Głupie pierdolenie o piwie

Po pierwszym zachłyśnięciu kraftem nie mogłem znieść wynurzeń i mądrości moich znajomych, dotyczących piwa. Rozmowy na ten temat w gronie rodzinnym były dla mnie jak spacer wzdłuż krawędzi klifu w trakcie tajfunu. Gotowałem się, ilekroć słyszałem słowa „spirytus”, „dawniej”, „drogie” i „dziwne”, wypowiedziane w krótkich odstępach czasu. Kiedy trafiła się kareta, atakowałem werbalnie. Po latach doszedłem do wniosku, że lepiej tłumaczyć i dyskutować, niż toczyć pianę z pyska i się wściekać.

Zebrałem w jednym miejscu wszystkie utarte stwierdzenia i poglądy, które kłują mnie w tyłek, od kiedy piszę bloga. Mam tylko nadzieję, że słyszycie je rzadziej niż ja.

Przepraszam, to nie są utarte stwierdzenia. To po prostu głupie pierdolenie i czas się z nim rozprawić raz a dobrze.

Piwo to musi być piwo, a nie jakieś takie…

Podobnie można się wypowiedzieć o dowolnym produkcie spożywczym.

Dziwny ciemny chleb z nieznanymi ziarnami? Chleb to powinien być krojony Oliwski za 1,59 zł z Biedry.

Dobrej jakości wino z Festusa czy innej Winicjatywy? A po co mi to, jak mam Fresco albo litrową Kadarkę za 8 zeta?

Kawa single origin i jeszcze parzona w jakiejś pedaliadzie pokroju phinu czy aeropresu? Styknie mi rozpuszczalna O Poranku albo 250 gramów Fort, mocnej jak stół robiony przez dziadka.

Rynek jest skonstruowany tak, że daje wybór pomiędzy tym, co powszechne, a tym, co ściągnąć da się z półki premium. Nie dziwi nas masa produktów z wykręconymi cenami. Nie zaskakują buty, które kosztują więcej niż używany Matiz. Jak krwawy stek na zagorzałego wegeterrorystę, działa na ludzi piwo droższe niż 3 złote za butelkę i inne niż jasne pełne.

Za przejawy snobizmu, dziwactwa, zboczenia i fetyszu uznaje się chęć zgłębiania świata piwa, choć droga whisky jakoś tak nas nie grzeje w pupę. Do mocnego alkoholu z wyższej półki podchodzi się raczej z myśleniem „jak będę dużo zarabiał, to sobie taki kupię„, niźli z szyderczym uśmiechem posłanym w kierunku kogoś, kto do reklamówki pakuje Duchesse de Bourgogne z korkiem.

Okej, piwo to może być piwo.

Ale może to być też Piwo, przez duże P.

Można się godzić na słabą jakość, ale nie można zanegować faktu, że napój ten reprezentowany jest przez bogactwo stylów i wachlarz wariacji.

Jakieś style powymyślali. Piwo ma być jasne, ewentualnie ciemne i mocne!

A kawa ma być czarna, gorzka i ryć sensory jak krajówa z końca lat 90.

Takie style powymyślano też w odniesieniu do whisky, wina, wódki, kawy, herbaty i wielu innych produktów. Śmiejesz się z tych wszystkich dziwacznych wymysłów i uważasz, że to pieprzenie? Obnażasz zatem swoją niewiedzę i ignorancję.

Tak, piwo wyróżnia się ze względu na gatunki czy style. Nie wzięły się one z czapy i są dobrze udokumentowane. Większość z nich odróżni nawet nachlany troglodyta z remizy pod Kartuzami.

Nie śmiej się z innych, tylko dlatego, że sam jesteś ignorantem.

Babskie piwo vel „Kobieto, ty pijesz piwsko?!”

Obrażanie kobiet i traktowanie ich w kategorii głupich blondyn siorbiących Desperadosa przez słomkę, niezbyt ładnie świadczy danym o człowieku i jego szacunku do płci pięknej. Świat piwa był, a czasami nadal jest, broniony przez mężczyzn przed dostępem Pań.

