Jak stracić przyjemność z picia piwa?

Powiem Ci, że wcale się nie cieszę z przejścia kursu sensorycznego„. W zimowy wieczór spotkaliśmy się wraz z Bartkiem z MojKufelek.pl w warszawskich Spiskowcach Rozkoszy. Te słowa padają z ust jego kolegi, z którym poznaliśmy się jedno albo dwa piwa wcześniej. Siedzę zaskoczony i czekam na wyjaśnienie. Bo przecież po to są kursy sensoryczne, aby uczyć się o piwie więcej, kontemplować je dłużej i mocniej doświadczać. A jednak. Spotkałem osobę, która wolałaby takiego kursu nie przechodzić.

Bo wiesz… kiedyś cieszyłem się piwem. Chciałem wyciągać z niego to, co najlepsze. Kiedy nauczono mnie rozpoznawać te wszystkie wady, zwrócono uwagę na to, co w piwie jest złe i niedopracowane… W pewnym momencie przestałem się piwem cieszyć. Przestałem zwracać uwagę na zalety. Teraz degustację zaczynam od wad i prawie zawsze jakąś znajdę. Traci się wtedy radość z picia. – mój nowy kolega wygląda na rzeczywiście zmartwionego. Biorę sobie jego słowa do serca.

Nie wszyscy potrafią rozpoznawać wady w piwie, nawet te w dużym stężeniu. Potrzeba miesięcy treningu, litrów przeróżnych piw i często kogoś, kto poprowadzi za rękę. Albo za nos.

Tak sobie myślę, że te osoby mają jednak szczęście. Pewne aromaty i smaki są poza ich percepcją, przez co im nie przeszkadzają.

Bez problemów wyczuwam połowę znanych wad. No… może nieco ponad połowę. Nigdy jednak nie spotkałem się z mokrym kartonem, czyli zapachem, który często się w piwie przecież ujawnia. Widocznie nie umiem skojarzyć tego aromatu. Zastanawiałem się nad próbką sensoryczną, aby mózg „nauczył” się wzorca. Teraz wiem, że byłby to krok do zabicia przyjemności z picia. Wolę pozostać w nieświadomości.

Picie piwa zaczyna się często od próby ustalenia, czy jest ono w jakiś sposób wadliwe. Rzadziej spotyka się opinie, które skupiają się na mocnych stronach, a dopiero na końcu wymieniają wady. Oczywiście, można obsmarować piwo niepijalne czy ewidentnie wadliwe. Z drugiej strony staramy się najmniejszymi wadami przykryć smak czy zapach, który powinien grać w naszych mózgach pierwsze skrzypce.

Zbyt często podchodzimy do piwa krytycznie, starając się wyjąć z niego to, czego być w nim nie powinno.

Nie zaczynajmy oceny piwa od wad, jeśli nie stanowią one przeszkody nie do pokonania. Chociaż spróbujmy.

Ciesz się smakiem i nastaw się pozytywnie. To moja rada.

8 Komentarzy

  1. Dobra rada, ale też dobre spostrzeżenie kolegi ;) Niestety część piw trafia się na tyle wadliwa, że ciężko nad tym przejść do porządku dziennego. Z drugiej strony ostatnio jestem zaskakiwany całkiem pozytywnymi przykładami piw traktowanych jako „koncernowe-wyprute-ze-smaku-eurolagery”, które potrafią nie mieć wad i być przyjemne w odbiorze (ostatnio np. Chmielowe Sezonowe).

    Całość tekstu można by podsumować jeszcze większą generalizacją – tu nie chodzi tylko o kursy sensoryczne. Tak naprawdę to im lepiej znasz się na piwie, im więcej gatunków wypróbujesz, to tym ciężej trafić ci na coś co będzie cię w stanie zadowolić.

    Dlatego może czasem w ramach ćwiczeń warto sięgnąć po te znienawidzone korpolagery i poszukać w nich czegoś ciekawego, żeby sobie zrobić taką swoistą kontrkalibrację :)

    • Kalibracja zawsze na propsie. Kalibruję się co jakiś czas, ostatnio Łomżą, która jest zaskakująco wodnista i smakuje jak woda gazowana z aromatem ;)

      • Hahaha.. Ale powiem Wam ostatnio zrobilam dla frajdy „wielki test piw koncertowych”. Nie urzekły mnie jakoś aromatem smakiem czy jakakolwiek kontrkalibracja (wole się kontrkalibrowac ewentualnie weizenem Primatora) – ALE zdziwil mnie wynik taki ze Żywiec wygrał (bez dwóch zdań) ten ciężki pojedynek. Pozwala to jednak spojrzeć trochę inaczej na te piwa i docenić przynajmniej w maleńkim calu ze jednak to, ze piwo jest mocno nagazowane i trochę bez smaku tez potrafi być zaletą, a nie wadą! ;D

  2. Ja to generalnie nie lubię rozkładać piwa na czynniki pierwsze. A przynajmniej nie na początku ;)
    Jak piję jakieś piwo po raz pierwszy, to najpierw zadaję sobie pytanie, czy mi smakuje i czy piję je z przyjemnością. Dopiero po tym zaczynam jakąś tam większą analizę i rozpoznawanie poszczególnych smaków i aromatów.
    Bo piwem trzeba się przede wszystkim cieszyć ;)

    Tak w ogóle, to znalazłem tu pewną analogię, do mojej drugiej pasji, a więc wrestlingu (tak tak, ten udawany teatrzyk :D). Lata temu, gdy zaczynałem to oglądać liczyła się tylko frajda. Człowiek oczywiście wiedział, że to udawane i wyreżyserowane. Była jednak w tym frajda i oglądało mi się to dobrze. Teraz, gdy już trochę w tym siedzę, zaczyna się przesadne analizowanie. Bo ten źle przyjął jakąś akcję, bo ten źle wykonał, bo to bo tamto. I choć dalej oglądam wrestling i dalej go lubię, to nie czuję w tym takiej radości jak lata temu.

    • Analogii ciąg dalszy. Mam (miałem, bo walczę z tym) podobnie z fotografią. Kiedyś zdjęcie (mówię tu o Zdjęciach, nie fociach z fejsa) podobało mi się albo nie. Mocno zaangażowałem się z to hobby i w zdjęciach które były rewelacyjne w ogólnym odbiorze, doszukiwałem się przede wszystkim wad technicznych, błędów w kompozycji itd. Co do piwa, na szczęście nie nabawiłem się tego zboczenia. Trzymam się więc z daleka od wszelkich kursów sensorycznych :)

  3. W swojej karierze wypiłem ok. 200 piw kraftowych i tylko w kilku wyczułem jakiekolwiek wady, głównie była to kanaliza, siara i kwach. Nigdy nie wyczułem masła czy mokrego kartonu. Nie wiem, może to dlatego, że piłem w większości polecane piwa ze znanych browarów. W pewnym sensie wkurza mnie to, że nie potrafię wyczuć ,,prostych” wad. Nigdy też nie uczestniczyłem w panelu degustacyjnym czy warsztatach, tak więc może tam znajdę oświecenie ;)

  4. Ale zauważyłeś, że większość pasji na którymś etapie przechodzi na hejt? Np. nieśmiertelnie oburzenie dotyczące picia whisky z lodem bądź colą. Często wytykane przez mniej nić ćwierć-ekspertów.
    Ale konkluzja też jest taka, że niezależnie w sumie od branży, im więcej wiesz – tym trudniej Cię zaspokoić czy chociażby pozytywnie zaskoczyć. Smuteczek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *