Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego za pewne usługi czy przedmioty jesteśmy w stanie zapłacić więcej, a za inne nie chcemy tyle płacić? Co powoduje, że nie mamy nic przeciwko zamówieniu pizzy za 25 złotych, ale już odmawiamy sobie bubble tea, która jest dwa czy trzy razy tańsza? Ostatnio wzięło mnie na przemyślenia dotyczące tego „zjawiska”. Dlaczego wydajemy dwucyfrową sumę na butelkę wina, jednak kupno piwa za 20 złotych to w oczach wielu fanaberia. Dlaczego nigdy nie kupiłeś sobie upragnionej single malt whiskey za 150 złotych, skoro wiesz, że starczy Ci ona na długie miesiące? Z drugiej strony bez mrugnięcia okiem wydajesz 60 czy 80 złotych na bekonowo-pączkowo-klonowego Rogue’a, który pójdzie w jeden wieczór i jest przereklamowany. Walory smakowe? Prawdopodobnie lepiej wyjdziesz na single malcie.
Wydaje się nam, że podczas zakupu analizujemy wiele czynników. Wydaje się nam, bo w rzeczywistości coś jest warte tyle, ile chcemy za to zapłacić. Bez zbędnej analizy. Z jednej strony pizza za 25 złotych nie jest tak droga, jeśli zamówić ją na dwie osoby. Z drugiej strony za 25 złotych mamy dwa świetne piwa, a obiad możemy zrobić w domu. Tracimy jedynie czas, bo składniki okażą się tańsze.
To, że często wydajemy kasę na bzdury, a nie chcemy kupić ciekawej rzeczy, zauważyłem już dawno. Na tę przypadłość cierpi mój brat (wiem, że czytasz). Potrafi wydać horrendalne sumy na AliExpress. Potrafi kupić sobie likier z mango za ponad 20 złotych. Jednak gdy przychodzi do kupna piwa — a lubi np. AIPA bardziej od tego likieru — to ręce mu się trzęsą i prędzej weźmie trzy tańsze piwa niż jedno dobre. Nawet jeśli nie ma zamiaru wypić trzech tego samego dnia, a jedynie dla wątpliwego smaku.
Zastanawiam się tylko, dlaczego nie mamy problemu z głupią stratą kasy: na lody kręcone, frytki, zapiekankę czy jakieś słodycze. Z łakomstwa, rzecz jasna. Z drugiej strony, tak ogromny problem mamy, kiedy chcemy kupić sobie dobre piwo. Przecież podobnie jak z łakomstwem, zaspokajamy potrzebę niższego szczebla. Pijemy dobre piwo dla smaku, prawda?
Często nie żałujemy tych 30 złotych na krowę wódki, która jest fajna do poranka dnia następnego. Jednak żałujemy tę samą kwotę na piwo niesamowite i nietuzinkowe, które zapamiętamy prawdopodobnie na długie lata. Wydaje się więc, że przy tej samej kwocie, piwo wygrywa. Bo dostarcza lepszych doznań niż tylko reset u znajomych. W rzeczywistości, większość wybierze krowę wódki. Prawie za każdym razem, gdy w piątek stanie przed podobnym wyborem. Bo potrzeba wprowadzenia w siebie alkoholu jest większa, niż potrzeba odkrywania i smakowania.
Czyżbyśmy jeszcze do tego nie dojrzeli?
Nie szukam odpowiedzi, a zadaję jedynie pytania.
Dlaczego więc żałujesz sobie? Dlaczego raz na miesiąc nie kupisz sobie tego upragnionego piwa, zamiast wydawać kasę na słodycze, lody, mrożonki, czipsy, słaby film w kinie, beznadziejną grę na Steamie czy pierdołę, którą po dwóch dniach rzucisz w kąt?
Ja nie żałuję. Wiem że nie wszystko warte swojej ceny, co zaspokaja najniższe potrzeby. Takie jak głód, chęć posiadania czegoś zbytecznego czy wreszcie chęć uderzenia na fali Krupniku, do najbliższego nocnego klubu w piąteczek.
Nadal będziesz sobie odmawiał?
25 sie 2014 at 15:25
Mi żona mówi mówi że nawet koszulki sobie nie kupię tylko na te twoje gorzkie piwa wydajesz.
25 sie 2014 at 23:26
Kup Barley Wine przynajmniej nie będzie gorzkie
26 sie 2014 at 20:59
Uważam, że sytuacja przedstawiona w tekście jest dość skomplikowana, wbrew pozorom. Z jednej strony doskonale rozumiem argumenty porównania z ceną wina, czy choćby nawet mocniejszych alkoholi, nabywanych w celu „nabimbania”, sam takie argumenty często podnoszę mówiąc o piwie swoim znajomym. Z drugiej jednak strony sam mam opory przed wydawaniem mniej więcej ponad 10 zł na jedno piwo. Dlaczego? Ponieważ próbowałem już kilku droższych piw, nad których zaletami często-gęsto blogerzy rozpływali się w peanach, ochach i achach, po czym po spróbowaniu okazywało się, że hmmm… no szału nie było. Bardzo ciekawy temat, który się wiąże z tym podjętym przez Ciebie to fakt, że człowiek znacznie przychylniej patrzy na produkt za który wydał stosunkowo solidne pieniądze (np. te 40 zł za 0,33l piwa) i nawet przed samym sobą jest mu troszkę głupio się przyznać, że piwo nie spełniło jego oczekiwań. A co dopiero przed innymi… Takie mechanizmy niestety (lub stety) kierują naszą psychiką :) Zaznaczę, że nie chodzi tu o to, że nie zdarza mi się kupować droższych piw – po prostu lubię wcześniej dość solidnie się upewnić czy dane piwo jest tego warte. Niemniej jednak uważam cały tekst za bardzo pozytywny i jeśli ma tylko zachęcić ludzi do kupowania lepszych piw (choćby i za te 5 zł) – to już będzie super.