Piwo utożsamiano z czasem wolnym spędzanym przez samców. Nasi pradziadkowie wychodzili na piwo po pracy, Nasi dziadkowie wychodzili na piwo z kolegami z pracy — nie zawsze po pracy. Reklamy niemal zawsze pokazują chillout w męskim gronie. Nawet reklama Karmi obnaża ten stereotyp.

Za młodu kitraliśmy się w krzakach wychylając Volta z kumplami ze szkoły. Czuliśmy się tacy męscy. Testosteron w ledwie obrośniętych jajcach pulsował jak dupsko, po którym dostaliśmy pasem, kiedy ojciec wyczuł od nas po raz pierwszy alkohol.

Z obserwacji większości z Was wynika zapewne, że mężczyzn lubiących piwo mamy więcej, niż kobiet. Zapewne więcej kobiet niż facetów woli też nalewki czy wino. Kobiety z tego powodu nie uważają kolesi popijających Chardonnay czy innego Sauvignon Blanc za zniewieściałych. Nikt nie przypiął nalewce pigwowej miana „chłopięcej” czy „samczej”.

Panie lubią dobre piwo. W grupie stu mężczyzn z mutltiapie mogą nieco ginąć w tłumie, ale zaświadczam, że wiele z nich z chęcią wypije z Tobą dobrego RIS-a albo imperialne IPA, uważane tak często za style, które płci pięknej nie smakują.

Nie bądźmy bucami. Ten świat już dawno przestał być tylko nasz.

Ciemne piwa muszą być mocne

Czasami są, a czasami nie są. Jasne piwa czasami są mocne, a czasami nie są.

Taki Guinness jest ciemny, a nie jest mocny. To piwo w stylu dry stout, który zakłada, że górna granica woltażu to spektakularne 5% alkoholu objętościowo. Niektóre polskie korpolagery mają więcej etanolu niż ten ciemniak i jemu podobne. Inne lekkie ciemniaki?

  • Milk/oatmeal stout,
  • brown/robust porter,
  • dark lager, tmave,
  • munich dunkel,
  • lżejsze wersje black IPA,
  • oud bruin

Nie wszystkie ciemne jak dupa diabła, ale przynajmniej ciemnobrązowe.

Mamy też jasne style, takie jak imperial IPA (w tym triple i quad), american barley wine, rye wine czy niektóre doppelbocki. Kręcą się one w okolicy 10% zawartości alkoholu, a nierzadko poprzeczkę przeskakują ze sporym luzem.

Quatro, Browar PINTAQuatro z Browaru PINTA. 11% alkoholu, a jasne.

Postrzeganie piwa ciemnego jako mocarza wzięło się z tego, że jeszcze kilkanaście-kilkadziesiąt lat temu gros takich piw w Polsce stanowiły portery bałtyckie. Piwowarski skarb Polski to faktycznie rzecz ekstraktywna, ciężka, esencjonalna i trochę grzejąca czajnik.

Jednakże odnoszenie jednego stylu do całej gamy ciemnych piw, to jak porównywanie cierpkiego czerwonego wytrawnego wina do wszystkich win na półce.

No i jest także cała masa Halnych, Romperów, Sternów, Karpackich 10% i innych jasnych likierów, targających sagan mocniej od statystycznego porteru bałtyckiego.

Piwo bezalkoholowe to nie jest prawdziwe piwo!

To może przyjrzyjmy się definicji językowej „piwa”.

pienisty napój, zwykle o małej zawartości alkoholu, otrzymywany przez fermentację ze słodu jęczmiennego, chmielu, drożdży i wody[…]

~Słownik Języka Polskiego

Wiem jednak, że sama definicja jest nieprzekonująca. Ciut bardziej przekonującym może być jednak fakt, że większość piw bezalkoholowych dopuszcza niewielką zawartość alkoholu. Druga — ważniejsza kwestia — to sam proces warzenia. Zacieranie, chmielenie, filtracja i tak dalej. To wszystko, co znamy z produkcji normalnego piwa dzieje się z surowcami, z których powstaje piwo bez alkoholu.

Dba się jednak o to, aby w gotowym produkcie ostało się jak najmniej etanolu. Piwa bezalkoholowe pokroju Żywca czy — o zgrozo — Lecha są tragiczne. Przytaknijcie, proszę.

