Kursy sensoryczne są wspaniałe. Potrafią wiele nauczyć i będą prawdopodobnie najszybszym wejściem w świat dobrego piwa. O ile wiedza w pigułce, rozłożona na przykład na dwa dni, to potężny zastrzyk deskryptorów dla mózgu, o tyle zrozumienie i wychwytywanie setek rzeczy w piwie to proces ciągłej nauki. Możesz przerobić przyspieszony kurs botaniczny, podstaw programowania czy kurs online trenera maratończyków. Zapewne podświadomie czujesz jednak, że jest to niczym w porównaniu do osoby pracującej na stanowisku Java Developera przez kilka lat czy trenera biegaczy w kadrze olimpijskiej. Doświadczenie i wiedza przychodzą z wiekiem. W przypadku piwa przychodzą nie tylko z jego konsumpcją, ale całą otoczką i podejściem do tego, jak bardzo otwieramy się na nowe doświadczenia. Przygotowałem dla Ciebie kilka porad, które spowodują, że piwo zacznie dostarczać Ci jeszcze więcej bodźców pozaalkoholowych. Każda rada to mała cegiełka, każdy pomysł to dodatkowa wiedza. Będzie mi niezmiernie miło, kiedy popchniesz ten tekst dalej. O ile wniesie coś do Twojego życia :)
Kategoria: Felietony
Z którym polskim piwem przegrał legendarny Bible Belt? Weekendowy panel degustacyjny na szybko.
Przez ostatni rok nawrzucałem do skrzyni w piwnicy sporo ciekawych piwek. Wyłącznie mocarzy, których nie ruszałem ze względu na wysoki woltaż lub zawartość papryczek chilli. Picie dobrego piwa w samotności czy w parze z żoną, która za takimi piwami raczej nie przepada, to smutna rzecz. Toteż trzymam perełki na panele degustacyjne i dzielę się nimi z przyjaciółmi. Tym razem padło na męski wypad na działkę kumpla na Kaszubach. Każdy miał dokupić 3 piwa od siebie. Wszystkie nie weszły do panelu; postanowiłem opisać najciekawsze z nich.
Pewnie nie braliście na serio polskich chmieli. Do momentu, kiedy wyszły z nich gruszka, pomarańcza i kokos.
Latami mieliśmy tylko Marynkę i Lubelski. Gdy dobrze piwowarem zarzuciło na warzelni, to do kotła wpadła cichaczem Sybilla. Polskie chmiele były marginalizowane niczym pulchny brat przystojnego bruneta ze starszej klasy. Przy każdej okazji do podrywu na birgiku, naprzód wyskakiwał kwadratoszczęki „Chad” z ameryki, pachnący mango, papają, cytrusami i melonem. Jak to w hollywoodzkich produkcjach bywa, nieco skryty okularnik znalazł kogoś dla siebie. Może nie mógł przebierać w podniebieniach, jednak trafił na osoby, które go pokochały. Z polskim chmielem było trochę jak ze stojącą w cieniu, mało przebojową dziewczyną w za dużym swetrze i przybrudzonej spódnicy do kostek. Do czasu, gdy – trochę jak w filmie „Pamiętnik księżniczki” – przemienił się nie do poznania.
IPA koncernowe vs IPA regionalne vs IPA kraftowe. Czy różnice są kolosalne?
Akronim IPA widniejący na etykiecie to „magnes na piwosza”. India Pale Ale to styl-ikona piwnej rewolucji. Większość konsumentów już się z nim zetknęła, a jeśli jeszcze jakimś cudem nie przepuściła gorzkiego piwa przez gardło, to zapewne wie, o co z tymi ipkami chodzi. Koncerny także zwęszyły okazję, podpinając się pod piwną rewolucję. IPA w różnych wariantach warzy więc cała Polska. Czy jest więc sens dopłacać, aby zamiast trzech koncerniaków kupić krafcika w puszce? A może wystarczy poprzestać na średniej półce, zwanej często „regionalną”? Postaram się rozwiązać ten problem, degustując piwa z czterech „segmentów”.
Nepomucena leśne piwa w 6 odsłonach [WIELKI PRZEGLĄD]
Kiedy wspominam moje pierwsze spotkania z Baliosem z Browaru Roch, robi mi się niewymownie sentymentalnie. Pamiętacie jeszcze ten przybytek, warzący w Kotlinie Jeleniogórskiej? Swego czasu do dorwania w wielu miastach Polski, obecnie na kraftowym marginesie. Nawet będąc w Karpaczu i okolicach, nie spotkałem się z jego piwami. Płachty reklamowej Rocha nad kolorowymi jeziorkami w Rudawach Janowickich nie liczę. Będę w ten weekend w okolicy i moją misją jest dorwanie właśnie Baliosa – pierwszego szeroko dostępnego piwa z gałązkami świerku, w stylu Forest Bomb Black IPA. Taki napis widniejący na etykiecie, jeszcze kilka lat temu poruszał wyobraźnię. Tym bardziej że na rynku piw z dodatkiem świerku czy sosny za bardzo nie było. Albo go kochałeś, albo omijałeś łukiem jak psiego „przebiśniega” pod koniec marca na trawniku.
Twoja opinia liczy się bardziej niż opinia innych. Bo to Tobie piwo ma smakować.
Obejrzałem niedawno cały najnowszy odcinek podcastu Podsiadło & Kotarski. Panowie rozmawiają między innymi o piwach kraftowych. Formuła mi bardzo podeszła. Godzina zleciała jak zimny pilsik latem na molo w Brzeźnie. Radek zrobił Dawidowi mały test na ślepo. Wybrał trzy portery bałtyckie, więc styl trudny.
Czytaj całość
Czym różni się RIS od porteru bałtyckiego? Różnice na przykładzie nowości z Cieszyna.
Większość stylów piwnych — o ile sensownie dobrać pary — da się odróżnić po jednym spojrzeniu, niuchu czy łyku. Świat piwa obejmuje niesamowicie różnorodny zbiór. Pośród tej różnorodności można jednak trafić na nazwy, których organoleptyczne odróżnienie od siebie graniczy z cudem. Dajmy na to American Stout i Black IPA. Bywają też style bardzo zbliżone, różniące się kilkoma kwestiami, czasami niuansami. Zdarza się, że ich granice się przecinają. Takimi są RIS (Russian Imperial Stout) i Porter Bałtycki, zwany piwowarskim skarbem Polski. Weźmy pod lupę dwa z bardziej wymagających stylów, rozbierzmy je do gołego słodu, a na koniec sprawdźmy, jak wypada przedstawiciel jednego z nich, spod ręki Browaru Zamkowego w Cieszynie.
Ostatnio komentowane