Mniej obeznanym ze światem piwnym strong lager kojarzy się raczej z Romperem czy innym Sternem. Zapominamy przy tym, że strong lagerami są przecież porter bałtycki i koźlaki — doppelbock oraz eisbock. Beer Bros. postanowili jednak stworzyć piwo na wzór jasnego mózgojeba z dolnej półki. Takiego właśnie kraftowego Rompera, bez rozdmuchania i udawania, że chodzi coś innego niż mocny dolniak. Bez marketingu, za to — w moim przekonaniu — na przekór wszystkim tym, którzy na strong lagery spluwają.
Spluwają w zasadzie słusznie, bo smacznymi przecież nie sposób określić czarne Karpackie, Van Horna Strong czy inne masakratory czochrające wątrobę, pokroju puszek za ziko pinćdziesiąt z Głubczyc.
Beer Bros. uwarzyli zatem imperialnego jasnego dolniaka. Po prostu ultramocnego lagera, żadnego tam doppel- czy trippelbocka. Dorzucili do niego chmiele Citra, Cascade, Mosaic i Aurora. I tu już robi się dziwnie, prawda?
Wykręcili srogi wynik 10,7% etanolu i nazwali piwo Panzer Lager. Świetnie je wspominam. Strzelało w mózg celnie niczym Tygrysy w Bitwie pod Kurskiem.
Zrobiło się dziwniej, kiedy Panzer Lagera postanowili na 7 miechów zamknąć w beczkach po whisky Jura. Kto normalny marnuje beczki klasycznego single malta na mocnego lagera, jak można wlać tam wszystko inne, a najlepiej zamaskować niedoskonałego RIS-a czy porter bałtycki? Just Beer Bros. things, kto im zabroni? :)
Tak powstał Achtung Panzer ze srebrnym lakiem. Nieco później — jak już okazało się, że popyt przewyższa podaż — na rynek trafiła wersja z żółtą etykietką, którą ponoć trudno było dorwać. Moją butelkę dostałem w prezencie od panów z Żyrardowa, a że obydwie wersje Panzera piłem na festiwalach, zapomniałem o skarbie spoczywającym z tyłu szafy.
Achtung Panzer (Beer Bros.)
Imperial Lager leżakowany w beczkach po whisky Jura
Piwo z datą do 01.05.2018 r.
Piwo nalewa się bez piany, wypełniając szkło gęstą cieczą w kolorze mahoniu. Bąbelki gazu zawisały w toni, powoli kierując się ku górze, co wzmacniało efekt gęstości. Achtung Panzer przypomina nieco syrop na kaszel z dzieciństwa, w wersji dla dużych chłopców.
Zapach to w pierwszym wdechu frontalny atak whisky, w takim drewnianym piwnicznym typie. Za whisky dochodzą daktyle/karmel, a także nuta kojarząca się z po prostu z mocnym lagerem. Od dawna próbuję ją jakoś nazwać, a jedyne, co przychodzi mi do głowy, to właśnie zapach taniego polskiego barleywine. Mieszanka ziół, przypalonego karmelu i alkoholu. Zaznajomionym z wątpliwej przyjemności aromatem tanich mózgotrzepów nie trzeba jej raczej przedstawiać. Na szczęście obserwuje bitwę raczej z pobliskiego wzniesienia.
Po ogrzaniu do głosu dochodzi wanilina, która zgrabnie komponuje się z nutą whisky i daktylami.
Achtung Panzer to gęsty syropek właściwie bez gazu. Po pierwszym łyku czuć, że mamy do czynienia z zawodnikiem wagi ciężkiej. Na szczęście nie jest w swojej mocarności alkoholowe, chociaż specyficzna alkoholowa goryczka smyra po gardle. Bliżej mu oczywiście do niezłego barley wine niż do Rompera. Przy czym jest mniej złożone i likierowe od typowego wina jęczmiennego.
Smak to mieszanka przypieczonej skórki od chleba, przypalonego karmelu, whisky i nuty waniliny. Całość okraszona alkoholową goryczką, która przypomina mi tą ze Specjala. Wydźwięk tego piwa jest jednoznaczny — bardzo mocny, nieźle wyleżakowany jasny lager z silną nutą whisky. Dość prosty przy tym, bez znacznej głębi, bez wielu poziomów.
Jeden łyk rozprawia się z całą gamą smaków, które można wyodrębnić bez mniejszego problemu. A i tak koniec końców wychodzi, że po trzech przełknięciach zbliżamy się niebezpiecznie do wygazowanego mózgotrzepa, do którego ktoś dolał trochę rudej. Trochę ciekawiej robi się, kiedy płyn zrówna się z temperaturą otoczenia. Wanilina i whisky przejmują instrumenty, ale to tylko rozpaczliwa próba zamaskowania słabego koncertu w wykonaniu pozostałych aromatów i smaków.
Mnie zawiodło. Oczekiwałem nut od chmielu (choć mogły się już ulotnić), oczekiwałem utlenienia w ciekawym kierunku, złożoności i efektu „tyle da się wyciągnąć z jasnego lagera?”. Piwo nawet niezłe, jednak dość męczące, przez co ciężko się nim cieszyć przez kilkadziesiąt minut.
I trochę odbija się bejcą… :(
Mieliście okazję pić wersję podstawową, srebrną bądź złotą? Podzielcie się opiniami w komentarzach!
30 gru 2018 at 11:13
Kolejna fajna lista trunków do spróbowania :)
22 gru 2019 at 09:21
Od czarnego Karpackiego to niech się kolega odczepi :D :D :D