4 fakty o piwie, którymi zaskoczysz znajomych [#2]

Wpis ten jest kontynuacją poprzedniego, odnoszącego się do czterech ciekawostek związanych z piwem. To napój niezwykle interesujący, z którego historią, warzeniem czy degustacją wiąże się wiele ciekawych faktów. Spoglądanie na piwo tylko przez pryzmat puszki to jak pójście z kobietą do łóżka tylko po to, aby leżąc koło niej poprzeglądać Facebooka na telefonie. Mam nadzieję, że rozumiecie aluzję.

Możesz spróbować piwa „zarażonego” dzikimi drożdżami

Lindemans Framboise Lambic

Fot. I Believe I Can Fry

To nie tak, że będzie ono niedobre, skisłe, śmierdzące i niepijalne. Sery pleśniowe potrafimy jeść i się nimi zachwycać, smakują nam też kiszone ogórki, kiszona kapusta, czernina i szpinak. Gdy myślę o zielonej brei, chce mi się wymiotować…

Piwa zarażone dzikimi drożdżami to w dużym uproszczeniu „lambiki”, napoje fermentacji spontanicznej. Kadzie z brzeczką wystawia się na działanie wolnych drożdży i innych mikroorganizmów obecnych w powietrzu. Oczywiście wystawienie pojemnika na balkon w Katowicach może nam co najwyżej piwo popsuć. Brzeczkę należy zarazić specyficzną odmianą drożdży, co można odtworzyć w warunkach domowych, ale z tego co się orientuję – nie jest to rzeczą prostą i proces niełatwo kontrolować.

Przeczytaj moją recenzję jednego z takich kwaśnych piw.

Piwo typu lambic, w zależności od stylu, smakuje oczywiście inaczej. Na sklepowych półkach spotkać możecie wyroby Lindemansa, charakteryzujące się tym, że to nie do końca są czyste lambiki. Lindemans swoje wyroby dosładza; w ofercie browaru znajdują się lambiki smakowe: brzoskwiniowe (Pecheresse), wiśniowe (Kriek) czy malinowe (Framboise). Charakterystyka tego gatunku jest dość szeroka, bowiem lambiki można ze sobą mieszać jak whisky czy też leżakować przez określoną liczbę lat, w określonych warunkach.

Jest to piwo przypominające raczej wino lub piwo smakowe. Baza słodowa przykrywana jest przez kwaśność i cierpkość, która dla tego stylu jest bardzo charakterystyczna. Nie chcę psuć Wam zabawy, polecam więc zaopatrzenie się w butelkę chociażby Gueuze Lindemansa. Za 0,75l zapłacicie tyle, co za niedrogie wino.

Zimne piwo, nie znaczy piwo lepsze

Stella Artois w śniegu

Fot. Paul

Pijemy zdecydowanie za zimne piwo. Co ciekawe, także dobre knajpy potrafią nalać zmrożony napitek, który trzeba nieco ogrzać w dłoniach, aby wydobyć z niego aromat i smak. Browary koncernowe chcą, aby ich piwo pito w temperaturze bliskiej zera. Skoro i tak nie ma ono smaku, to niska temperatura wiele nie zmieni; piwo pozostaje jałowe, wodniste i nieciekawe. Rzecz ma się zgoła inaczej w przypadku piw, które dostarczać mają jakiejkolwiek przyjemności z picia.

Przyjęło się, że im więcej ekstraktu (por. Czym jest ekstrakt w piwie?), tym piwo pić powinno się cieplejsze. Myślę, że tę zasadę można z powodzeniem stosować. Piwo o niskiej pełni smakowej powinniśmy pić o wiele zimniejsze, niż gęsty porter dobijający do 22 Plato. Oczywiście niewielki ekstrakt nie oznacza, że piwo będzie niezbyt pełne, to po prostu pewne uproszczenie. W zależności od gatunku/stylu piwnego, temperatura także może się wahać. Warto jednak przyjąć wyżej przedstawioną zasadę.

Przeczytaj koniecznie mój wpis o temperaturze serwowania piwa.

Coś, co do znudzenia powtarzam znajomym: „Lepiej pić ciepłe piwo, niż piwo zmrożone„. Sprawdza się w przypadku prawie wszystkich napojów tego typu. To dlatego nigdy nie mam problemu z piciem piwa w temperaturze pokojowej. Dobre piwo obroni się smakiem w każdych warunkach, czego o koncernowym lagerze powiedzieć nie można. Przyjęło się nawet mówić: „To już wolałbym wypić ciepłe piwo„. Dobry napitek wypiję nawet po podgrzaniu w rondelku.

