Blisko 2 tygodnie temu odwiedziłem po raz pierwszy w życiu Łódź. Na prapremierę najnowszego piwa Browaru Piwoteka zaprosił mnie Marek Puta. Wraz ze wszystkim dobrze znanym De Molenem stworzyli prawdziwe monstrum. Imperial Stout z jarzębiną, o morderczych parametrach 29,7° Plato i 13,8% alkoholu. Do picia malutkimi szklankami. Jak wyszło premierowe piwo i czy inne piwa goszczące tego dnia na kranach były smaczne?
Recenzja Łódź i Młyn
(Mill & Wherry / Molen & Boot)
Imperial Stout z jarzębiną
Zacznijmy od recenzji premierowego piwa, bo to na nie wszyscy najbardziej czekali. Poprosiłem o malutką szklaneczkę, coby za szybko się nie wstawić. 13,8% alkoholu to nie są przelewki i — wbrew pozorom — nie piszę tego żartem. Do takich procentów należy podchodzić z rozwagą.
Część osób zarzuciła temu piwu zbytnią alkoholowość i aldehyd w aromacie. Ze swojej strony pragnę zdementować te informacje, aczkolwiek rozumiem, że każdy z nas inaczej ustawia sobie progi wyczuwalności.
Co mnie w tym piwie zachwyciło, to właśnie BRAK wyraźnych posmaków alkoholowych. Nie określiłbym go mianem „pijalnego”, jednak wypicie 3 małych szklanek tego wieczoru nie stanowiło dla mnie problemu, a było wręcz przyjemnym przeżyciem. Dla współbiesiadników również. Kilka osób wyczuło nuty alkoholowe, ale daleko im było do „ordynarnych”. Jak na 13,8% alkohol schował się bardzo ładnie.
Co wniosła do piwa jarzębina? Cierpkość. W aromacie brakuje silnych akcentów owocowych czy kwaskowych. Nie brakuje za to kawy, czekolady, nuty popiołu i muśnięcia czegoś, co nieco tylko kojarzy się z kwaśnością. Jarzębina? Być może, jednak ta nutka bardziej przypominała mi rodzynki. Kwaśne rodzynki.
Po jednym łyku usta zalewa gorzka czekolada zmieszana z kawą. Piwo jest nisko wysycone, gęste, oleiste, ale nie zaklejające. Raczej wytrawne, nieco kwaskowate i — jak już wspominałem — pozostawia na języku cierpki posmak. Ta cierpkość przyjemnie przechodzi w ziołową goryczkę, którą przysłania delikatna popiołowość. Alkohol rozgrzewa przyjemnie od środka.
Czekolada, kawa, popiół, cierpkość. Mill & Wherry to nie jest RIS prosty w odbiorze, dla niektórych może okazać się nieco „szorstki”, mimo bardzo przyjemnej konsystencji.
Mnie bardzo smakował, zabrałem więc 2 butelki do Gdańska. Mocna pozycja na polskim rynku. Po kilku nieudanych RIS-ach z naszego kraju byłem szczęśliwy, że trafiłem wreszcie na coś porządnego.
Zabierzmy się zatem za pozostałe pozycje, które tego dnia gościły na kranach. Nie spróbowałem wszystkich piw, bo szczególnie chętnie wracałem tego wieczoru do jednego…
Zośka Straszybotka
Pumpkin Gose
Absolutny hit, jeśli chodzi o przepijanie cięższych kalibrów. Jedno z przyjemniejszych gose, jakie piłem w życiu. W tym piwie dynia faktycznie ma znaczenie i to niemałe.
Piwo bardzo pijalne, choć dodatek dyni dodał mu ciała. W aromacie przede wszystkim nuty dzikie i delikatny zapach miąższu dyniowego. W smaku słono, lekko kwaśno, dziko i dyniowo. Faktycznie czuć tę dynię. Perliste wysycenie dodaje temu piwu uroku.
Świetna rzecz. Idźcie do sklepu i kupujcie.
Końska Dawka
American Wheat Horseradish Saison
Dobrze przeczytaliście. Saison z chrzanem.
To piwo stanęło na przeciwległym biegunie i już sam zapach zniechęcił mnie na tyle, że nawet go nie spróbowałem. Skojarzył mi się jednoznacznie z chrzanowym Almette z kiszonym ogórem. W aromacie chrzan jest tak dominujący, że wpędza ślinianki w obłęd. Mnie odrzuciło, ale na Święta będzie jak znalazł.
Do jajka. Albo do pieczeni. Ja spasowałem. Wolę czosnkowego Kormorana, który jest bardziej subtelny.
Zacny Zalcman
Gose
Browar Piwoteka ma rękę do gose. O Zalcmanie pisałem przy okazji pierwszej warki. Pita przeze mnie w Łodzi nie była tak słona, za to dominowała w niej wyraźna nuta multiwitaminy.
Piwo lekko dzikie, przyjemnie słone i ekstremalnie pijalne. Większość polskich gose dostępnych w sklepach się przy nim chowa.
Sin & Remorse (Jopen & De Molen)
Imperial Stout
Przyjemnie czekoladowy imperial stout. Czekolada maskowana jest przez dość mocną paloność. Goryczka niska, ziołowa. Nic specjalnego, ale nie ma się również do czego przyczepić.
Klasyka nad klasyki.
De Molen Weer & Wind Bourbon BA
Barley Wine Bourbon Barrel-Aged
Na koniec absolutne mistrzostwo. To piwo mnie po prostu oczarowało. Nie chcę pisać, że „urywa dupsko”, „wyrywa z Kubotów” czy „gniecie mózg”. Zasługuje na bardziej górnolotne określenia.
To jest doskonałe barley wine, leżakowane w beczkach po bourbonie. Doskonałe i basta!
Aromat to idealny balans między kokosem a wanilią od beczki. Samiec Alfa się w tym momencie chowa do szafy i patrzy przez szpary w drzwiach. Ten aromat jest oszałamiający, a po ogrzaniu uzupełniają go nutki karmelu i ciemnych owoców. Coś majestatycznego i nie przesadzę chyba, gdy powiem, że miałem łzy w oczach, pijąc to piwo. Wprowadziło mnie w melancholijny nastrój na kilka minut.
W smaku głębia, gładkość i dostojność. Zero alkoholu. Cudownie ukryty. Kokos, wanilina, ciemny chleb i ciemne owoce. Wszystko to wymieszane w idealnych proporcjach. Piwo sączy się z uwielbieniem.
Jeżeli znajdziecie je w sklepie (szukajcie czerwonego laku), nie powinno kosztować powyżej 30 złotych za butelkę. I jest to absolutnie niewygórowana cena jak za takie doznanie.
Onieśmielające…
Piwoteka Narodowa
Piwoteka Narodowa to absolutny „must visit” na piwnej mapie Łodzi. Ten lokal ma przede wszystkim świetny klimat i przyjemny dla oka wystrój. Wafle poprzyklejane nad barem, na ścianach piwne plakaty i „proporce”. Rozmowna obsługa, wiecznie uśmiechnięta i znająca się na piwie. Zaraz obok sklep z piwem, do którego także warto zajrzeć, bo wybór mają spory i niebanalny.
Warto wybrać się do Piwoteki z przyjaciółmi albo wskoczyć na jedno małe piwo, tak po prostu. Jeśli słowa Was nie zachęciły, niech zachęcą zdjęcia. Przy okazji wizyt w Łodzi będzie to miejsce, w które muszę się udać. Choćby na chwilę :)
Mariusz z Browars
Kierownik zamieszania, Marek Puta. Ten błysk szczęścia w oku… :)
Gosia z Piwnych Podróży
Małgorzata Kożuchowska z Rodzinka.pl
Kopyr z fakiem. Wiecie co z nim zrobić.
Ogromne podziękowania za zaproszenie na prapremierę dla Marka Puty i całej załogi z Piwoteki Narodowej. A teraz migiem do sklepu po „Łódź i Młyn”! :)
9 lis 2016 at 15:35
Co do Mill wherry- ja jestem raczej rozczarowany. Co prawda alkoholu nie czulem zbytnio, aldehydu juz kompletnie nie bylo, ale piwo samo w sobie takie nijakie. Jak na te 30plato to spodziewalem sie efektu WOW. Mam jeszcze butelke takze za te kilka lat sprawdze czy cos sie zmienilo :)
Co do weer winda. Pilem na ptp i wyrwalo mnie (i nie tylko mnie) z butow. Absolutne mistrzostwo. Szkoda ze nikt w Polsce czegos takiego nie uwarzyl. I szkoda ze raczej nikt nie uwarzy.
Ja posiadam 2 butelki tegoz cuda ale 180ml i parametry 16.2% a nie 12.x (juz nie pamietam dokladnie ile).
Bede polowac na butelki bo warto. A cena ? Napewno bardziej oplaca sie takiego dm kupic niz doktorkow, czy „nie specjalne” portery.
Pozdrawiam
10 lis 2016 at 09:48
a propos W&W BA… piles De Molen Bommen & Granaten (Rioja BA)? bo imho jeszcze ciut lepsiejsze. Choc az takie gesto-oleisto-lepkie jak W&W nie jest…