Marzec 2011 roku. Powstaje premierowa warka Ataku Chmielu. Niedługo później pierwsi zainteresowani mogą spróbować nareszcie w miarę dostępnego polskiego AIPA. To wydarzenie do dzisiaj uznawane za przełomowe na polskim rynku piwa, wprowadzające mocno goryczkowe wyroby „na salony”. Konsumenci oczekują kolejnych wysokich dawek alfa-kwasów i takie funduje im przede wszystkim AleBrowarowy Rowing Jack, z premierą w maju 2012 roku, podbijając serca piwoszy w całej Polsce.
Sentymentalny powrót do tamtych czasów
Każdy z Was, kto interesował się piwem na przełomie 2011 i 2012 roku doskonale pamięta kolejne premiery. Hype na piwa rzemieślnicze był wtedy nieziemski, ale wciąż zainteresowani nimi byli tylko totalni zapaleńcy. Pierwsze polskie ciekawe krafty szturmem brały sklepy specjalistyczne, a czasami też hipermarkety. Coś zaczynało się dziać.
Na rynku dostępne były oczywiście Ciechany, Gościszewa, Corneliusy czy piwa z Browaru na Jurze. Popyt na nie zapewne jakiś był, jednak trudno mówić o modzie, które rozwijałaby się bardzo szybko przez kolejne lata. Segment piw regionalnych to była – dla przeciętnego Zielińskiego – raczej ciekawostka i odskocznia. Multitapów właściwie w tamtym czasie nie ma.
W styczniu 2013 roku goszczę na małym spotkaniu poświęconym piwu w Sopocie. Na zaproszenie znajomej. Tam poznaję chłopaków z AleBrowaru. Moja znajoma doskonale wiedziała, że wkręcam się w świat piwa, więc postanowiła zapewnić mi mały „katalizator”. Bartek Napieraj zachęca mnie do założenia bloga. Wtedy zresztą sam jeszcze pisze na smaki-piwa.pl. Na Blog Forum Gdańsk w listopadzie 2013 roku opowiadają wraz z Michałem Saksem, jak z blogowania i pasji rodzi się AleBrowar.
Właściwie, spotkanie z AleBrowarem w Sopocie było dla mnie przełomem. Wracam do domu, kładę się spać śmierdząc laktozą ze Sweet Cowa, a rano zaczynam przygotowania do ruszenia z blogiem. Kupuję domenę i hosting, wybieram mega minimalistyczny szablon. Ale to nie historia o mnie…
Trzeba to przyznać: Rowing Jack i Atak Chmielu to ikony polskiego piwowarstwa rzemieślniczego. Absolutne klasyki. Miewały (i zapewne wciąż miewają) swoje wzloty i upadki. Atakowi Chmielu zarzucano zbytnią karmelowość, Rowing Jack miał problemy ze stałością warek. To piwa nadal chętnie kupowane, jednak ogrom premier często odciąga nas od klasyków, które wydaje nam się, że dobrze znamy i niczym nas nie zaskoczą.
Czy aby na pewno?
Utnijmy więc ten sentymentalny wstęp w tym miejscu i zabierzmy się za piwa. Sprawdźmy, jak czas odcisnął swoje piętno na ikonach, które wciąż pobłyskują na półkach z setkami nowości.
Prezencja
Atak Chmielu, Browar PINTA
Piwo ma kolor mocnej herbaty. Nalewa się z ciemnobeżową gęstą pianą, która ostaje się do końca picia.
Rowing Jack, AleBrowar
Jaśniejszy od Ataku Chmielu, w kolorze miodu wielokwiatowego. Rany… nie wiedziałem, że znam takie kolory. Piana jest nieco mniej efektowna, jednak zbita, kremowa i także zostaje do końca picia.
Mamy remis, chociaż Atak Chmielu minimalnie punktuje za pianę jak w cappuccino.
