Ostatnio wszystko mi się tak ładnie układa w listy, że grzechem będzie nie skorzystać z nadarzającej się okazji i uszczypnąć społeczeństwo w tyłek. Ot tak, dla hecy. Przecież zdaję sobie doskonale sprawę, że nie macie kijów w tyłkach, zaś wyraz „autoironia” nie jest Wam obcy. Zbliżają się Święta, czas radości (albo wkurzenia), obżarstwa i – wbrew tradycji – zalewania śledzika. Nie tylko tego na półmiskach, którego własnoręcznie babcia najdroższa złowiła, wypatroszyła i przyrządziła. Dlaczegóż by nie pośmiać się z nas samych, skoro nadarza się okazja do poluzowania kilku śrub? Spocznij.
Degustator idealny a.k.a. degustacyjny onanista
Dla niego wszystko musi być idealne. Od szkła, poprzez muzykę w tle, temperaturę piwa, powietrza, kanapy i grubość skarpetek na stopach, na takich pierdołach jak natężenie światła w pokoju kończąc. To ten typ, który aby skosztować nawet kwasiżura z Antidotum, weźmie dzień urlopu, wyjmie korki ze skrzynki, zapali świece i odstawi show przed samym sobą. Totalny świr, do którego koledzy nie chcą przychodzić na piwo, aby nie zostać wplątanymi w jakieś dziwne, piwne orgie smakowe.
Prycha na wszystko co z koncernu, chociaż jeszcze 3 lata temu zachlewał się Specjalami z promocji. Nieraz zdarzyło mu się nawalić Karpackim Super Mocnym, ale od kiedy spróbował Jabłka w Piwie od Kormorana, nic już nie jest takie samo. Problem polega na tym, że nie musi być specem. On po prostu chce czuć się częścią większej, zboczonej, piwnej społeczności, dla której za duży pęcherzyk powietrza w pianie burzy jej estetykę i jego spokój wewnętrzny.
Na piwo wydaje w ciągu tygodnia tyle, ile ty wydajesz w ciągu kwartału na jedzenie, środki czystości i kino. Najdroższy wypust kosztował go tyle, że wziął na niego pożyczkę. Gdybyś zobaczył cenę, sąsiad z parteru usłyszałby Twoją szczękę uderzającą o panele. Na imprezy przynosi kartę do wypełniania na konkursach piwnych.
Typowy piwny bloger
Typowy piwny bloger to osoba, której wiedzy na temat piwa raczej odmówić nie można. Czyta go mama, tata, kolega szefa, stryjeczna ciotka i dwóch znajomych z Kartuz. Tak w każdym razie pokazuje Google Analytics, który codziennie dostarcza mu informacji o odwiedzinach na blogu. Raz był na wykopie, ale nie wyszedł z „Wykopaliska”. Jego statystyki skoczyły wtedy o 1600%, czyli do poziomu 200 na dobę.
Przy każdej nadarzającej się okazji trzepie fotki piwa swoim Samsungiem Galaxy S Plus (autoironia totalna), który w świetle sztucznym oddaje kolor piwa tak dokładnie, jak Rumun oddaje Ci pożyczoną wczoraj pod Lidlem złotówkę z wózka na zakupy. Czyli nie oddaje w ogóle, bo zdjęcia z SPlus wyglądają jak robione Mikrofalówką z funkcją grilla. Albo jak to mówili w Modzie na Suknię: „Wyglądają jak kupa po agreście„.
Ponoć 88% moich czytelników to faceci. A dziewczyna jest tu nie bez powodu. Gdyby tak wyglądały blogerki piwne, piwna rewolucja bardzo szybko by się rozprzestrzeniła.
Bloger ma taki szablon postu, w którym są gotowe rubryczki na wstęp, rozwinięcie z obowiązkowym podziwianiem piany (pssst…), wrażeniami z zapoznania organoleptycznego oraz podsumowaniem. Na jego blogu warto czytać tylko podsumowania, bo reszta to lanie wody i dwu-akapitowe pierdolenie farmazonów o bąbelkach. Kogo obchodzi wygląd bąbelków i opalizacja!?
Jednocześnie bloger bardzo płacze, gdy jakiś nieznający się gnój, który przyszedł, wziął napisał, pozamiatał i teraz go połowa BBizu nie cierpi, a druga nie cierpi ale czyta… zagalopowałem się. Bloger bardzo płacze, bo wypił już 1 674 piw, wydał na nie roczną pensję prezesa dużego banku, ma na swoim koncie także 1 674 wpisów i jakoś nikt nie komentuje. Na Facebooku 30 fanów, czasem mama da lajka z litości. Ale reklamodawców nie ma, nikt go nawet w Kuflach i Kapslach nie poznaje, chociaż rzuca aluzje o blogerskiej powinności. I napierdziela fotki SPlusem.
Edukator
Osoba, która dużą wagę przywiązuje do wyboru odpowiedniego piwa i na imprezie nie wypije Perły czy Leżajska, choćby dawali za darmo z pączkami w pakiecie. W sklepie nie ma Ataku Chmielu, Amber Boya ani niczego z Artezana? Prędzej wypije płyn borygo, niż pozwoli sobie na Żywca. A gdy dostanie swoje ulubione piwo, nie omieszka wspomnieć o jego smaku, aromacie, pianie i kolorze.
Przy nim nie można wyrazić nawet najmniejszego zainteresowania piwem. Nie rozmawiasz o piwie, nie poruszasz tematu spirytusu w piwie, nie myślisz nawet o piwie. Najlepiej zapakuj swoje Raciborskie do szarej torebki z McDonalds’a i udawaj, że pijesz Łódzkiego Portera prosto z puszki. Bo jesteś takim twardzielem. A jakimś cudem wypiłeś już pięć puszek i wciąż możesz wymówić: „poproszę o szczerą przysługę” bez zahaczania językiem o wszystkie zęby.
Edukatorzy mają to do siebie, że mimo iż nikogo nie obchodzi chmiel Cascade i zacieranie infuzyjne, to i tak przekażą Ci chociaż ułamek wiedzy. Nie da się na nich wyłączyć, więc idąc spać na bani, w głowie krąży Ci zestaw zdań złożonych ze słów: dekokcja, dekantacja, słód monachijski i przerwa maltozowa. Śnisz o tym, że jesteś wielkim mieszadłem, mieszającym zacier do IIPA.
Edukatorzy są fajni, o ile ktoś chce słuchać i mówią z głową. Zapytajcie moich znajomych.
Niedzielny smakosz
Na co dzień wypija Żubra w ilościach, jakich Ferdek Kiepski by się nie powstydził. Ma brzuch jak Boczek, nazwał go zresztą „Bulbek”. Zdarza mu się jednak przebłysk, kiedy decyduje się na utarcie nosa znajomym. Raz na miesiąc do koszyka z 8-pakiem Okocimia dokłada Johannesa, Żywe, a gdy ma bardzo dobry humor – Miłosław Niefiltrowane. Nie widzi różnicy pomiędzy powyższymi, a Harnasiem, ale to wystarczy, aby lepiej się poczuć.
Zdarza mu się dzwonić do kolegów i pytać, jakie piwo polecają. Na odpowiedź: „Weź Kuguara” rozłącza się i panicznie ucieka ze sklepu, po tym, jak zobaczył cenę za butelkę 0,33l. W razie czego w domu kąpie się w korpolagerach, aby nie zapomnieć jaki jest jego rodowód piwosza.
Kiedyś dali mu spróbować coś z Fullersa. Napomina o tym przy każdej okazji, chociaż było to kilka lat temu, u szwagra, po litrze samogonu i czteropaku Staropolskiego Mocnego. Smaku nie pamięta, ale podjebał szwagrowi kapsel, który nosi z dumą w portfelu.
Na urodziny zażyczył sobie siatkę piw z Czarnkowa, Krajana i Raciborza.
16 gru 2013 at 21:40
„jak Rumun oddaje Ci pożyczoną wczoraj pod Lidlem złotówkę z wózka na zakupy” <3
16 gru 2013 at 23:55
Skąd żeś wytrzasnął ostatnią fotę?!
16 gru 2013 at 23:59
Flickr na licencji Creative Commons.
17 gru 2013 at 16:38
A czy CC nie oznacza przypadkiem, że masz obowiązek podać autora?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Licencje_Creative_Commons#Warunki_u.C5.BCywania
19 gru 2013 at 08:08
W każdym wariancie CC jest to wymóg konieczny. CC oznacza wolność powielania, ale z uznaniem autorstwa. Niestety większość doczytuje tylko akapit „można kopiować” :>
Zazwyczaj wystarczy opisać pochodzenie zdjęcia (zdjęć) w ostatnim akapicie tekstu.
19 gru 2013 at 20:07
No ok, widzę, że Łukasz się zreflektował i już dopisał. ;)
Edit: o cholera… ja serio nie chciałem wchodzić na tę stronę… :x
19 gru 2013 at 21:56
Zatem brawa dla Łukasza za reakcję :)
19 gru 2013 at 22:27
Mieliście Panowie rację, po prostu nie dopisałem. Dzięki za uwagi :)
PS. Dopiero tam wlazłem… to ja jednak zagwiazdkuję…
17 gru 2013 at 01:15
Taka miłośniczka piwa styknie, czy masz precyzyjniejsze wymagania? :)
http://instagram.com/shawn2low