Wrzucanie piwa do szafy i zapominanie o butelkach stało się moim nawykiem. Dostaję sporo piwa, sporo go też kupuję. Nie mam czasu pić wszystkiego, więc mocniejsze egzemplarze trafiają do poczekalni. Blisko jej jednak do tej w NFZ-owskiej przychodni, więc nierzadko robiłem wielkie oczy, gdy odkopywałem piwo, o którym zapomniałem na kilka lat. Czas zbudzić Ducha Szafy, przetrzebić zapasy i zrobić miejsce dla nowych mocarzy.
Na potrzeby cyklu „Przegląd Szafy” wyciągać będę kolejno piwa, które leżakują już od dłuższego czasu. Niektóre z nich będą krótko po terminie, inne przetrzymałem znacząco. Celem cyklu jest odpowiedź na pytanie, które piwa (a także style) warto przetrzymywać.
Jeśli nie znasz się na leżakowaniu piwa, zapewne zainteresuje Cię wpis Jak przechowywać piwo? Rzecz o leżakowaniu.
Komes Porter Malinowy
z chilli i wanilią. Data do marca 2018.
Jeśli neurony mi dobrze stykają, to ta butelka pochodzi z pierwszej lub drugiej warki. Premiera dwóch wersji flagowca Browaru Fortuna wywołała niemałe poruszenie. Do tego RIS na dokładkę, portfel uśmiechał się w kieszeni. Jesień roku 2016, blisko 3 lata temu.
Komes „Płatki Dębowe” był* świetny, a w szafie leżakował kulturalnie jak student po dużym rollo i Harnasiu. Malinowego spróbowałem raz, drugiej butelki się otworzyć nie odważyłem, więc wrzuciłem do szafy. RIS-a nikt chyba nie chce wspominać.
Czy coś mogło pójść nie tak? No… wszystko? :D
Piliście kiedyś przeokrutnie zalepiające piwesio? Może jopejskie? Albo jakiegoś #cukrzycainstant stouta z syropem klonowym i wanilią w składzie? To doświadczenie przesuńcie o rząd wielkości i otrzymacie bohatera tegoż akapitu. Napisać ekstremalnie słodkie, to jak powiedzieć, że Pepper X albo Carolina Reaper mogą trochę zapiec. Komuś nalało się za dużo syropu Herbapolu. Tak o cysternę na hektolitr.
Chilli jest wyczuwalne w postaci dodatkowego, nieco kwaśnego zapachu (zalewa octowa ze słoiczka z piri-piri). Wanilii nie stwierdzono, zresztą i tak by się nie przebiła. Do tego chemiczny, rozpuszczalnikowy niuansik.
W dno trumny puka jeszcze czekolada à la kawowa Schogetten, czy też miks deserowej z kawą rozpuszczalną.
Coś okropnego. Nie dopiliśmy we dwoje. Zasiliło jezioro, choć teraz zastanawiam się, czy nie skaziło akwenu.
* – te piwa są oczywiście dostępne przez cały czas na rynku :)
Piraat Triple Hop
z pamiętnego rzut belgów do Lidla, marzec A.D. 2015. Data przydatności nieznana. Etykietka przepadła w wiadrze z wodą, w którym ongiś chłodziła się ta butelka.
Z Piraatem wiązałem pewne nadzieje. Wersja świeża to bardzo przyjemny belgian strong ale. Poza pozytywnymi wspomnieniami z weekendów kilka lat temu mam też nieco świeższy punkt odniesienia. Niedawno kupiłem czteropak Piraata bratu. Za przysługę, choć dobrze wiedziałem, że się podzieli. Mimo srogiego woltażu (10,5%) i uwypuklonej strony słodowej, piwo nie męczy. Nawet przy 25°C w cieniu oliwiło przekładnie w ciele nie gorzej od Perlenbachera w promce.
Niestety, Piraat utlenił się w kierunku miodu, przy czym — o tyle dobrze — miód ten przypomina wielokwiatowy, a nie sztuczny aromat rodem z dyskontowego miodolagera. Wyczułem też nieco zboża i nutkę, dosłownie delikatną, moreli.
W smaku ponownie miód, po czym… migdały. Już się przestraszyłem, że cyjanek, ale przeżyłem dwa Craft Beer Campy, więc wzruszyłem tylko ramionami. Piwo było cierpkie, dziwnie szorstkie i zamiast alkoholowego grzania pozostawiało mydlany posmak.
Zmieniło się nie do poznania. Przeszyte chemią, miodem, migdałami i — w ostatnich nutach — morelami. Jestem na nie. Zasiliło pobliski staw. Biedne karpie.
Nim przejdziesz do trzeciego piwa, spójrz jak wyleżakował się Argus Porter. Piłem go 20 miesięcy po terminie.
All Ryed! (PINTA & Tanker)
Real Rye Lager, warzony z użyciem 200 bochenków czerstwego żytniego chleba. Data do marca 2018.
„Niech chociaż to piwo uratuje cykl!” – pomyślałem, odpalając butelkę w pięknych okolicznościach przyrody. Nad jeziorem Osuszyno nieźle wiało, co jednak nie przeszkadzało w połowie płotek.
Piłem to piwo na miesiąc przed datą i tak mi zasmakowało, że zdecydowałem się dokupić kilka butelek. Jedną z nich odkopałem z szafy po grubo ponad roku.
Zapach zdominowały owoce, z których oczywista jest dla mnie pomarańcza. Za nią nuta ziołowa i coś, co przypominało mi „ciemny biszkopt”. Spróbujcie to sobie wyobrazić, bo nie umiem tego zapachu lepiej opisać. To po części efekt zastosowania chleba żytniego, tego jestem niemal pewien.
All Ryed! to lager gęsty, owocowy (pomarańcze, nuta daktyli) z długim, ciastowym finiszem. Zaświtało mi, że przypomina nieco 1 na 100 w wersji imperialnej. Z jednej strony jak roggenbier (nieco chlebowe i gęste), z drugiej jak white IPA (owocowe i kremowe). Żyto nie wniosło ostrych posmaków. Utleniło się nieznacznie w kierunku miodu. Dodało to temu piwu dodatkowego wymiaru, ociupinka miodu tutaj pasuje.
Tak. To się udało, choć trzymać przez kolejny rok nie warto. To odpowiedni moment, aby wyciągnąć All Ryed! z szafy i wypić je z niekłamaną przyjemnością.
Dwa pudła i jedno trafienie. Coś słabo jak na start cyklu.
Oby było lepiej, bo kolejne sztosy z szafy czekają w kolejce!
PS > Jeżeli pomysł na cykl Wam się podoba, pacnijcie w like’a. Będę wiedział, jak szybko wypuszczać kolejną część przeglądu :)
PSS > Odpalamy Amber Barley Wine? ;)
1 sie 2019 at 16:27
Pirat TripleHop ref.10,5% 13.09.2019
Z tej samej partii zakupiłem dwa. Jedno jeszcze leżakuje, fakt refermentacji mnie nie pogania…
A powyżej to kopia notki z mojego zestawienia, końcową data to termin z etykiety.
31 mar 2021 at 15:22
Fajne jezioro! Gdzie to?
31 mar 2021 at 19:59
Jezioro Osuszyno, k. Kożyczkowa