Aromat
Atak Chmielu
Przede wszystkim ziołowo-leśny. Później do głosu dochodzą tropiki, a po zakręceniu w szkle wyłania się karmelowa słodycz i ciutka diacetylu. Diacetyl objawia się połączeniem herbatników z masłem. Maślane herbatniki. Kiedyś chyba takie sprzedawali za grosze. Od kiedy pamiętam, Atak Chmielu miał w sobie coś właśnie z tych herbatniczków.
Po ogrzaniu aromat przesuwa się w kierunku karmelu i ziół. Nuty tropikalne zanikają. Farewell ;(
Rowing Jack
Z butelki zapachniało bardzo kwaśno. Coś pomiędzy skisłym piwem, a dużą ilością niedojrzałych cytrusów pokroju ananasa czy kiwi. Trochę się przestraszyłem, że będę musiał drałować po drugą butelkę.
W szkle piwo się uspokaja. Aromat jest przede wszystkim zbożowo-ananasowy. Mokre zboże i bardzo dojrzały ananas, na drugim planie. Nic więcej.
Po ogrzaniu ananas przejmuje kontrolę, ale to za mało, aby piwo urzekało.
To starcie wygrywa Atak Chmielu, chociaż obydwóm piwo daleko do dobrego AIPA.
Smak i odczucie w ustach
Atak Chmielu
Piwo jest gęste i pełne. Obawiałem się, że będzie muląco-słodkie, ale tak na szczęście nie jest. Na forach straszono, że niby karmelowy potwór. Bez przesady.
Wysycenie dość niskie i perliste, dzięki czemu Atak Chmielu zyskuje na kremowości. Bardzo przyjemna tekstura.
Smak to przede wszystkim herbatniki i zioła. Do tego trochę karmelu. Goryczka raczej ziołowa, gdzieś tam miga mi tytoń. Brakuje w smaku tych rześkich nut tropikalnych z aromatu. Nie ważne, że w aromacie nie ma ich za wiele. To piwo ich potrzebuje, bo powędrowało zdecydowanie w klimaty angielskie.
Podczas picia czuć nieco alkoholowe grzanie.
Rowing Jack
Jacek jest mocno wysycony, krnąbrny chłopaczyna. Pierwsze skrzypce to jednak totalny miszmasz i rozklekotanie. Z jednej strony o dominację walczy podstawa zbożowa (którą lubię w mniej nachmielonych piwach z Gościszewa), z drugiej strony za wygraną nie daje grejpfrutowa bardzo silna i zalegająca goryczka. Do tego piwo szczypie w język i raczej nie są to bąbelki.
Co zaś się tyczy smaku, brakuje tutaj po prostu ładu ładu. Goryczka wali potężnie po gardle, ale jest nieciekawa i nic jej nie wspiera. W smaku odnajduję zboże i nuty ciasteczek. Zero tropików, ziół może muśnięcie. Co gorsza, po kilku łykach nos zaczyna łapać już tylko zboże i nutki miodowe. Sprawdzam datę: 15.11.2016. Miesiąc do końca terminu, więc jest dość świeżo. Skąd ten miód?
Ocena końcowa
Obydwa piwa to raczej słabi reprezentanci stylu American India Pale Ale. Brakuje im po prostu aromatów i smaków rześkich czy żywiczno-leśnych.
Rowing Jack cierpi na syndrom „totalnego rozpiżgielu”. Z jednej strony krzyczy słodowość, która chce to piwo trzymać w ryzach, z drugiej strony goryczka ostro reaguje i mamy typowe ADHD. Kupy się to piwo nie trzyma, a Jacek powinien się rozglądać w poszukiwaniu szalupy i pomyśleć o psychotropach.
Atak Chmielu wszedł w rejony angielskie niczym XIX-wieczny londyński arystokrata w dzielnice nędzy w poszukiwaniu taniej ladacznicy. Niby miło, niby przyjemnie, ale można lepiej i ciekawiej. Kolor, piana, faktura. To wszystko gra ze sobą jak Lewy z Błaszczykowskim, ale to za mało. W efekcie mamy taki trochę mecz Polaków z Armenią. Niby ma być wpierdol, ale jakoś tego wpierdolu nie można uświadczyć. Taka trochę ustawka 5-latków w przedszkolu. Nikt nie bierze tego na serio.
