Iskierka motywacji roznieca mój wewnętrzny płomień i napełnia mnie weną, dzięki tekstom takim jak ten, który zainspirował mnie do tego wpisu. Adam Przeździęk napisał dzisiaj o Świętach w niedalekiej przyszłości. Prekognicja i próba przewidywania tego, co będzie za x lat to jedna z ulubionych zabaw ludzi, o ile nie wyznają tej głupiej zasady „Carpe diem”. „Carpe diem” Cię nie nakarmi, nie zbuduje kariery, nie kupi Ci mieszkania na Mokotowie i nie ustrzeże przed obudzeniem się w kiblu PKP z bolącym tyłkiem i trzema naćpanymi murzynami po 45cm w bicu. Każdy, kto jest w miarę normalny, w większym lub mniejszym stopniu stara się przewidzieć wydarzenia przyszłości. Spróbujmy więc zagrać w tę grę i przewidzieć, jak to będzie z piwem za 5, 10, może nawet 20 lat.
Ekspansja browarów
Wystarczy spojrzeć na USA aby dostrzec, że przy sprzyjających warunkach powstaje wiele małych inicjatyw. Razem stanowią one pewną alternatywę dla masówki, jednak wciąż nie są ogromnym konkurentem dla molochów. U nas warunki także są niezgorsze, powstaje wiele nowych browarów, jednak nadal jest to chyba bardziej hobby, niż poważny biznes. Pamiętam z rozmowy z Bartkiem z AleBrowaru, że swego czasu chcieli oni eksportować piwo na zachód. Z tego co widzę, nic takiego się nie stało. Albo chłopaki się tym nie chwalą, bo ani na stronie www, ani w Google nie mogę znaleźć sklepu zagranicznego z ich piwem. Z innymi browarami jest chyba podobnie – poprawcie mnie, jeżeli się mylę.
AleBrowar buduje swój browar. Kolejne inicjatywy zapewne pójdą jego śladem, inne zostaną w restauracjach, bądź będą warzyć kontraktowo. Gdy patrzę w przyszłość widzę wysyp małych browarów, niekoniecznie robiących dobre piwo. Na polskim rynku jest wystarczająco miejsca dla kolejnych kilkunastu graczy, bo jak pokazują kolejne piwne premiery, popyt przerasta podaż. Mamy klęskę urodzaju, sytuację, w której piwo zamiast kupować, trzeba zdobywać – jak to ktoś mądrze gdzieś ostatnio napisał. A browary mają ograniczone moce, więc chcąc zaspokoić popyt, na rynek powinny wkroczyć kolejne inicjatywy. Tak, aby konsument czuł, że piwa nie musi zaklepywać :)
Świadomość społeczeństwa
W tej kwestii jest coraz lepiej. Nie jest dobrze, ale będzie. Powstają kolejne piwne blogi, mamy inicjatywy takie jak Chmielaton, Warszawski Szlak Piwny, Polemikę Tomka Browarnika, PiwoWAR Battle, różne wykłady, kursy sensoryczne, premiery i konkursy konsumenckie. Na rynku pojawiają się piwa warzone przez piwowarów domowych, których browary albo zapraszają do współpracy ad hoc, albo wygrywają oni konkursy, w których nagrodą jest możliwość uwarzenia swojego piwa w browarze z prawdziwego zdarzenia.
Świadomość społeczeństwa za kilka lat będzie o wiele większa z dwóch powodów – zalewu rynku dobrym piwem i powolnym odchodzeniem mediów tradycyjnych (mam tu na myśli portale) na rzecz bardziej spersonalizowanych doświadczeń. Blogi, media społecznościowe (które się zmienią), lepszy dostęp do informacji weryfikowalnej. To wszystko wpłynie na świadomość konsumenta, nie tylko w kwestii piwa. Dwa czy trzy lata temu bylibyśmy skłonni uwierzyć, że piwo można zrobić ze sproszkowanego kłącza amazońskiej odmiany buraka postewnego. Wiedzę posiadali tylko piwowarzy domowi, ludzie zgromadzenia na forach i sami browarnicy. Blogi piwne? Ile ich wtedy było?
Nowe inicjatywy? PINTA wkraczająca na rynek z piwami, które były wtedy tak samo podniecające dla Kowalskiego, jak łysa 50-tka wysmarowana Nutellą.
Nowe gatunki
Kilka lat temu niewiele osób słyszało o „amerykańskich odmianach chmielu”. Bo zwyczajne ich się nie używało na taką skalę, a niektórych gatunków nawet nie było. IPA w polskim supermarkecie ze świecą szukać, a sklepy specjalistyczne miały jakieś tam piwa zagraniczne. Nie było ich tyle co teraz i nikt ich prawie nie kupował. Wiem co mówię – na chwilę przed AleBrowarem zamknięto pewien sklep specjalistyczny na gdańskiej Zaspie. Nikt tam nie przychodził, oprócz mnie i kilku osób. A jak przychodził, to po Lecha, bo musieli go mieć w ofercie dla obrotów. Obok stoi Żabka. Wygrała walkę o konsumenta.