Na rynku dorwać da się jednak kilka ciekawych piw bez- i niskoalkoholowych, takich jak 1 na 100 z Browaru Kormoran, Miłosław Bezalkoholowe IPA z Browaru Fortuna czy coś od rzemieślniczego browaru specjalizującego się tylko w tym segmencie — Mad Driver.

To są prawdziwe piwa. Wszystko się zgadza, tylko ktoś zabrał im alkohol. Zostawił w nich to, co uznał za najlepsze.

Po co kupować takie drogie piwo? Mam za to czteropak i też się napierdolę.

Po co jeść dobrą włoską pizzę, jak mam za to dwa kilogramy Familijnej z Biedry i nakarmię nią siebie, rodzinę i zostanie dla sąsiada?

Po co pić smaczną herbatę, jak można granulowaną, Minutkę albo Sagę śmierdzącą mułem?

Po co pić dobrą wódkę, jak można trzasnąć Jokera za winklem i uśmiechać się od ucha do ucha?

Po co pić dobre wino, jak można Miód-Lipa i wyjdzie 10 razy taniej?

Po co pić smaczne whisky, jak mam za to trzy butelki Golden Locha czy innego Special Reserve z Tesco?

Po co w ogóle jeść i pić smacznie, jak można chleb z margaryną, a na obiad pulpety ze słoika?

Nie mam prawa mówić komukolwiek, jaki poziom życia powinien go zadowalać. I nie mówię. Ty też nie mów innym. Być może chcą od życia czegoś więcej niż schabowego z ziemniaczkami popitego Tatrą w niedzielne popołudnie. Ciebie to satysfakcjonuje? Nie mam z tym problemu. Mnie satysfakcjonuje coś innego.

Stary, to tylko piwo…

Stary, to tylko auto. To tylko książka, żarcie, smartfon czy mieszkanie.

Nasz świat składa się z wielu elementów, które tworzą wspomnienia i osobisty ekosystem. Lubimy jedno, nie lubimy drugiego. Jaramy się hardstyle’em (to ja!), nie tolerujemy czerwonego koloru, każdego ranka budzimy się z mirko. Co weekend idziemy na ramen, śledzimy seriale na Netfliksie, chcemy być na bieżąco z wynikami sportowymi drużny, której kibicujemy, a mieszkanie musi mieć dwie łazienki.

Każdy z nas ma przecież jakieś preferencje i każdy z nas ma fioła na punkcie konkretnych rzeczy.

Dla jednego to tylko piwo, dla innego aż piwo, bo tak kocha ten świat, że nie wyobraża sobie życia bez możliwości jego poznawania.

I tak dla mnie auto ma jeździć, jako tako wyglądać i niewiele palić. Tak dla kogoś innego auto ma mieć masę systemów, najnowsze technologie, przyspieszać do setki poniżej 4 sekund, a spalanie liczyć mu ma księgowa. W cysternach Lotosu. Nic mi do tego, to jego konik.

Konikiem drugiej osoby mogą być niezwykłe, acz małe aspekty życia i trzeba się z tym pogodzić. Piwo to niewielka rzecz, a potrafi dać wiele emocji, fascynując przy tym, jak pierwsze porno na Neostradzie 128.

Jak piwo może być takie drogie?!

Czasami też zadaję sobie to pytanie! Z drugiej strony, absolutnie nie kumam ceny masy innych produktów.

Wartość piwa uzależniona jest od wielu czynników. To może wymieńmy najważniejsze z nich:

  • surowce (słód, drożdże, chmiel, dodatki),
  • akcyza, opodatkowanie,
  • łańcuch dystrybucyjny oraz marże (hurtownik, sklep, pub itp.),
  • marketing, obecność na festiwalach,
  • płace dla załogi i pracowników sezonowych (np. na festiwalach)

„Piwa z browarów kontraktowych są przede wszystkim podwójnie opodatkowane. Podatki płaci browar macierzysty, podatki płaci też browar kontraktowy. Kluczowy wydaje się też łańcuch dystrybucji, w którym występuje browar macierzysty, browar kontraktowy, hurtownia oraz sklep lub pub. Jest pewien łańcuch, w którym każdy musi zarobić. Piwo jest podwójnie opodatkowane, bo jako firma zatrudniająca normalnie ludzi, płacimy wszystkie wymagane podatki. Bezpośrednio czy pośrednio płacimy także podatek od wprowadzania opakowań jednorazowych na rynek etc.”.

