Kiedy już zmolestowałem moich znajomych i przyjaciół, wciskając im piwa, które pijam, a oni nadal siorbią Specjala z puszki – odpuszczam sobie. Nie chodzi nawet o to, że gra jest niewarta świeczki. Widocznie ich gusta smakowe są inne i wolą nacieszyć się wątpliwym smakiem Lecha Premium, aniżeli kosztować Kormorany, PINTY i inne Zawiercia. Uwierzcie mi, że w ich wyborze nie ma nic złego.
Jako „naczelny piwny molestator” znęcam się nad bliskimi, wciskając im przeróżne piwne – dla nich – eksperymenty, pytając o zdanie. Chcę wiedzieć, dlaczego dane piwo im smakuje bądź nie. Zdarzają się osoby, które zauważają różnicę pomiędzy Heinekenem a Primatorem. Zdarzają się osoby, którym nawet portery zaczynają smakować, choć z początku ich kubki smakowe wariowały, jak przy pierwszym kontakcie z chrzanem wasabi. Tych osób jest niewiele, ale dają nadzieję na to, że piwna rewolucja może się w naszym kraju zmienić w prawdziwe, piwne zmiany ustrojowe.
Niektórzy z moich znajomych, od czasu do czasu wybierają w sklepie coś lepszego, na przykład Lwówka. Od święta chwycą za PINTĘ, bo sklepów z Brew Dogami, AleBrowarem i Widawą nie znają, a w Gdańsku jest ich niewiele. Obserwując ich i doradzając, także odnoszę wrażenie, że być może się uda. Że być może już za kilka miesięcy, to Żywiec będzie piwem pitym „raz na jakiś czas”. Nie wiem tylko po co, chyba tylko po to, aby stwierdzić, że warto było przerzucić się na coś lepszego…
Zdarzają się także przypadki niereformowalne, które spluwają na płyty chodnikowe po jednym łyku AIPA. „Inny rodzaj piwa” to dla nich Dębowe Mocne albo Strong (bo słodsze). Znają także Żywca Porter, ale on jest na dojebkę, gdy jest się niedopitym. Kiedyś widzieli takie dziwne butelki z napisem „Atak Chmielu” – to dla nich za drogie. Mieli raz w ręku coś od Ciechana – woleli dwa Żubry w tej cenie. Jednostki, które nie tyle liczą się z każdą złotówką (co pochwalam), tylko to po prostu to nie dla nich.
Panowie i Panie! Pijmy i dajmy pić innym. Nie mierzmy wszystkich swoją miarą. To, że nam smakują piwa z Chile, Brazylii czy Norwegii nie oznacza, że inni także muszą je pić. Warto zaciekawić ich czymś nowym, nawet nieco na silę, jednak jeśli to nie daje rezultatów – odpuśćmy. Po co te wszystkie wojny pod zdjęciami kolegi, który wcinając kiełbasę z Bierdonki popija ją nowym Leżajskiem Rześkim? To on wybiera takie piwo i prawdopodobnie jemu ono smakuje. Nienawidzę szpinaku i nie jestem w stanie go przełknąć. Jestem przekonany, że Wy także pewnych potraw czy smaków nie tolerujecie. Pomyślcie więc, że Wasz kolega być może nie toleruje ekstremalnej dawki chmielu w twoim Amber Boy’u. On wybrał swój smak, a ty swój.
Kiedy więc przyjaciel chce wyskoczyć z Wami na piwo, kup swojego Kormorana AIPA, a on niech sączy Książa z puszki. W końcu to nie ty musisz znosić ten smak, a mu prawdopodobnie nie robi to różnicy. Poczęstuj go, a jeśli się skrzywi, uśmiechnij się i pomyśl w duchu: „być może kiedyś…„.
25 lip 2013 at 12:50
Widzisz, nie do końca odpowiada mi Twoje porównanie. Bo Twoi (opisywani) znajomi lubią piwo, ale dziadowskie pseudopiwo, a Ty w ogóle nie lubisz szpinaku. Lepszym porównaniem jest np. ser. Lubisz? Możesz lubić seropodobny badziew 10 zł za kilo, albo dobry ser, który smakuje i pachnie jak ser, za 30 zł za kilo. Kosztuje więcej, bo to SER, a nie pseudoser. Ale upieranie się, że Ty właśnie ten tańszy lubisz, a tamte są ble, to już objaw nie tyle cienkiego portfela (istotne), ale wąskiego horyzontu.
Ja tak mam z kawą: chętnie piłbym droższą, bo czuję że jest lepsza (smaczniejsza, bardziej aromatyczna i w ogóle przyjmę ekspres ciśnieniowy), ale mnie nie stać/mam inne priorytety i piję, to co mi dają jak krew oddam (Fort?), bo pobudza, a to też jest dla mnie ważne. Ale nie będę droższą i smaczniejszą pluł i sarkał dla zasady. Mi też kiedyś smakował Żywiec, też pijałem Superpiwosza (tu akurat nie oszukiwałem się, że chodzi o smak, ale o rozprowadzenie alkoholu po organizmie) i mi smakowało, ale wtedy nie wiedziałem, że można lepiej/inaczej.
Ja też lubię męczyć ludzi piwem i będę to czynił. Czy ktoś będzie chciał spróbować czegoś bardziej wartościowego, zależy tylko od niego.
25 lip 2013 at 17:49
Jeśli już jesteśmy przy serach to myślę, że część populacji nie czuje różnicy między serem za 10 zł a serem za 30 zł, a znajdą się „fanatycy”, którzy nie spojrzą nawet na ten drugi, bo ich rozumienie dobrego sera zaczyna się od 100 lub 150 zł za kilogram i to tylko z regionów stricte serowych (Francja, Włochy). Większość pod pojęciem ser rozumie żółty ser typu gouda, niezbyt intensywny w smaku, może być tańszy (do stopienia), może być trochę droższy (na kanapkę) i często jest tak, że jak takowej osobie dasz ser pleśniowy za 50-80 zł to wykrzywi się i wypluje (sam mam problem z dużą ilością serów pleśniowych, może i są dla garstki wybitne, ale mnie skręca na samą myśl o ich zjedzeniu). Piwa w stylu AIPA, rauchbier czy geueze to właśnie takie sery pleśniowe sceny piwnej, niby piwa, ale zdecydowanie nie smakują jak typowy przedstawiciel do którego są przyzwyczajeni. Co innego jak ktoś dostaje do wypicia porządnego niemieckiego hellesa lub czeskiego pilsa i się wykrzywia mówiąc, że woli Harniasia – wtedy to już takiej osobie nic nie pomoże poza wizytą u lekarza.
25 lip 2013 at 15:20
Dokładnie tak jest. Pijmy to co lubimy. Pokażmy innym że można. Ale nie krytykujmy za to że piją eurolagery. Po pierwsze są tańsze. Po drugie -znają ich smak(a właściwie brak smaku. Po trzecie – czym skorupka za młodu nasiąknie… :)
26 lip 2013 at 18:36
Tej brei ze zdjęcia szpinakiem bym nie nazwał. Ale świeży szpinak przyrządzony z serem pleśniowym i suszonymi pomidorami to zupełnie ina bajka. Polecam