Nie zdziwię się, jeśli w przeciągu kilku lat powstanie kilkanaście nowych gatunków piwa. Krzyżówki chmielu, nowe drożdże, wreszcie gatunki synkretyczne samego piwa. Dzisiaj premiera Porteru Imperialnego od PINTY – most łączący IPA z Porterem Bałtyckim. Eksperymenty trwają i jednego możemy być pewni. Już w 2014 roku będzie niesamowicie ciekawie, co browary zresztą zapowiadają. Czekamy na ruch koncernów, które być może za kilka lat odkryją górną fermentację. Tego jednak będą musieli chcieć konsumenci, których ktoś wyedukuje. Bez znaczenia, kto to zrobi. Mogę to być ja.
Piwo jako doświadczenie
W latach 80. szło się na śledzia i wódkę do Cristala. Wersja dla uboższych zakładała totalną najebę w zaciszu własnego mieszkania. Suto zastawiony stół prezentował m.in. kiszone, smalec od babci ze wsi i trochę chleba. Do tego bimberek na krzesłach. Piwo nie było tak popularne. Wytkniecie mi, że wtedy to ja nawet nie byłem w planach? Cóż… nasłuchałem się od ojca.
Było jeszcze tanie wino.
W latach 90, głównie za sprawą spotów reklamowych (EB, 10,5) zaczęła rosnąć konsumpcja „złocistego trunku”. Ciemnych piw nie pamiętam, prócz Karmi; na pewno jednym z pierwszych zauważonych przeze mnie wypustów był Okocim ze swoim „Palonym”. Rok 2007, jeśli dobrze pamiętam. A więc już ubiegła dekada, gdy zaczęło powoli robić się ciekawiej. W obecnej dekadzie mamy eksplozję i narodziny smakoszy. Już nie chodzi o defragmentacje wątroby Mocarzem czy innym Kaperem (na bogato). Teraz chcemy próbować, degustować, odkrywać i czuć się częścią pewnej grupy.
Ten trend będzie się nasilał. Multitapy zrzeszają fanów dobrych trunków, w Pubach usłyszycie prezentację dot. wad w piwie, a co jakiś czas do jednych i drugich zawita ekipa jakiegoś browaru, robić całą otoczkę dla premiery nowości sygnowanej własnymi nazwiskami. To już nie jest browar na kapanie, to autentyczne wyjście do ludzi, obcowanie z twórcami piwa, obracanie się w pewnej atmosferze wzajemnych zainteresowań. To będzie coraz bardziej widoczne, zaś same knajpy chętniej będą tworzyć całe wydarzenia, związane nie tylko z premierami piwa, ale otoczką podczas jego spożywania.
Technologia w służbie
Wizja, która wbiła mi się do głowy, niczym naga Miley Cyrus w teledysku do Wrecking Ball. Stanąłem wczoraj w sklepie przed półką z single maltami. Pod każdą butelką był przycisk, po którego dotknięciu na małym ekraniku pojawiał się opis danej whisky.
Dlaczego by nie zainwestować w podobne urządzenie w jednym ze sklepów specjalistycznych? Konsumenci mają problem z wyborem piwa, bo nie wiedzą, czego oczekiwać. Mają możliwość zajrzenia na blogi, sprawdzenia oceny na RateBeer albo wykonania telefonu do przyjaciela. Mogą też zapytać sprzedawcy, który powinien znać się trochę na piwie. Doświadczenia pokazują jednak, że nie zdarza się to często. Nie tak często, jak w sklepach z winem. Załóżmy, że Jasiu nie ma smartfona, co wyklucza dwie pierwsze opcje. Jego koledzy walą Harde z puchy. Co teraz?
Takie urządzenie mogłoby wyświetlić profil aromatyczny i smakowy piwa. Do tego wyświetlić kilka recenzji z blogów piwnych. Proste, funkcjonalne i wygodne. W dodatku podbijające sprzedaż. To nie jedyny pomysł, bo co jak co, ale w związku z piwem można zrobić o wiele więcej, niż pierdyknąć wielki bilbord na Grunwaldzkiej w Gdańsku. Nowe technologie pozwalają na tworzenie nowych doznań, które jeszcze kilka lat temu były nie do pomyślenia.
Ja na przykład chciałbym dostać nowego Imperatora Bałtyckiego za coś podobnego, jak z akcji w filmiku powyżej. Z tym, że za uścisk dłoni. Imperator Bałtycki i przytulanie jakoś mi nie grają.
A jak Imperatora dorwę, to o nim napiszę.
18 gru 2013 at 20:28
Mój ojciec to każde „prawdziwe” piwo porównuje do Grodziskiego, eh te czasy.
18 gru 2013 at 22:08
Dzięki za wspominkę. Cieszę się, że mój tekst zainspirował Cię do napisania ciekawego tekstu. Nie ukrywam, lubię piwo, jednak przed półką tracę pewność siebie – nic mi nie smakuje na tyle, bym miał jakiekolwiek piwo w tzw. Top of Mind. Nie wspomnę o piwach z „korporacji” ;)
18 gru 2013 at 22:34
Na BFG2014 się do mnie zgłoś :)