26 sie 2014 at 22:11
Moim rekordem było kupno 180ml piwa za 48,90 :D Ja jakoś problemów nie mam :) interesuję się bardzo mocno piwami belgijskimi i je pije :) Jeżdżę do samej Belgii po piwo bo w Polsce wybór bardzo marny (lambików i RISów praktycznie brak). Przy okazji mogłem w normalnej cenie kupić kratkę westvleterenów dwunastek, (oddając kratkę na wymiane i butelki) dałem za piwo ok 8zł :D a nie 80-100 jak to w Polsce bywa.
26 sie 2014 at 22:26
zapomniałem dodać… W PL nie ma dla mnie co kupować, bo rodzimy rynek oferuje wszelkiej maści piwa z ameryka. Brak czegoś kwaśnego, brak risów, brak porterów (od małych browarów). Nie interesuje mnie to że raz na jakiś czas się pojawi coś takiego (np hades, imperator bałtycki), z resztą tego było tak niewiele że ciężko było to kupić, podczas gdy ameryka na szafkach zalega nieźle. Z piw Belgijskich to same standardy, raz po raz zdarzą się jakieś rodzynki, no ale ceny czasem zniechęcają (np normalna cena orvala do 10-13zł, raz piwo stało za 25-28 nie wiedzieć czemu). Jedyne co w PL jest kapitalne to portery, które można kupowac raz po raz i wrzucać do piwniczki na leżakowanie , czasem się uda coś ustrzelić w promo (przy końcu terminu) i wtedy jest jeszcze lepiej :D
26 sie 2014 at 23:04
Portery – jak najbardziej. Te piwa spokojnie mogą być sprzedawane za granicą nawet za trzykrotność ceny, a i tak bez problemu znajdą nabywców. Co do RIS-ów, BW oraz belgów to są one dostępne, w całkiem ładnej różnorodności, w określonych lokalizacjach – jak się znajdzie w Polsce porządny sklep, to można trafić i np. Rocheforta 10 w cenie nieco powyżej 10 zł – nie uważam tego za zły biznes ;)
27 sie 2014 at 17:48
e tam :) rochefort 10 jest szeroko dostępny : ) weź np znajdź RISa jakiegoś z browaru struise, znajdź lambiki z cantillon (ale np kriek lou pepe, mamouche, grand cru bruocsella), lambiki od hanssensa, coś z binchoise, de dochter van de korenaar. To są jakieś tam rarytasy, które w PL bywają raz na rok lub rzadziej w ilościach po kilka butelek max
27 paź 2014 at 13:40
„Na tą przypadłość” -> tę
18 gru 2014 at 01:34
Tekst jest dobry, bo tak jest… Prawie. Bo mam ogólnie problem z wydawaniem kasy na rzeczy materialne. Wydaje tylko na to, co twierdzę, że akurat jest mi potrzebne. Ale jak idę z dziewczyną, z którą mieszkam do sklepu i ta mi mówi, że „może kup sobie nowe jeansy i koszulę”. Kupuję to, okazuję się, że jest promocja i za 2 rzeczy płacę 110zł. Myślę dalej – tak nie lubię wydawać – jednak z drugiej strony „przecież ostatnio jakbym dodał zakupy dobrego piwa przekroczyłbym tą sumę”. Jest to sprawa mocno skomplikowana, bo niektórzy cieszą się z gry, która własnie wyszła, z telefonu, który właśie wyprodukowały małe chińskie rączki, a ja się cieszę z kolejnego nowego(dla mnie) piwa, które z zajebistą ciekawością wypiję(czasem po pracy, czasem w plenerze dla relaksu, a czasem bo już się nie mogłem doczekać).
Pozdrawiam piwnych odkrywców :P
24 lip 2017 at 23:33
1. Boimy się zawodu (co wynika z zasady „inżynier Karwowski lubi muzykę, którą już słyszał).
2. Czasem ma się ochotę na przypomnienie znanego smaku, nie tylko na nowinki.
3. Piwo za 20 zł można wypić w 20 min i po zabawie, pół litra zajmuje dłużej (to jakiś argument podświadomie wpływający na naszą decyzję).
4. Jak kupimy np. drogiego Single Malta, to będziemy się bali za dużo go pić, żeby czasem za szybko się nie skończył. A dopóki go nie wypijemy, będziemy czuli opory przed kupieniem nowego, i nie poznamy nowych smaków, nie będziemy poszerzać horyzontów. Zamknięte koło.
5. W naszych głowach istnieje wymuszona kulturowo hierarchia wartości. Jedzenie traktujemy to artykuł pierwszej potrzeby. Pizza za 20 zł to coś normalnego i mieszczącego się w „normach”. Taka za 200 zł – już nie. Traktujemy taki zakup jako zbytek i wstydzimy się go przed samym sobą. W wypadku alkoholu jest to jeszcze spotęgowane, bo wiemy, że to sam w sobie towar luksusowy i do przeżycia nie potrzebny, rozrywka. Boimy się zbytków.
6. Czasem podświadomie staramy się balansować stosunek ilość czegoś\długość rozrywki, a jakość. Kupienie jednego uberpiwa za 100 zł wydaje się kretynizmem, gdy możemy kupić kilka, trochę gorszych, ale też dobrych piw za 20zł. Pójście do opery wydaje się zbytkiem, gdy za cenę biletu możemy iść kilka razy do kina.
Głównie strach i wstyd przed zbytkami.