Prunum A.D. 2017 zapoczątkowało dwa największe peaki spekulacyjne. Warmiński imperialny porter z Suską sechlońską osiągał bowiem rekordowe ceny w drugim obiegu. Birgikojanusze czuli się jak sprzedawcy maseczek w obliczu koronawirusa. Kupujesz butelkę za kilka dych, opychasz za kilka stów. Profit. Aż tu nagle, Manufaktura Piwna — kojarzona wyłącznie z marnym bieda-kraftem dla Biedronki — wyskoczyła z odpowiedzią na olsztyńskie Imperium Prunum.
Odpowiedzią trochę #bezbek, jednak zaproponowała podobne piwo za… ułamek czarnorynkowej ceny specjału z Olsztyna. Niecałe 10 złotych. A jeszcze potem zapakowała to piwo w tubę, podwoiła cenę i darła łacha z kartoników.
Na potrzeby cyklu „Przegląd Szafy” wyciągam piwa, które leżakują u mnie od dłuższego czasu. Niektóre z nich są krótko po terminie, inne przetrzymałem znacząco. Celem cyklu jest odpowiedź na pytanie, które piwa (a także style) warto kitrać po kątach.
Jeśli nie znasz się na leżakowaniu piwa, zapewne zainteresuje Cię wpis: Jak przechowywać piwo? Rzecz o leżakowaniu.
Porter Podbity Śliwką (Manufaktura Piwna)
Porter Bałtycki z suszonymi śliwkami, data do 18.01.2018 roku
Wyciągnąłem Podbitego w tegoroczny Dzień Porteru Bałtyckiego. Okazało się, że trafiłem idealnie w dwa lata po terminie. To był sygnał-znak.
Aromat zdominował syrop czekoladowy, by po chwili przedarła się przez niego śliwka w czekoladzie mlecznej. Dość dobrze uchowała się nutka wędzona. Ponadto kapka sosu sojowego, który wchodzi rejony alg nori.
Smak to niewiele poza uderzeniem cukrowej słodyczy. Głębia i czekoladowy syrop z aromatu, zmieniły się w czekoladowo-karmelowy ulepek z ledwie wyczuwalną śliwką.
Pije się to nawet znośnie, jednak nie warto zajmować sobie miejsca w piwnicy. Butelki nie zmęczyłby najbardziej zapalony fan pastry stoutów. Zbyt słodkie i proste, choć aromat tego nie zwiastuje.
Pić czym prędzej, bo będzie tylko gorzej.
Trappistes Rochefort 8
Belgian dark strong ale, data do sierpnia 2021 roku.
Ciężko określić, jak długo przetrzymałem to piwo. Coś mi świta, że kupiłem je na początku 2017 roku, więc teoretycznie ma 3 lata. Mniej więcej tyle, ile pozostałe leżaki w zestawieniu.
W 2015 roku zachwycałem się Trappistes Rochefort 10. „najłatwiej smak tego piwa porównać do marmolady, połączonej z przyprawami, przede wszystkim z pieprzem”. – pisałem wtedy na blogu.
Bądźmy szczerzy już na początku akapitu. Rochefort pachnie o wiele lepiej niż smakuje.
Aromat to mieszanka składająca się z czerwonych owoców, garści rodzynek oraz suszonej żurawiny. Wpada nieco w czerwone wino. Do tego skórka z razowca i muśnięcie przypraw korzennych. W tej kwestii piwu nie mam nic do zarzucenia. Mógłbym wąchać je przez godzinę bez znudzenia.
Co się zaś tyczy smaku… no jest to karmelowa woda z cukrem i ledwie zaznaczonym ciemnym chlebem. Alkohol niewyczuwalny, a intensywność smaku na poziomie rozwodnionego kwasu chlebowego.
Wielka szkoda. To piwo albo takie jest, albo czas mu zdecydowanie nie służy. Obstawiam to pierwsze. Wiele osób Rocheforty z powodzeniem leżakuje. Dajcie znać, czy macie jakieś w piwnicy.
Lilith (Browar Golem)
Imperial stout, data do grudnia 2018 roku
Tego piwa nie trzeba było nigdy leżakować. Wystarczy spojrzeć na Untappd, gdzie wystawioną ma równiutką czwóreczkę. Gdybym miał sobie przypomnieć najlepsze wypite piwa w tym stylu. Lilith pojawiałaby się na czele wymienianej stawki. Mimo to, jakimś cudem, upchnąłem butelkę w piwnicy i o niej zapomniałem…
Intensywnie pachnie nawet na zimno. Mieszanką palonych słodów, gorzkiej czekolady i muśnięciem zimnej kawy z kawiarki.
Niedawno pisałem o Martianie od Radugi, które to piwo mój kolega skwitował słowami: „włazi agresywnie, jak najebany żul o 6 rano do sklepu”. Jeśli Martian to prujący się do obcych ludzi RIS, to Lilith wyzywa na solo wszystkich po kolei, kończąc na Dwaynie Johnsonie, który prosi, aby nie bić za mocno.
Piwo gładkie i… ponadprzeciętnie zadziorne. Uh… aż mnie zakręciło w nosie po pierwszym łyku. Efekt jak po wasabi na sushi z marketu. Podejrzewam, że polska scena piwna nie oferuje w tej chwili innego równie palonego, popiołowego i przeładowanego goryczką z czekolady 95% piwa. Cierpnie od niego jama ustna, a ślinianki dostają wścieklizny. Kwaskowe od palonych słodów i nieznacznie szorstkie. Full agresja, co tu dużo pisać.
Alkohol rozgrzewa, przypomina troszeczkę nalewkę na kukułkach. Intensywna rzecz, tylko dla lubiących hardkor. Nieco zbyt przegięte, nawet jak dla mnie. Po takim imperial stoucie, klasyczny stout musi smakować jak aromatyzowana woda.
Czy leżakowanie wpłynęło na jego profil? Zapamiętałem je jako mniej agresywne, więc karton w piwnicy wytłumił pewnie słodycz na rzecz posmaków palonych. Zgaduję, bo wpływ na moją pamięć mogą mieć nowsze warki. Zdaje się, że o wiele grzeczniejsze. Lubisz oldschoolowe RIS-y?
Wypuść Lilith z piwnicy.
Dwa pudła i Lilith, której leżakować prawdopodobnie nie trzeba. Chociaż nic się nie stanie, jak posiedzi w piwnicy kilka lat. Rochefort zawiodło moje oczekiwania. W następnym przeglądzie przyjrzę się więc wyłącznie „Belgom”. Gdzieś tam spoczywa Duvel w tubie, ponad 6 lat po terminie.
Oby się nie okazało, że trafię trzy pudła :(
4 mar 2020 at 06:52
Powinno być raczej „koronawirusa”.
4 mar 2020 at 10:01
Słusznie, poprawiłem. Dzięki :)