W pewnym sensie istnieje coś takiego jak „piwo z koncentratu”

Brewkit piwo

Fot. purdman1 @ Flickr

Powtarzam: w pewnym sensie. To nie jest tak, że Pan Piwowar wyciska z tubki nieco koncentratu, miesza go z gazowaną wodą i bum – powstaje piwo! Metoda HGB – słyszałeś o niej? Wiele browarów z niej korzysta i przez niezrozumienie procesu powstają poglądy podobne do wyżej wymienionego.

Metoda High Gravity Brewing polega na przygotowaniu brzeczki o wyższym stężeniu niż przewidziane dla gotowego napoju i rozcieńczenie jej w dalszym procesie. W pewnym sensie jest to koncentrat brzeczki, jednak prawdopodobnie ta skoncentrowana brzeczka różni się od docelowego ekstraktu kilkoma stopniami Plato. O metodzie HGB pisałem dokładnie tutaj. Kliknij.

Piwo może śmierdzieć. Na różne sposoby.

Stara toaleta

Fot. Ton Haex

Piwo koncernowe nie przejawia raczej wad, które spotkać można w piwach mniejszych browarów. Te zaś potrafią oczarować całą gamą zapachów i smaków, jak także odrzucić okropnym smrodem. Planuję wpis na ten temat, więc aby za bardzo się nie rozwodzić, pomówmy tylko o zapachu.

W procesie warzenia piwa jest wiele zmiennych. Pojawiają się błędy piwowara, winne mogą być surowce czy sprzęt. Zdarza się błąd w sztuce, małe niedopatrzenie i tak dalej. Problem z tym mają wszystkie browary. Dla niektórych osób jest to romantyczne, dla innych wkurzające. Większość degustatorów smakując piwo, na początek stara się wyłapać jego wady. O ile nie są ewidentne i przeszkadzające w ogólnym odbiorze, zniosę je bez większego problemu. Niektóre osoby nienawidzą jednak pewnych zapachów i nawet ledwo wyczuwalna woń potrafi zepsuć przyjemność z picia.

Przeczytaj mój wpis o 6 (nie)typowych zapachach w piwie.

Niektóre niepożądane zapachy, które można wyczuć w piwie to: gotowane warzywa/kukurydza z puszki, masło/maślanka/kefir, stare skarpety/śmierdzący ser, bandaże/zapach apteki lub szpitala (dla mnie to zapach dentysty), rozpuszczalnik, miód (w piwie bez miodu) oraz zapach ścieków/zgniłych jaj. Przy czym te dwa ostatnie, to aromaty samodzielne. Jak widać paleta zapachów jest całkiem szeroka, a to nie wszystkie z nich. Zdarza się także, że piwo zaskakuje nieprzyjemnym aromatem, który trudno do czegokolwiek porównać. W Lublinie spotkaliśmy się z ordynarnym aromatem chrzanu, ale także mieszanką brudnej ścierki i kiszonych ogórków.

Zdarza się, że te aromaty się głęboko ukryte i nie przeszkadzają. Bywa jednak, że piwo śmierdzi tak okropnie, że nie sposób je wypić.

Takie piwo po prostu wylewamy.

8 Komentarzy

  1. lebhoang mokoena

    26 sty 2014 at 00:47

    a przeczytam, popijając gorący kubek, w fajnym termicznym kubeczku, niech stracę

  2. Ostatnio w Kuflach i Kapsach na Nowogrodzkiej piłem malinowe i zakochałem się w tym piwie:)

    natomiast nie spodziewałem się, że procedura wytworzenia jest właśnie taka…. :)

    Gorąco polecam :)

  3. Wczoraj kupiłem sobie Bambera. Przyznam, że miałem ochotę na jakieś lekkie piwo po długotrwałym grzybobraniu. Zadowolony lekko schłodziłem, po czym otworzyłem i nalałem do pokala. Dawało mydłem tak w zapachu jak i w smaku. Sprawdziłem datę ważności, okazało się, że do jej końca pozostało bodaj 5 dni. Czy to możliwe, że to było powodem tego dziwnego smaku ?

  4. I really enjoy reading your blog. Have you thought about writing in English? I am asking because what you share and how you share it with the Polish speaking folks would really contribute to the revolution in the brewing industry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *