Wypiłem i ledwo przeżyłem

Niedziela to taki dzień, kiedy nie wiesz co ze sobą zrobić. Z jednej strony zaczynasz myśleć o jutrzejszych raportach dla klientów. Z drugiej jednak to cały dzień wolnego – możliwość błogiego opierdalania się, oglądania filmów, anime, porno (powtarzam się), jedzenia, spania czy podglądania tej gorącej studenciary z czwartego. Dla mnie, niedziela jest dniem meczowym. Punkt 9:00 na boisku, szybka rozgrzewka, podział na składy i zaczynamy.

Wróć!

Mam coś dla Ciebie! – powiedział mój brat, z szatańskim uśmiechem na ustach. I ten błysk w oku. Niespodzianka z rodzaju tych, od których uciekasz i w ogóle Panie, ja nie lubię niespodzianek, kosz stoi w rogu.
Kupił Ci coś. – dubel od mojej lubej. Siedzą na ławce w Alfie Centrum i chichrają się jak pingwiny na kwasie. Stringi męskie z trąbą słonia? Nie… mój brat dostał takie na osiemnaste urodziny. Mam nadzieję, że nigdy nie zakładał, bo kiedyś miałem je w dłoniach…
Bo wiesz, w Piotrze i Pawle była przecena na 1,19zł, pomyślałem, że Ci kupię. – to mówiąc wyciąga butelkę z piwem – Masz, trzymaj. No co się kurwa gapisz głupio? Tak, dla Ciebie. Tak, nie żartuję. No masz!

Już po kontretykiecie poznałem, że najbliższa degustacja będzie wstępem do chemioterapii, która być może za kilkadziesiąt lat mnie czeka. Tak bardzo unikałem tego piwa, odwracałem wzrok od Pana, który uśmiechał się z bilboardów i zachęcał do spożycia. Nie, proszę Pana, nie dam się nabrać. I jeszcze wciskają, że ponoć są zasady, których nie warto łamać. A ja złamałem i chyba zasługuję na potępienie…

Wypiłem Wojaka Radler. Z butelki..

I to przed dzisiejszym meczem. O ja głupi, o ja naiwny, spłonę w piekle przeznaczonym dla piwnych blogerów, pijących piwa z butelki. Pokonał mnie, przezwyciężył, dał tak w papę, że wykręciło mi pół twarzy. A co najgorsze – poczęstowałem nim przyjaciół. Wróg. Zdrajca. Na pal!

Proszę Was, padam na kolana i błagam – nie powtarzajcie mojego błędu. To nie piwo. To nie lemoniada. To nie radler. To zło wcielone, z którego dobry chemik wyodrębni pół Tablicy Mendelejewa i kilka izotopów uranu. Pod prysznicem dokładnie zbadałem, czy na ciele nie wyskoczyły mi jakieś plamy. Ręce nie drżą, źrenice reagują na światło. W razie czego wypiłem pół litra Płynu Lugola, zawinąłem się w prześcieradło i położyłem pod białą ścianą.

Było blisko. Widziałem światełko na końcu tunelu. Światełko nadziei dla tych, którzy podzielają moje zdanie na temat Wojaka Radler. Będą z Was ludzie.

 

Łukasz Matusik 2013 - Halloween

Uśmiech niech Was nie zwiedzie. Halucynacje zapewnione.

 

Na zdjęciu: ja, po skonsumowaniu ciepłego Argusa Mocnego z puszki.

4 Komentarzy

  1. Gruba przesada, to nawet nie jest najniższa półka piw.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *