextus
(Pils)
Poszedł na pierwszy ogień, w myśl zasady, że zaczyna się od smaków łagodnych i prowadzi kubki smakowe po zboczu w górę. Wybrałem kufel, gdyż kufel znosi pilsy dzielnie, mimo pewnej kastracji sensorycznej. Wywąchałem z niego zioła i echo herbatników. Czysto, przyjemnie, ani jednej wady. Zapowiadało się świetnie.
Pils w wykonaniu podwrocławskiego browaru jest przede wszystkim miękki. Musuje w ustach, wypełniając je szczelnie mieszanką herbatników i ziół. Treściwość tego piwa objawia się natomiast myślą, która przychodzi do głowy po trzech łykach. Moja kobieta uznała to piwo za świetny thirst-quencher*, mi natomiast ta treściwość pasowała do przedzimia za oknem. Pils na zimę, tak bym go określił.
Goryczka jest tutaj zaznaczona w punkt. Krótka, ziołowa, nie zalega. To taki pils, którego chcesz brać łyk za łykiem, a kiedy się kończy, to otworzyłbyś od razu drugą butelkę.
* – nie, nie taki thirst-quencher jak w słowniku slangowym…
Caminus 1ubilaeum
(Hefeweizen)
Zamiast przepić pilsa stoutem, postawiłem w kolejnym biegu na klasyczną pszenicę. Nie zawiodłem się, choć 1ubilaeum to wywar kroczący własną ścieżką, mający gdzieś bananowo-balonowe hefeweizeny. Czasami to dobrze, bo takie piwo odciska trwały ślad w płacie czołowym.
Caminus wytworzył pszenicę na wskroś fenolową. Goździk jedzie z tematem, ciągnąc za sobą nutę wędzoną. Banany schowały się w tle, w pierwszym momencie nie da się ich nawet wyczuć, bo piwo musi się ogrzać, aby — jak to się określa — wyszły.
Wysycenie maksymalnie szczypiące. Piwo musuje w ustach, a w połączeniu ze szczypaniem od dwutlenku węgla zastanawiasz się, czy nie dorzucono tam ostrych przypraw. Goździk ponownie w natarciu, do tego lekka pieprzność i nienachalne drożdże. Po dodaniu osadu z dna butelki piwo wzbogaca się o biszkopty, nieco banana i muśnięcie gumy balonowej.
I kiedy myślałeś już, że wyniuchałeś absolutnie wszystko co się dało, wychwytujesz nuty korzenne. Przez co wydźwięk całości wjeżdża na tor przyprawowo-korzenno-biszkoptowy z nutami bananów i gumy balonowej.
Powaga… jak na hefeweizena to piwo jest niezmiernie skomplikowane i wielowymiarowe. Dawno nie miałem ochoty rozkładać pszenicy na czynniki pierwsze (o ile kiedykolwiek to robiłem). 1ubilaeum dostarczyło mi sensorycznej frajdy :)
Caminus Tres
(Oatmeal stout)
Pijąc ciemniaka od Caminusa, przyznać musiałem sam przed sobą, że częściej spoglądam w kierunku piw ciemnych niż jasnych. Jestem więc szczególnie wyczulony na wszelkie problemy związane na przykład ze stoutami. Mam swoje preferencje i rzadko je rozszerzam.
No i tutaj musiałem je poszerzyć o stouty mocno palone, które dotychczas średnio mi podchodziły. Tresa zbalansowano jednak tak, aby ta paloność dobrze komponowała się z nutami czekolady deserowej, czy raczej gorzkiego kakao.
Słody palone wniosły oczywiście to, co wnieść musiały przy użyciu ich w — zakładam — słusznej ilości. Delikatną kwaśność. Po ogrzaniu piwo przechodzi w kierunku czekolady, choć delikatnie popiołowy posmak towarzyszy do końca konsumpcji.
Agresywnie to wyszło. W smaku palono-kakaowe, ciut szorstkie, ciut kwaskowe. Kwestie palone przebijają się przez czekoladę, a ta szczenie wypełnia usta po przełknięciu, pozostawiając na języku cierpkawy, długi finisz.
Intensywne, podchodzi pod FES-a przez swój degustacyjny charakter. Ciężko wypić je na kilka łyków i chociaż proponuje zabawę według znanych zasad, to przeciągnęło mnie nieco w kierunku mocno palonych klimatów w tym stylu.
Wypiłbym drugie. Trzecie zresztą też.
Klasyka w wydaniu Caminusa wypadła więc świetnie. Warto odwiedzić browar, będąc w okolicach Wrocławia. Równocześnie działa z nim brewpub, w którym możecie napić się opisywanych przeze mnie piw oraz propozycji nowofalowych, takich jak Summer Ale czy NZ PA.
Wasze zdrowie! :)
Wpis powstał przy współpracy z Browarem Caminus. Żadne zwierzątka nie ucierpiały, globalne ocieplenie nie przybrało na sile, a zainkasowane szekle nie wpłynęły na oceny opisywanych piw. Sprawdź zasady współpracy ze mną.
4 gru 2018 at 21:44
Browar Na Jurze powstał na bazie dawnej mleczarni.
A np. Piekarnia Piwa i Nepomucen powstały w budynkach po piekarni :)
5 gru 2018 at 09:58
Browar Stu Mostów we Wrocławiu podobno powstał w budynku po starym kinie.
„Brewpub” Stu Mostów jak to trafnie ująłeś, jest z widokiem na fermentatory i całą produkcję.