W końcu udało mi się zakupić Perłę Winter. To chyba ostatnie sztuki, bowiem sądząc po dzisiejszej pogodzie, zima już nie wróci. A przynajmniej nie taka mroźna, jak w marcu. Niektórzy z Was zapewne pożegnali tą znienawidzoną przez drogowców porę roku w klasyczny sposób – topiąc Marzannę. Piwosze odstawili do piwnic Dziadka Mroza, a ja postanowiłem wypić piwo typowo zimowe – Perłę Winter. Niech przepadnie w czeluściach mojego żołądka!
No to szybko – bo nad tym piwem nie ma się co wiele rozwodzić.
Wygląd: Kolor przypomina kompot ze szkolnej stołówki. Piana utrzymuje się do samego końca, co jest wielkim plusem.
Aromat: słaby, trzeba się bardzo wwąchać. Nawet po odkapslowaniu nie wybucha nam w twarz bomba aromatyczna. Dominuje dzika róża i jakiś owocowy, bliżej niezidentyfikowany zapach. Kontretykieta wyjaśnia nam, że to miks jabłka z czarnym bzem. No niech będzie…
Smak: Niewiele tu piwa. W tle przebijają się jakieś piwne aromaty, ale całość przykrywa słodycz (na szczęście nie ekstremalna), smak dzikiej róży i – za co wielki minus – słodzik. Picie tego piwa przypomina zajadanie się pączkiem z dziką różą w tłusty czwartek.
Perła Winter nie jest zła. Lepiej – jest całkiem pijalna. W ustach niestety szybko znika jej smak i pozostaje posmak słodzika. Jeśli lubicie Reddsy – polecam.
29 lis 2015 at 00:27
To moje ULUBIENE jest :-)