Na którymś piwnym blogu przeczytałem w grudniu, że to piwo będzie idealnym zamiennikiem noworocznego „szampana”. Ja przez „szampana” rozumiem Цapcкoe Игpиcтoe w porywach do litrowego Dorato na promocji w Leclercu, toteż zachrobotało mi lekko pod czaszką i postanowiłem przerwać rutynę. Piwo na imprezę Sylwestrową co prawda zabrałem, ale nim je otworzyłem, polały się mocne trunki i ocknąłem się w okolicach 2 stycznia. Butelka wróciła ze mną do domu w stanie nietkniętym, co oznacza, że znajomych mam uczciwych i nikt na kaca go nie wyżłopał z gwinta, choć wyróżniało się na drzwiach lodówki.

PIGA pojechała ze mną na kolejną imprezę — urodziny kolegi — w to samo miejsce co w Sylwestra. Ponownie, nim otworzyłem butelkę, odciągnął mnie od niej najpierw nabuzowany wioślarz imieniem Jack, potem do tańca poprosił cpt. Morgan, bym na dobranoc dostał szkocki paszport zalany Colą. Obudziłem się w południe, PIGI nikt nie wypił, tylko ktoś zjadł komuś kabanosy. Są priorytety.

Piwo wróciło nietknięte, tym samym goniło niespiesznie puszkę Surströmming, która takich podróży celem konsumpcji z dala od siedzib ludzkich odbyła bodaj pięć. Przy czym jest to jej druga zima na balkonie, więc poprzeczka została dodatkowo podniesiona o kilkaset metrów. Stacja Epidemiologiczno-Sanitarna w pełnej gotowości, Jehowi przestali przychodzić ze Strażnicą. Gołębi też jakby mniej.

PIGA — Polish Italian Grape Ale

PIGA jest owocem współpracy PINTY i włoskiego Amarcodru, kojarzonego chociażby z piwem AMA Mora. Włosi znani są też ze specyficznych, stylowych butelek, o których marzyłem lata temu, śliniąc się do nich przed półką w sklepie.

Co w tym wynalazku takiego ciekawego? Dwie sprawy.

Dodanie do piwa świeżo tłoczonego moszczu z winogron odmiany Sangiovese i przywiezienie do Włoch polskich odmian chmielu: Iungi i Marynki. Poza tym oszczędnie, ze zwieńczeniem w postaci nowozelandzkiego Nelson Sauvin.

PIGA - Pinta & Amarcord

Aromat dość mocno wwierca się w przegrody nosowe. Dziwny. Z jednej strony pilsowo-maślany (spory diacetyl), z drugiej owocowy, niewskazujący jednoznacznie na grono. Powiedziałbym, że dodano tu świeży sok malinowy wymieszany z syropem z dzikiej róży. Wydźwięk daje to jogurtowy.

Niemniej, gra to ze sobą nawet ciekawie, w żadnym wypadku nie przypomina piwa z syropem. Więcej tu elegancji i subtelności, przy szkle zakręciły się nawet nieznaczne kwiatowe niuanse.

Pierwszy łyk pozostawia na podniebieniu posmak wytrawnego różowego wina, który nieśpiesznie przechodzi w nieco cierpki finisz w postaci soku z dzikiej róży czy też skórki z czerwonego winogrona.

PIGA - Pinta & Amarcord w szkle

Zderzają się więc dwa światy, które w łatwy sposób można jednak wyodrębnić. Z jednej strony mamy maślano-herbatnikową chudą podstawę, z drugiej cierpką owocowo-kwiatową kontrę. Goryczka niepewna jak premia budowlańca. Właściwie jej nie ma, ale nie jest potrzebna.

Czy PIGA przypomina wino? Raczej nie. Czy przypomina piwo z sokiem? Też nie. Stwarza za to wrażenie eksperymentalnego konceptu, w którym ktoś postanowił zmieszać maślanego pilsa bez goryczki (czy nawet hellesa) z różowym wytrawnym winem.

Wyszło to tak sobie, a biorąc pod uwagę słowa mojej drugiej połówki lubiącej lekkie wino – wypadło to piwo wręcz słabo.

„To nie jest mój smak…”

Ale kolor ma piękny…