~Bartek Napieraj, AleBrowar

Przeczytaj cały tekst: Dlaczego dobre piwo jest takie drogie?

Na tym wszystkim browar musi jeszcze zarobić. Nie będę pisał o amortyzacji czy spłacaniu zaciągniętych kredytów. Efekt skali ma również niebagatelne znaczenie, bo inne ilości surowców zamawia duży gracz, a inne malutki browar w garażu.

W wielu przypadkach jakość takiego piwa tłumaczy jego cenę. Podobnie jest z lagerem w puszce za 2 złote.

Nie szkoda Ci na to kasy?

Bardziej szkoda mi kasy na Tyskie z kija w knajpie za dychę, w którego cenie mam świetne piwo w multitapie.

Temat poruszałem kilka lat temu w tekście Syndrom odwrotnej żałości:

Zastanawiam się tylko, dlaczego nie mamy problemu z głupią stratą kasy: na lody kręcone, frytki, zapiekankę czy jakieś słodycze. […] Z drugiej strony, tak ogromny problem mamy, kiedy chcemy kupić sobie dobre piwo. Przecież podobnie jak z łakomstwem, zaspokajamy potrzebę niższego szczebla. Pijemy dobre piwo dla smaku, prawda?

Często nie żałujemy tych 30 złotych na krowę wódki, która jest fajna do poranka dnia następnego. Jednak żałujemy tę samą kwotę na piwo niesamowite i nietuzinkowe, które zapamiętamy prawdopodobnie na długie lata. Wydaje się więc, że przy tej samej kwocie, piwo wygrywa. Bo dostarcza lepszych doznań niż tylko reset u znajomych. W rzeczywistości, większość wybierze krowę wódki. Prawie za każdym razem, gdy w piątek stanie przed podobnym wyborem. Bo potrzeba wprowadzenia w siebie alkoholu jest większa, niż potrzeba odkrywania i smakowania.

Piwo to produkt spożywczy, dostarczający nie tylko etanolowej bomby do krwiobiegu. Dobre piwo jest jak wykwintne danie w luksusowej restauracji. Złożone, nietuzinkowe, do zapamiętania na dłużej niż sushi z Żabki zjedzone na gastro.

Podziwiamy i wypytujemy znajomych o ich wrażenia z wizyty w lokalnej restauracji. Dyskutujemy o natural wine, mocnych alkoholach z wyższej półki, wymyślnych drinkach za 30 złotych. Nie mniej ciekawe piwo zdajemy się trzymać na uboczu percepcji, rechocząc głośno, ilekroć rozmówca zdradzi, że zdarzyło mu się przekroczyć magiczną kwotę 4,99 zł za butelkę.

Piwo już dawno przestało być napojem dla lumpenproletariatu. Warto to sobie uświadomić sobie.

Kwaśne znaczy zepsute i niepijalne

Kwaśne oznacza, że ktoś postanowił — dobrze to będzie smakować w kwaśnej wersji. O ile efekt jest zamierzony, piwo sour to świetna odskocznia od klasyki. Zgodzę się, że to coś, czego do niedawna nie znaliśmy. Nie ma się czego bać, to po prostu jedna z wielu wariacji.

Przeczytaj:
Klasyczne style kwaśne, które powinieneś poznać >>>

Mętne to lepsze, bo niefiltrowane

Wątpię, aby ktokolwiek chciał napić się piwa z taką ilością osadu, jak na załączonym zdjęciu.

Edi Niefiltrowane

Świat smaków nie jest czarno-biały. Takie generalizowanie szybko wpycha w myślenie: „X jest zawsze lepsze od Y”. Kajzerka jest zawsze lepsza od szwedki, herbata czarna od zielonej, żurek od białego barszczu, Samsung od Huawei, Windows od Linuxa. Zawsze.