Nie byłbym jednak szanującym się blogerem, gdybym nie wydał werdyktu. Zwycięzcą powyższego pojedynku klasyków jest Atak Chmielu, jednak jest to zwycięzca o tyle zasłużony, co po eliminacji słabego ogniwa.
Następnym razem zaproszę Pana Sznuka i zrobimy „1 z 10”.
Spodobała Ci się walka klasyków? Jeśli uważasz, że takie zestawienia są ciekawe, pyknij w like poniżej. Dzięki temu będę wiedział, czy kontynuować serię. Dzięki za info!
12 paź 2016 at 22:08
Jaki znowu Jacek? Kuba! Jack The Ripper ;)
12 paź 2016 at 22:21
Jacek „obie formy poprawne” Kuba.
3 lis 2016 at 13:18
Jack to zdrobnienie od John :p
13 paź 2016 at 08:13
Atak chmielu, no dobra, trywiał, ale skąd nazwa Rowing Jack?
13 paź 2016 at 13:23
„15.11.2016. Miesiąc do końca terminu, więc jest dość świeżo. ” Jakie świeżo? Ta data powinna zwiastować, że po cytrusowych aromatach pozostanie mgliste wspomnienie, gdyż one ulatują niestety dosyć szybko…
Ja robiłem już kilka degustacji w ciemno tych przedstawicieli, i to prawie dosłownie w ciemno i w nieprzezroczystym szkle, żeby po barwie nie dało się zasugerować. Za każdym razem wygrywał Rowing Jack właśnie przez lepszy balans, rześkość i cytrusowość. To Atak niestety miał zalegającą goryczkę z lekko przebijającą sie słodowością i na tle Jacka rzeczywiście bardziej przypominał wyspiarską wersję tego stylu.
Ale właśnie ostatnio znalazłem gdzieś u siebie butelkę Rowing Jacka, która była dwa dni po terminie i wtedy niestety wszystko zgadzało się z Twoim opisem. Ze szkła buchała nuda, w smaku tylko gorycz, zero rzeszkości, cytrusowości, nic ciekawego. Być może jest to też zależne od warki i niestety wciąż Ale Browar ma problemy z powtarzalnością, ale wydało mi się to potwierdzeniem tego, że IPY należy pić świeżutkie….
13 paź 2016 at 21:46
Piwo jest w terminie i to jeszcze miecha. Jakie echa? Ma pachnieć. Jest w terminie? Jest zdatne do spożycia? Według browaru zachowa walory do podanej daty, albo chociażby pozory. Natomiast jak AIPA nie pachnie miech przed terminem, to jest kiepska, ot co. Nie ma co tłumaczyć. Piłem wiele piw w tym stylu, mniej świeżych od tego, a wypadały o wiele lepiej.
15 paź 2016 at 19:52
No ja też tak miałem ostatnio. Rowing piłem parę razy, zawsze bardzo mi smakował. Kupiłem ostatnio, niby 2 tyg do terminu – ohyda, zupełnie inne piwo niż poprzednio. I nie wiem – źle przechowane, kiepska partia….. Smutno mi było, bo to piątek wieczór ;0
17 paź 2016 at 08:58
Niestety kraftowe klasyki moim zdaniem zwyczajnie obniżyły loty. Nie zwalał bym tego wrażenia na garb wywindowanych oczekiwań, bo regionalny klasyk w postaci Kormorana Jasnego nadal mi bardzo smakuje.
Słyszałem też ostatnio opinię po spróbowaniu Ataku z beczki, że Pinta przykłada się do nowości zostawiając chyba warzenie ich flagowego piwa jakimś pracownikom sezonowym. Spróbowałem i przytaknąłem.