Piwo lepsze to takie, które pasuje komuś bardziej. Tylko i wyłącznie. Nie mają znaczenia oceny, styl, opinie znajomych, cena, etykieta, kolor, piana, legendarność czy zmętnienie. Nie można powiedzieć, że z całą pewnością, piwo niefiltrowane — postawione obok filtrowanego — wygra w każdym starciu.

Brak filtracji (i pasteryzacji!) utkwił w głowach za sprawą marketingu i poczucia, że napój ten pozostał poniekąd nietknięty w procesie produkcji. To tak jak zapiaszczonymi truskawkami prosto z krzaka, świeżo wyciskanym sokiem czy domową nalewką z osadem na dnie. Brak ingerencji na etapie filtracji kojarzy nam się z tym, co bardziej naturalne i lepsze.

A że proces produkcji niefiltrowanego przemysłowego piwa był w większości zautomatyzowany? Że do jego uwarzenia użyto surowców niesłodowanych, enzymów i metody HGB? Aj tam! Ważne, że niefiltrowane, co nie? ;)

Te piwa pokroju Żubra czy Harnasia to już nawet w składzie nie mają chmielu, tylko jakiś tam ekstrakt z chmielu

Reklamy piwa wcisnęły nam kit, że do kadzi sam piwowar wsypuje garściami świeże, zielone jak kolorowy zakreślacz szyszki szlachetnego chmielu. Wyobraźcie sobie, jak musi boleć kolesia ręka, aby zapewnić nachmielenie piwu dostępnemu w każdej najbardziej zapyziałej wsi. Pewnie choruje na łokieć piwowara.

Wyróżnia się trzy formy, w jakich chmiel jest przechowywany:

  • świeże szyszki — szybko tracące na świeżości. Trzeba je jak najszybciej wykorzystać, tj. najlepiej zaraz po zbiorach.
  • granulat chmielowy — zmielone i sprasowane szyszki chmielu (pellet). Forma najczęściej stosowana, także w piwowarstwie domowym.
  • (izomeryzowany) ekstrakt chmielowy — płynny ekstrakt z szyszek chmielu.

granulat-chmielowyGranulat chmielowy, fot. Daniel Lobo (CC BY 2.0)

Ekstrakt chmielowy nie jest niczym nadzwyczajnym. Ot przyprawa w formie gęstego syropu. Łatwiej go dozować, przechowywać, jest również trwalszy i stabilniejszy.

Twierdzenie, że piwo z ekstraktem chmielowym będzie lepsze od tego z granulatem to jak utwierdzanie się w przekonaniu, że pomidorowa na wywarze z bulionetki wyjdzie lepsza od tej na wywarze z kostki.

Nie da się zrobić piwa powyżej n% bez dolewania spirytusu

Jakim cudem da się więc zrobić wino w gąsiorze? Przypomnijmy sobie zatem, skąd bierze się alkohol.

Fermentacja alkoholowa

Obrazek: 6win.pl

W procesie fermentacji alkoholowej, cukry obecne w brzeczce (czy dowolnym innym nastawie) zamieniane są na alkohol i dwutlenek węgla. Dzieje się tak dzięki pracy drożdży.

Proste.

Skoro z nastawu na wino idzie wyciągnąć więcej niż 10% alkoholu, to czemu z piwem ma się nie udać? Wystarczą odpowiednie drożdże, najlepiej uprzednio „rozkręcone” i spora dawka cukru w brzeczce, aby miały czym się posilać.

Są oczywiście granice, które trudno przeskoczyć. Drożdże piwowarskie nie wytrzymają pewnego stężenia alkoholu, dlatego piwo można dodatkowo… wymrozić. Kilka procent alkoholu w te czy w te, to żaden problem dla piwowara. Jeśli ktoś nie wierzy, może uwarzyć coś ciekawego w domu i wyciągnąć ponad 8% na poluzowanym pasku.

Wystarczy chcieć to sprawdzić, zamiast pieprzyć kocopoły.

 

20 Komentarzy

  1. Rewelacyjny artykuł.

  2. Gdzie niby w krafcie jest podwójne opodatkowanie?

    • Nie tylko w krafcie. W koszcie wytworzenia mieści się podatek od nieruchomości i bardzo znacząca akcyza. Którą na koniec należy jeszcze powiększyć o podatek vat…

      • No tak, ale to nie tylko Kraft. W każdej branży na każdym etapie, każdy podmiot płaci podatek od swojej, dolozonej do całości części ostatecznej ceny, za co finalnie i tak płaci klient. Nie tylko Kraft…

        • Chodzio o to że jak masz browar kontraktowy warzacy w np. Zarzeczu to i browar kontraktowy płaci podatek i browar w Zarzeczu też

      • Ale tak ma każdy. Jak masz busa to płacisz podatek Ty, płaci stacja benzynowa, płaci rafineria i płaci też ten co ropę sprowadza. Co w tym niezwykłego?

  3. Od dawna intuicyjnie nie pijam piw tańszych niż 4-5 zł w Auchanie (w innych sklepach drożej) oraz unikam produkcji browarów „przemysłowych” jak Żywiec, Tyskie, Lech itp, po przeczytaniu tego artykułu lepiej rozumiem już dlaczego :) Swoją drogą ostatnio zachwyciło mnie jasne piwko Roch z Bolkowa.

    • Proszę wyrobić sobie drugą intuicję – intuicję ostrożności, bo dokładnie na przeświadczeniu, które Pan opisuje bazują różnej maści cwaniacy, którzy wciskają najgorszy chłam w segmencie 8-12 zł.

  4. Nie szkoda kasy? To tylko piwo. Najlepsze niepasteryzowane.

  5. Mój ulubiony fragment to ten o łokciu piwowara. Dotyczy całego przemysłu, cokolwiek by to nie było. A ludzie się wciąż nabierają.

  6. O piwie nie wiem zbyt dużo (co prawda na pewno więcej niż w czasie kiedy sama karmiłam współrozmóców tymi farmazonami, kiedy Familijna z biedry była podstawą mojej diety) więc udało mi się znaleźć odpowiedzi na niektóre pytania, które sama zadawałam (temat ciemnych piw :o)

    Zaśmiałam się kilka razy, zdarzyło się nawet na głos :) Bardzo dobrze się to czyta, na pewno zajrzę do innych wpisów <3

  7. piwożłopJacek

    26 sty 2019 at 22:25

    taki jakiś mało odkrywczy, za to „obrazoburczy” ten wpis. No ale po kolei:
    Ad 1 Dla większości (99% jakieś) „piwo” oznacza lagera/dolniaka/pilsa. Zwał jak chciał.Odkrywcze? Ni wuja. Taka gmina…
    Tradycja piwowarska w naszym regionie jest jaka jest.
    PS I mi tu z Grodziskim nie wyjeżdżaj, bo i tak nikt nie wie, jak powinien Grodzisz smakować.
    Ad 2 Jak wyżej
    Ad 3 To akurat nie jest o piwie, tylko o naszym prymitywno – patriarchalnym społeczeństwie
    Ad 4 Wynika z 1 2. Niestety dolnofermentacyjna tradycja wsparta została latami piwnej posuchy. Lager, żeby był mocny, raczej bywa ciemny. Porterów bym tu nie mieszał. Moi „wstępni” zawsze rozróżniali portera jako osobny byt. Wojak Mocny czy Warka Strong są raczej punktem odniesienia na skali barwy.
    Ad 5 Beza to jednak nie piwo. Dla 1/100 robię wyjątek. Dzieło geniuszu warte Nobla.
    Fermentacja jest kluczowym procesem, jak dla mnie. Sok z Cabernet to też nie Bordeaux.
    Ad 6 Bez uwag.
    Ad 7 To kwesta potrzeb – albo chcę przeżyć jakieś smakowe uniesienie, albo się nażreć, napić itd. Różne ludzie mają potrzeby. Miłośnik opery czy prozy Prousta może żreć mielonkę z JBB zapijając Tyskim. I co mu zrobisz? Ja Cię rozumiem. kompleks niższości miłośnika piwa. też tak mam. W dobrej knajpie karta win ma z 10 stron, a z piw tylko lech i tyskie…. Ale staram się mieć to w d. Generalnie nie wartościuję ludzi w/g ich potrzeb.
    Reszta punktów albo wynika z powyższych, albo jest stękaniem o brak wiedzy. To drugie jest żałosną próbą dowartościowania. Zapewniam Cię, że ludzie nie wiedzą jak się robi kiełbasę, ser, twaróg, jak się piecze chleb. Mam założyć bloga, żeby nad tym ubolewać?
    Toby dopiero było głupie pierdolenie!

    • Albo miałeś wybitnie zły humor, albo słabo czytałeś tekst, albo absolutnie źle go odebrałeś, skoro uważasz, że tekstem próbowałem się dowartościować. Bo tak można powiedzieć o każdym moim tekście, skoro piszę o czymś, o czym ludzie nie mają pojęcia (a więc – jak piszesz – wykazuję ich brak wiedzy i pokazuję, jak sprawy się mają). Niemniej dziękuję za komentarz, choć pięknie mi się pogryzło w nim Twoje „prymitywno – patriarchalnym społeczeństwie” z pojechaniem mi „[…] stękaniem o brak wiedzy. To drugie jest żałosną próbą dowartościowania.” :)

      • piwożłopJacek

        27 sty 2019 at 12:42

        No sorry. To nie miała być mowa nienawiści ;-). Ale niestety zamieszczanie na piwnym blogu tekstów podających absolutne podstawy rzemiosła jest, dla mnie oczywiście, całkowicie bezprzedmiotowe. Blog jest dla miłośników piwa. Ludzi raczej zorientowanych. Więc po co? No i jak ktoś ma zły humor, bo zamiast piwa żre antybiotyk, to mu się wydaje, że się Pan Łukasz popisuje.
        PS Pisz dalej, bo lubię Twoje felietony

        • Mylisz się. Blog jest da wszystkich, a jego głównym celem jest i była edukacja, a przede wszystkim przyciąganie do kraftu. Niektóre teksty są reakcyjne, dla „wyjadaczy”, ale spora część jest dla osób niezaznajomionych ze światem piwa (stąd np. cały cykl „Piwna Edukacja”).

    • Lager przybył do Polski z Niemiec i jest tu elementem obcym kulturowo. Jeszcze w połowie XIX. wieku zdecydowana większość piw warzonych w kraju była „górniakami”.

  8. Tak, ale browary kontraktowe występują tylko w krafcie. Kompania Piwowarska nie wynajmuje browaru w Lwówku Świat bomaja sporo swoich. Więc podwójne opodatkowanie jeśli chodzi o piwo to tylko Kraft

  9. Przyczepiłbym się tylko do

    „Brak filtracji (i pasteryzacji!) utkwił w głowach za sprawą marketingu i poczucia, że napój ten pozostał poniekąd nietknięty w procesie produkcji. ”

    oczywiście tylko do nawiasu, ale cytat byłby krótki i wyrwany z kontekstu :)
    O ile nadużywane marketingowo jest pojęcie „niepasteryzowane” a faktycznie piwo powinno być nieutrwalane, to mam nadzieję że nikt nie podważa nieutrwalanego piwa biorąc naturalnie pod uwagę szerszą skalę: bo niestety nieutrwalane najświeższe piwo pite wprost z browaru może być sikaczem większym od europiwa o czym kilka razy przekonałem się jak ta biedna biała myszka z laboratorium piwowara sadysty :)
    Nie prowadzę na szczęście ogólnokrajowej kampanii jako przedstawiciel firmy produkującej oprzyrządowanie do minibrowarów by uprzeć się w jednym tylko toku rozumowania więc nie boję się powiedzieć że przynajmniej kilka minibrowarów i browarów restauracyjnych powinno się w Polsce zamknąć nakazem sądowym , ale fakt że temat „pierwszodniowego” piwa pitego na miejscu nie jest wystarczająco mocno akcentowany w naszym kraju (a w zasadzie to nie jest znany!) potwierdza mnie tylko w czarnej wizji że rewolucja piwna poszła w złym kierunku.

  10. Doskonały tekst, aż żałuję że nie zacytowałem kilku wujkom w czasie świąt ^^ pozdro!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *